Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Mają na nas oko

Kamery w miastach - wszędzie nas widzą

Operatorów kamer szkoli się m.in. z mowy ludzkiego ciała, co ma ułatwić im właściwą i szybką interpretację zachowania obserwowanych osób. Operatorów kamer szkoli się m.in. z mowy ludzkiego ciała, co ma ułatwić im właściwą i szybką interpretację zachowania obserwowanych osób. Michał Kość / Reporter
Dla części obywateli coraz powszechniejsze systemy miejskiego monitoringu to gwarancja bezpieczeństwa. Dla innych to dowód rosnącej inwigilacji.
Podczas monitorowania dochodzi do przetwarzania naszych danych osobowych i ingerencji w prywatność.Donat Brykczyński/Reporter Podczas monitorowania dochodzi do przetwarzania naszych danych osobowych i ingerencji w prywatność.
Polskie społeczeństwo o monitoringu niewiele wie i dlatego, nie dostrzegając płynących z niego zagrożeń dla prywatności, godzi się na jego szerokie stosowanie.Paul Jackson/Ikon Images/EAST NEWS Polskie społeczeństwo o monitoringu niewiele wie i dlatego, nie dostrzegając płynących z niego zagrożeń dla prywatności, godzi się na jego szerokie stosowanie.

Rozbieżności w ocenie monitoringu nie byłyby tak skrajne, gdybyśmy mieli ustawę regulującą jego stosowanie. A tej, mimo wystąpień o nią kolejnych już rzeczników praw obywatelskich i generalnych inspektorów ochrony danych osobowych, nie możemy się doczekać.

Monitoring wizyjny (z ang. closed circuit television – CCTV) pojawił się w Polsce za rządów Edwarda Gierka, kiedy to otwarty w 1976 r. warszawski Dworzec Centralny wyposażono w pierwsze kamery. Dziś w Warszawie jest już ich tyle, że prawie każdy jej mieszkaniec, od chwili wyjścia z domu, trafia w pole widzenia którejś z nich. Na drzwi i balkon jego mieszkania, na przydomowy śmietnik i parking spoglądać może kamera zainstalowana przez wścibskiego sąsiada, wspólnotę mieszkańców, zarząd mieszkaniowej spółdzielni czy zarządcę apartamentowca. Ważniejsze ulice, place i parki są obserwowane przez 407 kamer obsługiwanych całą dobę przez 180 operatorów z Zakładu Obsługi Systemu Monitoringu (ZOSM) podległego prezydentowi miasta. Dodatkowo 23 kamery policyjne monitorują ruch drogowy na ważniejszych skrzyżowaniach. Kamery mamy też na stacjach benzynowych, parkingach, w przejściach podziemnych, w bankach i przy bankomatach, na dworcach, w supermarketach, na lotnisku, w metrze i miejskich autobusach. Znajdziemy je w kantorach, a wręcz naszpikowane są nimi tzw. inteligentne biurowce. Kamery wiszą w szkołach, przedszkolach, zakładach karnych, kościołach, szpitalach, izbach wytrzeźwień i domach pomocy społecznej. W zasadzie są już wszędzie.

Dzięki zoomowi cyfrowej kamery jej operator odczyta numer rejestracyjny samochodu i uzyska wyraźny wizerunek twarzy człowieka (pozwalający na identyfikację) z odległości kilkuset metrów. Najczęściej nawet nie wiemy, z jakiego kierunku i z jakiej odległości wpatruje się w nas jej obiektyw. Może to być kamera skierowana na jeden obiekt (np. wejście do banku), jak i kamera obrotowa, monitorująca okolicę w zaprogramowanym cyklu lub obsługiwana przez operatora. A ten, powiększając i przybliżając obraz, może dostrzec, jak ktoś na ulicy wyrywa kobiecie torebkę, parkuje samochód w miejscu zagrażającym bezpieczeństwu przechodniów, wszczyna bójkę, załatwia potrzebę fizjologiczną czy też zamalowuje wyborcze plakaty.

Operator może też zaglądać damom w odsłonięty dekolt, przyglądać się niesionym przez nas i wkładanym do samochodu pakunkom (a nuż są to „fanty” z włamania), pilotować przejście przez monitorowany obszar grupki młodych ludzi w kapturach (to grupa podwyższonego ryzyka) i spoglądać nam na ręce, kiedy siedząc na parkowej ławce częstujemy sąsiada cukierkiem (bo może to działka narkotyku). Ale „kupiony” operator może też wysłać esemesa do redakcji tabloidu, że celebryta lub polityk akurat zasiadł z jakąś panią w kawiarnianym ogródku. W każdej chwili sterowanie kamerą i obraz z niej przejąć może funkcjonariusz policji czy innej służby, a pozyskane nagranie wykorzystać do szeroko rozumianych celów operacyjnych.

