Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Nie strzelać do prokuratora

Dlaczego prok. Przybył próbował się zabić?

Samobójcza próba prok. Mikołaja Przybyła, zastępcy Wojskowego Prokuratora Okręgowego w Poznaniu, dokonana w spektakularnych okolicznościach - w przerwie konferencji prasowej - była aktem rozpaczliwej determinacji. Przeciwko czemu w tak dramatyczny sposób zaprotestował wojskowy prokurator?

Prok. Mikołaj Przybył wyliczył wrogów: szefa prokuratury generalnej Andrzeja Seremeta, jego rzecznika prasowego, dwoje związanych z PiS działaczy prokuratorskich organizacji związkowych, a nawet swojego przełożonego, szefa Naczelnej Prokuratury Wojskowej gen. Krzysztofa Parulskiego. Dziennikarzy, od których zresztą zaczęła się cała awantura, na listę wrogów nie wpisał, nazwał ich jedynie ofiarami manipulacji. W gruncie rzeczy protest prok. Przybyła dotyczył groźby likwidacji prokuratur wojskowych. Sugerował, że komuś na tym zależy, bo wojskowi śledczy badają afery wielomilionowej wartości. Nie powiedział jednak, kto konkretnie chce te sprawy utopić.

Stwierdził, że sprawę rzekomej inwigilacji dziennikarzy rozdmuchano i otoczono murem kłamstw po to, by przykryć inne ważne fakty. Takim zaś faktem było spotkanie prokuratora z Naczelnej Prokuratury Wojskowej Marka Pasionka z agentem FBI. Śledztwo w tej sprawie odebrano z prokuratury wojskowej w Poznaniu i przekazano cywilnej prokuraturze z Warszawy, a ta je umorzyła. Pasionek - uważany przez PiS za jedynego prokuratora, który dąży do ujawnienia całej prawdy o katastrofie smoleńskiej - zapowiedział już, że podejmie kroki prawne. Można się domyśleć, że przeciwko Mikołajowi Przybyłowi. 

Bez wątpienia w ostatnich tygodniach to nie Marek Pasionek - spotykający się nieformalnie z amerykańskim funkcjonariuszem służb - ale prok. Mikołaj Przybył był czarnym charakterem z pierwszych stron gazet. Zarzucano mu, że firmował łamanie prawa przez swoich podwładnych, bo ci zażądali od operatorów telefonii komórkowej treści sms-ów wysyłanych przez dwóch dziennikarzy. Grożono skierowaniem sprawy na drogę sądową.

Połączył tę akcję z wiszącą w powietrzu likwidacją prokuratur wojskowych i dostrzegł gigantyczny spisek.

Człowiek dotknięty stresem kojarzy różne fakty i czasem wyolbrzymia zagrożenie, jakie niosą. Nie wiemy, czy Mikołaj Przybył coś wyolbrzymił, czy być może faktycznie ktoś próbował wykorzystać mniej lub bardziej fortunne działania wojskowych śledczych z Poznania do przeprowadzenia finezyjnej operacji. W tej sprawie wciąż jest zbyt wiele znaków zapytania.

Honorowy strzał do siebie samego, na szczęście nieudany, był ostatnim wyjściem, jakie dostrzegł w ciemnym labiryncie Mikołaj Przybył. Zdecydował, że zostanie ofiarą, by nie przykryto pod dywan spraw ważniejszych niż jedno życie. Jego akt rozpaczy nie może być zbagatelizowany.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną