Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wszyscy przestraszeni

Miniony tydzień był czasem zupełnie dobrych wiadomości dla prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Pierwszy poważny sondaż opinii publicznej przeprowadzony już po okresie niezwykłej medialnej aktywności ziobrystów pokazał, że na razie ta secesja PiS nie szkodzi. Stoi stabilnie na tych swoich 24 proc. Może nawet wielka aktywność rozłamowców nuży, gdyż potencjalna partia Ziobry może liczyć ledwie na 3-proc. poparcie. Oczywiście jeden sondaż wiosny nie czyni, ale zwykle dostaje się premię za nowość, a tu premii nie widać, chociaż na medialnym froncie walczą najbardziej waleczni. PiS jest partią Kaczyńskiego i taką pozostanie, nawet jeśli Jacek Kurski nazwie ją kolonią karną, wyborców to nie obchodzi.

Gwałtowny spadek notowań PO też musiał PiS ucieszyć, bo wprawdzie do najbliższych – europejskich – wyborów jeszcze trzy lata, ale zawsze przyjemniej, gdy różnica mniejsza. Prezesa ucieszyć też musiało zatrzymanie Gromosława Czempińskiego, a już zwłaszcza zwolnienie go za kaucją. Dostał przecież nie tylko kolejny dowód na istnienie układu, w którym służby specjalne odgrywają istotną rolę, ale także potwierdzenie, że obecna prokuratura ludzi układu (zamożnych, milion złotych kaucji robi wrażenie) faworyzuje. Mimo tak dobrych wieści Kaczyński nie wytrzymał i zażądał wprowadzenia kary śmierci za najcięższe zabójstwa. Tak jakby chciał w radykalizmie przebić już wszystko i wszystkich. Bo czymże wobec kary śmierci jest jakiś tam postulat Ziobry, aby konfiskować majątki pochodzące z przestępstwa, czy powołania sejmowej komisji, która ma badać wpływ Czempińskiego na prywatyzacje za rządów PO?

Na razie są to wszystko postulaty zgłaszane na konferencjach prasowych, żaden nie został złożony do laski marszałkowskiej w formie propozycji aktu prawnego. Kaczyński zresztą też nie przedstawił propozycji konkretnych zmian w Kodeksie karnym, ale jednak jeśli szef największej partii opozycyjnej proponuje faktyczne wystąpienie z Unii Europejskiej, to należałoby rzecz potraktować poważnie. Chyba że przyjmiemy, iż w polskiej polityce już prawie nic nie jest na poważnie, a słowa straciły jakiekolwiek znaczenie.

Nie wydaje się jednak, aby znaczenie straciły słowa premiera Donalda Tuska z sejmowego exposé. Przeciwnie, z każdym dniem, z każdym kolejnym radosnym komentarzem, że oto rząd wreszcie „coś” zrobi, nabierały większej mocy i wreszcie przygniotły Polaków wizją jakichś niesłychanie głębokich i bolesnych reform. Komentatorska wizja exposé zdecydowanie oderwała się od wygłoszonego przez premiera tekstu, bo jakież to głębokie reformy zapowiedział Tusk? Najodważniej wystąpił w sprawie zrównania i wydłużenia wieku emerytalnego, co jest postulatem bardzo niepopularnym, ale rzecz ma być rozłożona w czasie do 2040 r. Emerytury mundurowe mają zostać zmienione w wersji wyjątkowo łagodnej, a na dodatek policja dostaje na zachętę podwyżki.

Premier proponuje więc porządkowanie tego, co przynajmniej kilka, a nawet kilkanaście lat temu powinno być uporządkowane lub co w ogóle nie powinno się zdarzyć, na przykład podwójne becikowe dla wszystkich, uchwalone zresztą przy walnym udziale PO. Skupienie się dziś na sprawie finansów publicznych jest kwestią zasadniczą i dobrze, że akurat tej sprawie premier poświęcił swoje wystąpienie, a nie mówił o wszystkim, a zarazem o niczym, ale nie ma też co przesadnie straszyć obywateli. Proreformatorski entuzjazm bardziej może koniecznym zmianom szkodzić, niż im sprzyjać.

Polityka 49.2011 (2836) z dnia 30.11.2011; Komentarze; s. 7
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną