Najliczniej do sklepów ruszyli myśliwi, mile zaskoczeni możliwością zakupu pistoletów oraz rewolwerów. Ot, wypadek przy pracy. Wraz z nowelizacją ustawy o broni ważność straciło rozporządzenie wyłączające używanie broni krótkiej przez tę grupę, a w mocy zostało inne, określające w dżulach, jakiej broni można używać do polowań, by zwierzę nie cierpiało, zabite od razu. W praktyce okazało się, że niektóre mocniejsze pistolety i rewolwery spełniają kryteria zawarte w rozporządzeniu o broni do polowań. Myśliwym to w smak. Argumentują: dzik szarżujący na polowaniu stanowi zagrożenie śmiertelne, a broń długa w podobnych okolicznościach nie chroni skutecznie myśliwego.
Kupują ci, którzy już broń mają, ale chcieliby więcej. A także nowi kandydaci na myśliwych, sportowców i kolekcjonerów. Kupił i Jarosław Lewandowski, redaktor naczelny magazynu o broni „Strzał” i prezes zarządu Fundacji Rozwoju Strzelectwa w Polsce. Parę lat temu bezskutecznie starał się w policji o zgodę na zakup drugiej sztuki broni do ochrony osobistej. Wówczas otrzymał pismo, że prawo do drugiego pistoletu nie będzie mu przyznane – „bo jeszcze nie użył pierwszego”. Nawet nie było od czego się odwoływać. Policja miała prawo do arbitralnej oceny. Po latach jednak z jego fundacji wyszedł projekt nowelizacji ustawy o broni i amunicji, kładący nacisk m.in. na uściślenie kryteriów przyznawania pozwoleń. Ustawę i tak trzeba było znowelizować, żeby dostosować prawo do standardów unijnych. Przy okazji fundacja wywalczyła swoje uściślenia. Nowelizacja weszła w życie w marcu 2011 r. Teraz państwu trudniej jest blokować dostęp do broni.
W Warszawie w pierwszej połowie tego roku sprzedano 1,4 tys. sztuk broni, niemal tyle samo co w całym 2010 r. Wnioski o pozwolenie na broń złożyło 45 sportowców, prawie dwukrotnie więcej niż przez cały 2010 r.