Maszyna wciąż jest badana przez ekspertów Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Jak się dowiadujemy, specjaliści z Boeinga mają za zadanie ocenić uszkodzenia liniowca, by określić zakres i koszt jego naprawy.
Ale Boeing kontroluje również postępy śledztwa. Robi to za pośrednictwem NTSB (National Transportation Safety Board), słynnej amerykańskiej komisji czuwającej nad bezpieczeństwem ruchu lotniczego w USA. Przedstawiciel NTSB, zgodnie z załącznikiem 13 do konwencji chicagowskiej (tym samym, na podstawie którego badana była katastrofa smoleńska), akredytował się przy PKBWL. Jego też Boeing wyznaczył na swojego reprezentanta w kontaktach z komisją. Ekspert pracuje w Waszyngtonie, kontaktując się z naszymi śledczymi telefonicznie i mailowo.
– Firma Boeing jest mocno zainteresowana szybkim wyjaśnieniem przyczyn awarii. Ale to normalne, szczególnie gdy dochodzi do tak zagadkowych i rzadkich usterek – twierdzi Maciej Lasek, wiceprzewodniczący PKBWL. – Producenci samolotów obawiają się strat wizerunkowych, przede wszystkim jednak chcą jak najszybciej przygotować i wdrożyć zalecenia, które pomogłyby uniknąć tego typu zdarzeń w przyszłości. Wstępny raport na temat przyczyn usterki w B 767 ma być opublikowany przez PKBWL na przełomie listopada i grudnia.