Kamer w Warszawie wisi już tyle, że operatorzy z monitorowanych rejonów miasta mogą zestawiać całą trasę przejścia manifestacji. Mogą obserwować czoło pochodu, jego środek i maruderów. Potrafią też śledzić przejazd samochodu przez całe miasto, np. od wjazdu od strony Poznania, po wyjazd w kierunku na Terespol. W pasażu Wiecha wiszą kamery z tzw. inteligentną aplikacją. Porównują one widok ściany budynku z widokiem zapisanym parę minut wcześniej w jej pamięci, podczas poprzedniego najazdu kamery. Taka kamera pozwala demaskować mażącego ścianę grafficiarza lub osobę naklejającą w niedozwolonym miejscu reklamowe lub wyborcze plakaty.

– W Warszawie mamy jeden z najnowocześniejszych na świecie systemów monitoringu i dlatego producenci kamer chętnie testują u nas techniczne nowinki – mówi Jacek Gniadek, dyrektor Zakładu Obsługi Systemu Monitoringu. Nowoczesne kamery potrafią analizować rozmieszczenie stałych i ruchomych obiektów na monitorowanym obszarze i zaalarmować operatora, gdy na ławce przystanku lub w dworcowej hali pojawi się przedmiot, który od iluś już minut nie zmienia swego położenia. Może to być zapomniany uczniowski plecak, ale i pakunek z bombą. Są już kamery rejestrujące ruch wykraczający poza ogólną normę, np. reagujące na nagle przebiegającą osobę czy wymachującą ramionami.

Wydział techniczny warszawskiego ZOSM testuje dziś kamery, które potrafią zidentyfikować osoby znajdujące się w ich zasięgu. Mogą to być osoby zgłoszone jako zaginione i poszukiwane listami gończymi. Najnowsze kamery umożliwiają oznaczenie widzianej na monitorze osoby, po czym kamera automatycznie już śledzi ją i nagrywa. Operatorów kamer szkoli się m.in. z mowy ludzkiego ciała, co ma ułatwić im właściwą i szybką interpretację zachowania obserwowanych osób. Bo w końcu nie tyle jest ważne to, co operator widzi, ale jak zareaguje.

Bariera dźwięku

Włodarze Mławy w trosce o bezpieczeństwo mieszkańców zdecydowali się nawet na pokonanie bariery dźwięku. W lipcu br. w mieście pojawiły się obrotowe kamery rejestrujące obraz, dodatkowo wyposażone w mikrofony rejestrujące dźwięk na monitorowanych ulicach, i głośniki, przez które operatorzy mogą też pouczać mieszkańców. Burmistrz Sławomir Kowalewski w wypowiedziach dla mediów tłumaczył, że mikrofony nie podsłuchują rozmów, a jedynie wychwytują dźwięki wyróżniające się: wołanie o pomoc, włączony alarm, odgłos tłuczonego szkła itd.

Nie przekonał ani mieszkańców, ani opozycyjnych radnych domagających się wyłączenia ledwie co zainstalowanych mikrofonów. Według portalu naszamlawa.pl, burmistrz protesty skwitował tak: „Przeciwko tym rozwiązaniom najgłośniej protestują środowiska sprzyjające przestępcom”. Mławska inwigilacyjna nowinka spotkała się z potępieniem ze strony Fundacji Panoptykon i Fundacji Helsińskiej. Powodów do wprowadzania dźwiękowej inwigilacji mieszkańców nie widzi dr Wojciech R. Wiewiórowski, generalny inspektor ochrony danych osobowych. – Nasz głos, podobnie jak i wizerunek, należy do chronionych prawem danych osobowych – podkreśla.

Dlaczego systemy monitoringu wizyjnego w ostatnich latach stały się tak popularne? Niektórzy badacze tego zjawiska uważają, że wpłynęło na to zakończenie zimnej wojny, które wymusiło na koncernach zbrojeniowych poszukiwanie nowych zamówień na cywilnym rynku bezpieczeństwa obywateli. Do rozpropagowana monitoringu przyczyniły się też media elektroniczne (telewizja i Internet), do których zaczęły trafiać nagrania z miejskich i policyjnych kamer: nagrania bójek, prób kradzieży samochodów, aktów wandalizmu, a także ludzkiej głupoty. Choćby filmik z nocnego przemarszu warszawską ulicą czwórki rozebranych do rosołu młodzieńców, za którymi ich koleżanki niosły buty i ubrania, czy drastyczne nagranie pokazujące, jak wjeżdża pod pociąg pijany rowerzysta, który ominął opuszczone na przejeździe szlabany.

Najciemniej pod latarnią

Kariera takich nagrań utrwala przekonanie, że kamera potrafi wszystko dostrzec, a jej obecność oddziałuje też prewencyjnie. Ale przypadek rowerzysty pokazuje, że kamera na kolejowym przejeździe nie zapobiegnie wypadkowi. Szacuje się – MSWiA nie dysponuje takimi danymi – że monitoring wizyjny (od kilku do kilkuset kamer) ma ok. 80 proc. polskich miast. Tyle że w małym mieście, gdzie jedyny dyżurny radiowóz ma limit zużycia paliwa, pożytek z monitoringu może być niewielki, jeśli nie ma możliwości natychmiastowej reakcji na dostrzeżone przez operatora zdarzenie. Tańsze i bardziej przydatne dla bezpieczeństwa mieszkańców może być włączenie w nocy wszystkich miejskich latarni.

Ustawienie na rogatkach miasta tablic z napisem „Miasto monitorowane” jest oszustwem wobec jego mieszkańców, jeśli system monitoringu obejmuje jedynie kilka kamer postawionych przy głównym skrzyżowaniu i przed ratuszem. Doświadczonego przestępcy to nie odstraszy, a mieszkańcom da złudne poczucie bezpieczeństwa. Zadowolone będą tylko władze, które na koniec kadencji pochwalą się, że ufundowały nie tylko aquapark, ale i monitoring. A ten instalować jest coraz łatwiej. Pojawiły się już firmy, które oferują bezpłatną instalację. Miasto Bytom z takiej oferty skorzystało i płaci tylko za dzierżawę systemu.

Upowszechnianie monitoringu wizyjnego budzi też protesty. Ubiegłoroczny Międzynarodowy Dzień Sprzeciwu Wobec Inwigilacji obchodzony 11 września, w rocznicę terrorystycznego ataku na USA, w Polsce poświęcono monitorowaniu zachowań obywateli na ulicach. Z opublikowanych materiałów opracowanych przez działaczy Fundacji Panoptykon można się dowiedzieć, że polskie społeczeństwo o monitoringu niewiele wie i dlatego, nie dostrzegając płynących z niego zagrożeń dla prywatności, godzi się na jego szerokie stosowanie.

Zwolennicy monitoringu twierdzą m.in., że wpływa on na spadek przestępczości. Rzecznik Komendy Stołecznej Policji podinsp. Marcin Szyndler twierdzi, że w niektórych miejscach po zainstalowaniu kamer poziom popełnianych przestępstw i wykroczeń obniżył się nawet o 60 proc. Nie potrafi jednak odpowiedzieć na pytanie, czy objęcie monitoringiem ważniejszych ulic i placów nie „wypchnęło” z nich przestępców na ulice bez monitoringu. Takie zjawisko dostrzeżono w Wielkiej Brytanii, w kraju uchodzącym za najbardziej monitorowany. To do angielskich danych i doświadczeń sięgnął gen. Adam Rapacki, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, odpowiadając w 2010 r. generalnemu inspektorowi ochrony danych osobowych na pytanie o zakres, pożytek i prawne podstawy stosowania monitoringu w Polsce. Rapacki napisał: „Jak wynika ze statystyki ogłoszonej w 2007 r. w W. Brytanii narodowej strategii CCTV, tysiąc kamer wykrywa jedno przestępstwo rocznie, a 90 proc. obrazów nie jest kwalifikowanych jako dowód przed sądem”.

Ósme miejsce kamery

W Polsce badania w 2008 r. prowadził dr Paweł Waszkiewicz z UW, autor książki „Wielki Brat Rok 2010” i pracy doktorskiej o kryminalistycznych, kryminologicznych i prawnych aspektach monitoringu wizyjnego. Miały one wykazać, czy instalowanie monitoringu wpływa na zmniejszenie się poziomu przestępczości na monitorowanym obszarze i zwiększa poczucie bezpieczeństwa zamieszkałych tam osób. Okazało się, że instalacja kamer (w czterech miejscach na warszawskiej Woli) ani istotnie nie wpłynęła na zmniejszenie się liczby przestępstw i wykroczeń, ani na poczucie bezpieczeństwa mieszkańców. Wśród czynników o największym wpływie na bezpieczeństwo kamery znalazły się dopiero na ósmym miejscu, przegrywając m.in. z patrolami policji, oświetleniem ulic i czujnymi sąsiadami.

Wyniki tych badań nie powinny jednak skłaniać do wniosku, że kamery należy wyrzucić na złom. Często są przydatne, a nawet niezbędne, choćby w miejscach masowych imprez sportowych i kulturalnych, w celach dla niebezpiecznych przestępców i w innych obiektach, gdzie obywatele mają ograniczoną swobodę i mogą być narażeni na szykany ze strony personelu.

Dzięki analizie nagrań monitoringu sporo takich zdarzeń ujawnili pracownicy rzecznika praw obywatelskich. Od stosowania siły wobec wychowanka domu poprawczego w Głogowie, po przymusowe rozbieranie pacjentki izby wytrzeźwień w mieście T. przez pracujących tam mężczyzn i ich obecność w pokoju przyjęć podczas jej badania przez lekarza. W innej izbie pacjent został rzucony na podłogę, rozebrany i bez ubrania zawleczony do sali. W izbie szczecińskiej kontrolerzy po obejrzeniu nagrań zarekomendowali „zamianę miejsca montażu kamer w sanitariatach dla kobiet i mężczyzn w taki sposób, by części intymne osób załatwiających potrzeby fizjologiczne nie były widoczne na obrazie transmitowanym przez kamery”. Monitoring potwierdził też wykorzystywanie mieszkańców Domu Pomocy Społecznej w Gołuszycach do prac przy sprzątaniu pomieszczeń, choć należało to do obowiązków opłacanego personelu DPS.

Monitoring powinien być stosowany w rzeczywiście koniecznych sytuacjach i zarówno zdaniem prof. Ireny Lipowicz, rzecznika praw obywatelskich, jak i dr. Wojciecha R. Wiewiórowskiego istnieje pilna potrzeba przyjęcia ustawy o monitoringu. Dzisiaj dotyczące go przepisy są rozproszone w ustawach o policji, o strażach gminnych, o samorządzie gminnym, o ochronie mienia, a także w aktach niższego rzędu, choć dotykają one podstawowych praw i wolności obywateli.

Patrzenie na ręce

Podczas monitorowania dochodzi do przetwarzania naszych danych osobowych i ingerencji w prywatność. Dr Wiewiórowski uważa, że urządzenia służące do monitoringu mogą być stosowane wyłącznie jako środki pomocnicze, jeśli istnieje cel rzeczywiście uzasadniający ich użycie i kiedy inne środki, niewymagające pozyskania obrazu z kamer, okażą się niewystarczające lub niemożliwe do zastosowania.

W Polsce nie ma obowiązku informowania, że dany obiekt lub obszar miasta objęty jest monitoringiem, ani obowiązku informowania (jak w niektórych krajach), kto jest administratorem kamery i nagrań. W Hiszpanii każda nagrana osoba ma prawo wglądu do nagrań i żądania ich usunięcia. Nie uregulowano u nas maksymalnego czasu przechowywania nagrań z monitoringu, np. we Włoszech wolno je trzymać maksymalnie przez 7 dni. Te z warszawskich ulic i placów przechowywane są przez 30 dni, a z dworców w Polsce nie wiadomo jak długo, bo zdaniem rzeczniczki PKP jest to tajemnica.

W ustawie trzeba będzie też zapisać, wydawałoby się tak oczywistą rzecz, że niedopuszczalne jest instalowanie kamer w przebieralniach, przymierzalniach, toaletach i hotelowych pokojach. Nieuregulowaną sprawą jest przechowywanie i wykorzystywanie nagrań z monitoringu przez policję i służby specjalne. Samorządowe kamery, tak jest np. w Warszawie, dokonują nagrań, których wyłącznym dysponentem od razu zostaje policja. Może ona z nich zrobić użytek procesowy, operacyjny (czyli nawet zachować na inną okazję), przekazać innej służbie bądź też i mediom. Nie uzyskaliśmy w stołecznej komendzie odpowiedzi na pytanie, kto i czym się kieruje, podejmując takie decyzje.

Wątpliwości i spraw do uregulowania jest wiele. Dlatego warto popatrzeć władzy na ręce, by niepotrzebnie i nie za dużo patrzyła na nas.

Polityka 36.2011 (2823) z dnia 31.08.2011; Kraj; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Mają na nas oko"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną