Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

To idzie wolność

O liberalizmie w przechylonej na prawo Polsce

Październikowa demonstracja solidarności z protestującymi na Wall Street, czyli członkowie Ruchu Oburzonych przed poznańskim Starym Browarem. Październikowa demonstracja solidarności z protestującymi na Wall Street, czyli członkowie Ruchu Oburzonych przed poznańskim Starym Browarem. Jacek Trublajewicz / Reporter
Jako liberał cieszę się, że wszyscy wokół zgłaszają akces do kultury liberalnej, chociaż liberalni neofici jeszcze nie zdążyli się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Lewicowa i liberalna Kolorowa Niepodległa 11 listopada zablokowała centrum Warszawy przed prawicowymi manifestantami spod znaku ONR i NOP.Witold Łazowski/EAST NEWS Lewicowa i liberalna Kolorowa Niepodległa 11 listopada zablokowała centrum Warszawy przed prawicowymi manifestantami spod znaku ONR i NOP.

Już 21 lat żyjemy w demokracji i większości wykształconych ludzi udało się już dowiedzieć, że w założeniu nie jest to demokracja bezprzymiotnikowa, lecz demokracja liberalna. Na swobody obywatelskie wynikające z tego zbawiennego ustroju powołują się ochoczo nawet umiarkowanie liberalne podmioty, jak Kościół katolicki (w obronie katechezy w szkole jako przejawu wolności religijnej), ugrupowania skrajnie prawicowe (domagające się, w imię wolności słowa, ochrony prawnej dla słynnego „zakazu pedałowania”), a także prawicowi publicyści.

Wiele słyszeliśmy już zadziwiających pogłosek o tym, co to takiego ten cały liberalizm, a wciąż dochodzą do nas kolejne plotki.

Ostatnio coś na ten temat musiał podsłuchać Dariusz Rosiak, bo w „Rzeczpospolitej” napisał, że „w liberalnej demokracji większość toleruje mniejszości i pozwala im praktykować religię, głosić własne przekonania, prowadzić życie według własnego modelu – pod warunkiem, że nic, co dana mniejszość robi, nie zagraża większości”. Całe swe dorosłe życie myślałem, że liberałowie walczyli z absolutyzmem oświeconym, a tu taki klops!

A już na serio, wyjaśniam, że ustrój liberalno-demokratyczny to taki, w którym sytuacja prawna i polityczna obywatela w jego stosunkach z państwem i kontrolowanymi przez państwo instytucjami publicznymi nie zależy od tego, czy należy do jakiejś mniejszości, czy większości. Ani mniejszość nie może zagrażać większości, ani odwrotnie, bo w ogóle nikt nie powinien nikomu zagrażać.

W wolnym kraju rząd nie prowadzi rejestru większości oraz mniejszości, które łaskawie obdarza statusem tolerowanych. Jeśli już interesuje się, kto jest mniejszością, to wyłącznie po to, by chronić taką mniejszość przed arogancją prawodawców i innych funkcjonariuszy państwowych, którzy w imię swoich przekonań oraz z powodu mandatu politycznego uzyskanego od większości obywateli traktowaliby ją protekcjonalnie, z wyższością, a nie daj Boże dyskryminowali.

Polityka 49.2011 (2836) z dnia 30.11.2011; Ogląd i pogląd; s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "To idzie wolność"
Reklama