Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Obyczaje Wiejskiej

Przewodnik dla nowych posłów

Najbardziej charakterystyczne elementy wystroju sali obrad - flaga i godło - niedawno przeszły gruntowne czyszczenie. Najbardziej charakterystyczne elementy wystroju sali obrad - flaga i godło - niedawno przeszły gruntowne czyszczenie. Adam Chełstowski / Forum
W poselskie życie musi się wdrożyć 130 debiutantów. Równie ważny jak regulamin Sejmu czy ustawa o wykonywaniu mandatu i zarządzenia marszałka jest niepisany regulamin parlamentarnych zasad i obyczajów.
Kiedyś znana snowboardzistka, teraz posłanka PO Jagna Marczułajtis podczas sesji fotograficznej w Sejmie.Tomasz Adamowicz/Forum Kiedyś znana snowboardzistka, teraz posłanka PO Jagna Marczułajtis podczas sesji fotograficznej w Sejmie.
Kolejny debiutant w Sejmie - Robert Biedroń z Ruchu Palikota.Adam Chełstowski/Forum Kolejny debiutant w Sejmie - Robert Biedroń z Ruchu Palikota.

Straż Marszałkowska znowu będzie się uczyć nowych poselskich twarzy. Na początku kadencji debiutanci są bardziej onieśmieleni, starają się wkupić w łaski strażników sejmowych. – Potem, gdy nabierają już pewności siebie, to nie tylko zapominają odpowiedzieć dzień dobry, ale nawet nie okazują legitymacji poselskiej przy wejściu – opowiada jeden ze strażników.

Jego koledzy przyznają, że z debiutantów na razie kojarzą tylko tych, którzy zanim jeszcze trafili na Wiejską, już byli znani. Wiedzą kto to Anna Grodzka, Jan Tomaszewski, Robert Biedroń czy Agent Tomek. Oni tak jak reszta sejmowych nowicjuszy pierwszy raz mogli wejść do Sejmu głównym wejściem na „sesję wprowadzającą dla nowo wybranych posłów”. Przyjazd na to szkolenie był ich pierwszym refundowanym przez podatników wyjazdem służbowym. Od teraz nie muszą już płacić za pociągi, komunikację miejską i przeloty na terenie kraju. – Nikt nie zapomniał okazać biletów, większość rozliczyła się z podróży - mówi pracownica Kancelarii Sejmu.

„Koty polityczne”, jak mówią o nowych parlamentarne wygi, dostały w wyprawce regulamin Sejmu, książeczkę o tym, jak funkcjonuje parlament, kolejną z jego krótką historią oraz płytę z wirtualnym spacerem po Sejmie. Jeszcze niewielu wie, że na przykład w tak zwanej dolnej palarni, pomieszczeniu tuż za kuluarami, wcale nie można palić. Do tego celu wyznaczono jedynie trzy ciasne palarnie.

Cały teren liczy podobno pięć hektarów, jestem tu pierwszy raz i powiem szczerze, że czuję się mocno zagubiony – opowiada Maciej Zieliński (PO), były koszykarz Śląska Wrocław. Jeśli zaprzyjaźni się z kolegami z klubu, którzy znają Sejm jak własną kieszeń, to oprowadzą go po strategicznych miejscach. Choćby po korytarzach, którymi aby ominąć dziennikarzy, przemykał Zbigniew Chlebowski po ujawnieniu jego rozmów z "Rychem". To przejście do biur klubowych z sali kolumnowej schodami za grubą kotarą powinien poznać każdy poseł, który nie chce odpowiadać na niewygodne pytania reporterów. Czasami można na tych schodach spotkać samego Jarosława Kaczyńskiego (choć szlaki przecierał tam jeszcze Jan Rokita). To przejście lepiej jednak traktować jako wyjście awaryjne, a kontaktów z dziennikarzami wypadałoby się nauczyć. – Chcę być do dyspozycji dziennikarzy 25 godzin na do dobę – zapowiada Jan Tomaszewski. Eugeniusz Kłopotek (PSL) daje kilka dobrych rad, jak nie dać się doświadczonym korespondentom sejmowym, którzy czekają na potknięcia debiutantów: - Jak cię zaproszą to mów jak najmniej, konkretnie i kończ kropką. Nie daj się namówić na kolejne zdanie. I co ważne, za często nie uciekaj przed kamerami, bo i tak cię dopadną.

Kolorowe guziki

Na razie wszystkich dopadł sejmowy fotograf. Zrobił zdjęcia do poselskiej legitymacji i paszportu dyplomatycznego. Ten ostatni nigdy nie dawał formalnych przywilejów. Szczególne traktowanie jego posiadaczy wynika z zasad kurtuazji, a nie prawa międzynarodowego. Na lotnisku mogą liczyć na szybszą odprawę, ale z pewnością nie ominie ich kontrola bagażu. Co innego legitymacja poselska, która uchroniła wielu parlamentarzystów przed punktami karnymi za zbyt szybką jazdę. Na co dzień służy oczywiście do bardziej przyziemnych celów - posłowie używają jej do głosowania w sali obrad i w komisjach. Ale jest również darmowym biletem we wszystkich środkach publicznej komunikacji.

Posłowie dostaną legitymacje trzy dni po wyborze nowego marszałka Sejmu, bo na każdej musi on złożyć swój podpis. Oczywiście posłowie mają obowiązek zawsze mieć je przy sobie, ale zdarza się, że zostawiają je – np. na sali obrad: - Po każdym dniu posiedzenia obsługa Sejmu sprawdza, czy któryś z posłów nie zapomniał wyjąć karty z czytnika. Jeśli tak się zdarzy, deponujemy je i czekamy na odbiór – uspokajał posłów podczas szkolenia Dariusz Salamończyk, dyrektor Sekretariatu Posiedzeń Sejmu.

To on przeprowadził też z "pierwszakami" próbne głosowanie. Wzięło w nim udział tylko 96 z nich. Reszta będzie musiała ćwiczyć na żywo. Jagna Marczułajtis (PO) nie dotrwała do końca ćwiczeń. Odpadła, tak jak dzień wcześniej z „Tańca z Gwiazdami”.

Przeszkoleni z procedury sejmowej już wiedzą, że są trzy formy głosowania: elektroniczne za pomocą przycisku, przez wrzucenie kartki do urny albo ręczne, gdy elektronika zawiedzie. W ostatniej kadencji zdarzyło się to tylko raz. Posłowie wiedzą już, że zielony przycisk oznacza głosowanie za, żółty - wstrzymanie się od głosu, a czerwony przeciw. Jest jeszcze biały, ostatecznie potwierdzający wybór. Głosować można z każdego miejsca, ważne by włożyć swoją kartę.

W szkoleniu wzięła udział m.in. była minister spraw zagranicznych Anna Fotyga i były prezydencki minister Andrzej Duda. Choć w Sejmie bywali nie raz, to w roli posła debiutują i maszynki do głosowania obsługiwać nie umieli. -Pamiętajcie państwo, że w czasie głosowania naprawdę trzeba być czujnym – uczulał dyrektor Sekretariatu Posiedzeń Sejmu. Nowi mówią, że najgorzej jest z głosowaniami nad poprawkami Senatu, bo jak chce się je przyjąć, czyli nie odrzucić, trzeba wcisnąć guzik na nie.

Nikt oficjalnie nie powiedział posłom o ściągach do głosowania, które stały się normą – dostaje je każdy. Siedząc na głosowaniach, z plikiem kartek z tabelkami, musi zerkać na zapisane w nich klubowe wytyczne, które mówią, kiedy ma „podnieść rękę i nacisnąć przycisk”. Kto nie zadbał o ściągę, musi wpatrywać się w tak zwanych „prowadzących głosowanie”, czyli posłów siedzących w pierwszych ławach, i głosować tak jak oni.

Jak się usprawiedliwiać

O tym, ile dany poseł znaczy w klubowej hierarchii można zorientować się patrząc na to, gdzie siedzi na sali obrad. Im niższy rząd, tym wyższe funkcje i dłuższy staż parlamentarny. – W mojej pierwszej kadencji siedziałem zaraz przy drzwiach, ostatnio zajmowałem trzeci rząd, teraz może zejdę jeszcze niżej – opowiada Marek Suski (PiS). Zanim Ludwik Dorn wyleciał z partii, też zajmował niski rząd, blisko prezesa PiS. Potem musiał przesiąść się do ostatniej ławki. Nowi posłowie chwalą wygodne zielone, pluszowe fotele. Wysiedzieć za długo nie może tylko były koszykarz. - Jestem do nich trochę za wysoki, nie mam za wiele miejsca – narzeka Maciej Zieliński.

Zwyczajowo na prezydenckim fotelu po lewej stronie marszałka usiąść może tylko głowa państwa. Sejmowi debiutanci nagminnie łamią ten zwyczaj, fotografując się w nim w różnych pozach. Wiele lat temu takie faux pas popełnił Janusz Korwin - Mikke. Wtedy wicemarszałek Tomasz Nałęcz zwrócił mu przy innych posłach uwagę. Kiedy szef UPR zszedł z fotela, na sali rozległy się oklaski.

Te często towarzyszą obradom, jak zresztą i okrzyki czy rzucane z sali niewybredne żarty. Debiutanci powinni pamiętać, że w samym jej środku siedzi osoba, która bacznie obserwuje całą salę. Nie ma co liczyć, że rozemocjonowany krzykacz nie zostanie zidentyfikowany i coś umknie stenogramom. - W ciągu pięciu godzin od wystąpienia poseł może zajrzeć do stenogramu. Jednak sensu wypowiedzi nie zmieni, wstydliwych słów nie wykreśli. Jedyne co może, to dokonać korekty o charakterze stylistyczno – gramatycznym – uświadamiał w czasie szkolenia szef sekretariatu posiedzeń. Panie stenotypistki opowiadają, że nie wszyscy to rozumieją, ale w tej kwestii posłowie nie mogą liczyć na ich życzliwość.

Łaskawym okiem patrzy się za to na poselskie nieobecności. Kto nie weźmie udziału w 80 proc. głosowań w danym dniu, uznawany jest za nieobecnego. Za jeden dzień absencji posłowi odlicza się 1/30 uposażenia i diety – około 300 zł. Aby nie uszczuplić poselskich budżetów, sekretariat marszałka wysyła parlamentarzystom informacje o zaległych, nieusprawiedliwionych nieobecnościach. Regulamin podpowiada nawet gotowy katalog usprawiedliwień: choroba własna lub konieczność opieki na innym chorym, wyjazdy zagraniczne lub krajowe z polecenia Sejmu, zbieżność czasowa posiedzeń komisji, w których pracuje i najczęściej wykorzystywana przez posłów wymówka: „inne ważne, niemożliwe do przewidzenia lub nieuchronne przeszkody”. Raz tylko udało się przyłapać na takim kłamstwie posłów PiS. Kilka lat temu w ramach protestu wyszli z sali obrad na sejmowe schody. Później zaś usprawiedliwiali tę absencję a to chorobą dziecka (Ludwik Dorn), a to swoją (Nelly Rokita), a to udziałem w nagraniu telewizyjnym czy wizytą w okręgu wyborczym.

W hotelu lub na mieście

Wszyscy wybrani poza okręgiem warszawskim mogą liczyć na pokój w hotelu poselskim lub ryczałt na wynajęcie mieszkania na mieście w wysokości 2200 zł. Kilka dni temu w hotelowym holu z ofertami rozłożyły się agencje nieruchomości. – Posłowie szukają czegoś jak najbliżej Sejmu, najwyżej 15 minut piechotą – mówi jedna z pośredniczek. Najbardziej oblegany jest blok przy Wiejskiej vis-à-vis Sejmu, ale tam trudno cokolwiek znaleźć, bo ci, którzy wynajmowali tam mieszkania, znów zostali posłami.

Zakwaterowanie w hotelu sejmowym, choć pewnie nie daje tyle dyskrecji, ma też swoje plusy. W każdej chwili można wyskoczyć na basen, saunę czy siłownię. W tej kadencji nie ma już solarium, zostało sprzedane kilka miesięcy temu. Regulamin mówi, że poseł może korzystać z całego wyposażenia hotelu, ale tylko na trzeźwo, „zachowując ciszę czystość i ogólnie przyjęte normy społeczne”.

Na mocniejsze trunki chodzi się w Sejmie do „Baru za kratą”. Na salę plenarną nie wolno wnosić jedzenia ani alkoholu. Niektórzy obchodzą ten zakaz i zdarza się, że w czasie nocnych głosowań popijają drinka o nazwie „otwarta cola”. Barmani wiedzą, że takie zamówienie realizuje się odlewając z puszki trochę coli i - w zależności od życzenia posła - dopełnia setką wódki bądź setkami dwiema. Jak komuś z puszki wystaje słomka, to już wiadomo, co pije.

Na szybki obiad chodzi się do znajdującej się również w sejmowym kompleksie Hawełki, a dłuższe wieczorne kolacje spożywa się w restauracji „Sejmowej” w Nowym Domu Poselskim. Tam też swój pierwszy parlamentarny posiłek na terenie Sejmu zjedli debiutanci: koperkową, staropolski bigos na golonce i ziemniaki. Marek Wikiński (SLD), któremu nie powiodło się w tych wyborach, a spędził przy Wiejskiej ostatnie 14 lat poleca też kuchnię w Kancelarii Prezydenta, po sąsiedzku z Sejmem: - Ze smakiem wspominam serwowane tam zestawy obiadowe pani Iwonki.

W sytuacjach tak zwanych zwyczajnych, nie związanych z wykonywaniem mandatu, na terenie Sejmu posłowie mogą czuć się swobodnie. Marszałek zabronił fotografowania, filmowania i przepytywania ich na basenie, w kaplicy, w bibliotece i we wszystkich punktach gastronomicznych.

Trudno przyswoić wszystkie niepisane zasady i obyczaje panujące na Wiejskiej. „Nowi” powinni nad tym popracować, bo posłowie, którzy je łamią, na długo pozostają w pamięci. Warto więc znaleźć sobie życzliwych przewodników, którzy opanowali sztukę sejmowego bytowania.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną