Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Umarzanie historii

Marny bilans prokuratorów z IPN

„Wszystko, co badają prokuratorzy pionu śledczego IPN, w momencie wszczęcia postępowania kwalifikowane jest jako zbrodnia”. „Wszystko, co badają prokuratorzy pionu śledczego IPN, w momencie wszczęcia postępowania kwalifikowane jest jako zbrodnia”. Stefan Maszewski / Reporter
Niemal 12 tys. śledztw i ponad 80 tys. przesłuchanych świadków – to bilans 11 i pół roku działalności pionu śledczego Instytutu Pamięci Narodowej. I tylko 300 aktów oskarżenia, na ogół bez prawomocnych wyroków skazujących.
„W śledztwach IPN dużo się opowiada o rezultatach pracy, którą powinni wykonywać historycy, a nie prokuratorzy. Ci ostatni dużo czasu poświęcają na gromadzenie znanych na ogół historykom dokumentów”.Bartosz Krupa/EAST NEWS „W śledztwach IPN dużo się opowiada o rezultatach pracy, którą powinni wykonywać historycy, a nie prokuratorzy. Ci ostatni dużo czasu poświęcają na gromadzenie znanych na ogół historykom dokumentów”.
„Zainteresowania historyczne prokuratorów biegną w trzech kierunkach. Zgodnie z zamówieniem ustawodawcy poszukują oni przede wszystkim zbrodni komunistycznych”.Zbyszek Kaczmarek/EAST NEWS „Zainteresowania historyczne prokuratorów biegną w trzech kierunkach. Zgodnie z zamówieniem ustawodawcy poszukują oni przede wszystkim zbrodni komunistycznych”.

Ostatnio wiele uwagi poświęcano prokuratorom wojskowym, dyskutowano, na ile są potrzebni. Podobnej dyskusji wymaga rola prokuratorów z IPN. Pracują oni w dwóch pionach: lustracyjnym i śledczym. Ten pierwszy jest powszechnie znany, bo kojarzy się z lustracją i głośnymi procesami. Działa od 2007 r. jako kontynuacja Urzędu Rzecznika Interesu Publicznego, który polityków lustrował wcześniej. Uaktywnia się zwłaszcza w latach wyborów, kiedy do sprawdzenia jest masa oświadczeń lustracyjnych kandydatów.

Drugi pion prokuratorski – śledczy – pracuje znacznie dłużej, bo od początku IPN, czyli od połowy 2000 r. Utworzono go na podstawie ustawy o IPN już w 1999 r. jako Główną Komisję Ścigania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu. Jest ona kontynuacją wcześniejszej Głównej Komisji Badania Zbrodni – najpierw „niemieckich” (zaraz po II wojnie światowej), potem „hitlerowskich” (od utworzenia w 1949 r. komunistycznego państwa niemieckiego NRD) i wreszcie w wolnej Polsce (od 1991 r.) „zbrodni przeciwko narodowi polskiemu”, czyli także komunistycznych.

W tym mniej znanym pionie pracuje większość prokuratorów IPN: dziś ponad stu na ogólną liczbę ponad 130. Warto zauważyć, że prokuratorów Prokuratury Generalnej, która zarządza całą prokuraturą powszechną w Polsce, jest o połowę mniej niż w pionie śledczym IPN.

Nazwa tej komisji i jej ewolucja odzwierciedla od samego początku jej zawsze aktualny w danym czasie polityczny cel działania. Nie przypadkiem na koniec „badanie” zastąpiono „ściganiem”. Entuzjastom rozliczeń z PRL chodziło teraz nie tylko o zintensyfikowanie wykrywalności zbrodni komunistycznych z przeszłości, ale przede wszystkim o doprowadzenie do ich osądzenia. I odpowiednio na te zamiary zmierzono siły: w postaci pieniędzy i ludzi do śledztw.

Pion prokuratorski IPN rozciągnięto więc na 11 miast Polski – tych, w których działają sądy i prokuratury apelacyjne. Powstały tam oddziałowe komisje ścigania podlegające Głównej Komisji w stolicy.

Praktyka pokazała, że Komisja zajęła się jednak głównie badaniami i studiami historycznymi, a nie ściganiem przed sądami. W latach 2000–10, według sprawozdań IPN, prowadzono w pionie śledczym 10 822 postępowania. Jednocześnie skierowano w tym okresie do sądów zaledwie 279 aktów oskarżenia, co stanowiło 2,8 proc. prowadzonych śledztw. Jeśli dodać do tego szacunkowe dane z 2011 r. (sprawozdanie IPN będzie dopiero pod koniec marca), liczba wszystkich śledztw IPN wzrosła prawdopodobnie do około 12 tys., a aktów oskarżenia do 300. Szacunki te potwierdza rzecznik prasowy Instytutu.

Kontrowersyjne sygnatury

Zainteresowania historyczne prokuratorów biegną w trzech kierunkach. Zgodnie z zamówieniem ustawodawcy poszukują oni przede wszystkim zbrodni komunistycznych. Temu poświęcono ponad dwie trzecie (68 proc.) wszystkich śledztw do 2010 r. dotyczących głównie okresu stalinowskiego (przed 1956 r.) i stanu wojennego (od końca 1981 r.). Nowych śledztw w sprawie zbrodni nazistowskich było nieco ponad 28 proc. Trzecią kategorię stanowią zbrodnie inne (3,7 proc. śledztw) – głównie popełnione przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach oraz tych, których ofiarami byli obywatele polscy narodowości ukraińskiej.

Zwraca uwagę nazewnictwo. Wszystko, co badają prokuratorzy pionu śledczego IPN, w momencie wszczęcia postępowania kwalifikowane jest jako zbrodnia, co odzwierciedla sygnatura akt. Każdą z nich kończą dwie litery: „Zk”, „Zn” lub „Zi”, co odpowiednio oznacza zbrodnię komunistyczną, nazistowską lub inną. Jakim cudem w momencie rozpoczęcia śledztwa przy sygnowaniu sprawy prokuratorzy już to wiedzą? Każde spośród 12 tys. śledztw IPN dotyczyło więc z definicji zbrodni. Razi jednak nie tylko nadużywanie tego słowa i częste mieszanie go ze zwykłym bandytyzmem.

Pierwsze śledztwo poświęcono rzeczywiście zbrodni – pogromowi Żydów w Jedwabnem. Miało sygnaturę „S 1/00/Zn”, co oznacza zbrodnię nazistowską. Inne „śledztwo w sprawie zamordowania w dniu 7 i 8 lipca 1941 r. w Radziłowie obywateli polskich narodowości żydowskiej” miało najpierw sygnaturę „S 15/01/Zn”. Po wznowieniu zmieniły się numery, litery już nie: „S 46/11/Zn”.

W tych sprawach trudno oprzeć się wrażeniu, że już samo sygnowanie podświadomie wpływało na pracę prokuratorów. W sprawozdaniu IPN za 2003 r. czytamy: „Co do udziału polskiej ludności w dokonaniu zbrodni, należy przyjąć, iż była to rola decydująca o zrealizowaniu zbrodniczego planu”. Jednakże dalej prezes IPN pisał: „stwierdzić należy, że zasadne jest przypisanie Niemcom, w ocenie prawnokarnej, sprawstwa sensu largo tej zbrodni. Wykonawcami tych zbrodni, jako sprawcy sensu stricto, byli polscy mieszkańcy Jedwabnego i okolic – mężczyźni, w liczbie co najmniej 40”.

Wykrycie Ericha K.

W śledztwach IPN dużo się opowiada o rezultatach pracy, którą powinni wykonywać historycy, a nie prokuratorzy. Ci ostatni dużo czasu poświęcają na gromadzenie znanych na ogół historykom dokumentów, a potem ich czytanie. Daje to często kuriozalne efekty odkrywania Ameryki. „Z wykonanych ekspertyz historycznych, które zostały załączone do niniejszego śledztwa w wyniku oględzin innych akt postępowań prowadzonych w tutejszej Oddziałowej Komisji, wynika, że w dniu 08 października 1939 r. Adolf Hitler wydał dekret o wcieleniu zachodnich ziem II Rzeczpospolitej do Rzeszy Niemieckiej” – chwali się na stronie internetowej oddział warszawski. I dalej: „Analiza zgromadzonego w sprawie S 86/08/Zn materiału dowodowego wykazała, że osobą odpowiedzialną za całość akcji wysiedleń ludności polskiej z terenów byłych Prus Wschodnich i kierowania ludności na roboty przymusowe był Erich K.”, czyli Erich Koch. „Jednakże pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej nie jest możliwe, ponieważ zmarł w dniu 12 listopada 1986 r. w więzieniu w Barczewie” – ustalili dzielnie prokuratorzy umarzając śledztwo.

IPN często tłumaczy, że prokuratorzy nie mogą umarzać od razu spraw, także zmarłych sprawców, gdyż muszą żmudnie ustalać poszkodowanych. Z opisu tej sprawy wynika jednak, że poszkodowany Polak otrzymał odszkodowanie, a sprawca został już ukarany i to w polskim więzieniu.

W tym samym oddziale IPN od 2007 r. toczy się wciąż „śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa dokonanych w latach 1943–194t4 w obozie koncentracyjnym w Warszawie”. Udało się już ustalić, „iż rozkaz utworzenia obozu (...) został wydany przez Heinricha Himmlera”, i zgromadzić 66 tomów akt.

Od 2005 r. toczy się też „śledztwo w sprawie zabójstwa prezydenta m st. Warszawy Stefana S.”, w ramach którego przyjęto siedem hipotez śmierci prezydenta Starzyńskiego w latach 1939–45.

Właściwie w każdej bardziej znanej kwestii historycznej prokuratorzy wszczynają postępowania, w których oddają się wytężonym studiom historycznym. W sprawie procesu 16 przywódców Polski podziemnej, w sprawie zbrodni katyńskiej czy słynne na całą Polskę śledztwo dotyczące katastrofy gibraltarskiej, w którym po kolejnej ekshumacji generała Sikorskiego udało się ustalić, że jednak był to wypadek lotniczy. Dotychczasowe koszty tego śledztwa szacuje się na pół miliona złotych, ale jak podkreśla rzecznik IPN, wchodzą w to również wydatki na uroczystości państwowe po ekshumacji.

Na stronie internetowej IPN o tym śledztwie „w sprawie zbrodni komunistycznej” można przeczytać wśród spraw umorzonych. Jednakże na końcu dowiadujemy się, że we wrześniu 2011 r. śledztwo w sprawie śmierci gen. Sikorskiego „przekazano do dalszego prowadzenia do Oddziałowej Komisji w Warszawie”. Niezwykłe jest również to, że w opisie powodów, dla których wszczęto to postępowanie, podaje się publikacje Davida Irvinga (na stronie internetowej i w sprawozdaniu za 2008 r.), historyka znanego głównie stąd, że neguje Holocaust.

Śledczy mają czas

Co do śledztwa w sprawie zbrodni katyńskiej, toczącego się od 2004 r. – tu akurat polscy prokuratorzy mogliby szybciej ustalić coś nowego po rozpoczęciu przekazywania nam od 2010 r. akt przez prokuraturę rosyjską, zwłaszcza 81 tomów nieznanych materiałów. Na razie prokuratorzy IPN tylko opisali z grubsza rezultaty oględzin, czyli jakie dokumenty się w nich znajdują, i czekają na tłumaczenie. Można odnieść wrażenie, że w tej kwestii przydałaby się bardziej intensywna praca samych historyków, z której szybciej skorzystaliby nie tylko poszkodowani (rodziny ofiar), ale całe społeczeństwo. Prokuratorzy zaś prędzej czy raczej później i tak będą musieli to śledztwo umorzyć, bo prawdopodobieństwo, że ktoś ze sprawców jeszcze żyje, jest już bliskie zera.

Inne znane wielkie sprawy z małymi szansami na powodzenie udowodnienia zbrodni komunistycznych i doprowadzenia przed sąd to np. postępowania takie jak w sprawie zamachu na papieża czy mataczenia przez funkcjonariuszy w śledztwach dotyczących głośnych zabójstw po 1981 r. bądź w sprawie związku przestępczego w MSW mającego na celu zabójstwa działaczy opozycji i księży. Pewne jest tylko to, że zajmą dużo czasu.

Efektem studiów historycznych pionu śledczego IPN jest bardzo duża liczba umorzeń, prawie 60 proc. postępowań, bądź innego zakończenia spraw (zawieszenie, odmowa wszczęcia) bez kierowania ich do sądów, czyli kompletny brak skuteczności w ściganiu zbrodni. Do sądów trafia poniżej 3 proc. prowadzonych spraw, niemal wyłącznie w sprawach o zbrodnie komunistyczne, ale wiele z nich jest tam również umarzanych.

Prokuratorzy mimo że mają ścigać, a nie badać, wcale się tym nie przejmują. Wiedzą, że większość spraw, które podejmują, umorzą. Daje im do tego prawo art. 45 ustawy o IPN, który mówi, że śmierć oskarżonego „nie może stanowić przeszkody do realizacji celu”, jakim jest „wszechstronne wyjaśnienie okoliczności sprawy, a w szczególności ustalenie osób pokrzywdzonych”. Tymczasem zwykli prokuratorzy, spoza IPN, w takich sytuacjach nie wszczynają postępowań, a sprawy rozpoczęte umarzają od razu po stwierdzeniu tego faktu.

Nieefektywność prokuratorów pokazuje jeszcze inny wskaźnik raportowany w sprawozdaniach IPN od 2006 r. Przyczyną niemal połowy umorzeń od tego czasu było to, że „postępowanie nie dostarczyło podstaw do wniesienia aktu oskarżenia”. Mimo głębokich studiów.

Nie poprawia tej sytuacji także ogromna liczba przesłuchanych przez prokuratorów świadków. W latach 2000–10 było to prawie 80 tys. osób. Prawdopodobnie w 2011 r. doszło do tego kolejne 7 tys. świadków (w pięciu ostatnich latach wykazanych w sprawozdaniach IPN liczba ta systematycznie malała, ale nigdy nie spadła poniżej 7 tys. osób rocznie).

Do niedawna prokuratorzy nie umarzali też spraw, które zdążyły się przedawnić przed wejściem w życie ustawy o IPN. Sądy jednak je umarzały, ale prokuratorzy IPN się odwoływali. Dopiero orzeczenie Sądu Najwyższego w maju 2010 r. zmieniło tę sytuację. IPN się poddał i zaczął takie sprawy umarzać.

Jest wiele postępowań przeciwko konkretnym byłym funkcjonariuszom UB, zwłaszcza powiatowym, z okresu stalinowskiego oraz SB z czasu stanu wojennego. Dotyczą na ogół zarzutów o znęcanie się podczas śledztwa, bezprawne zatrzymanie i przetrzymywanie oraz wymuszanie zeznań, czasem o zabójstwo. Wydaje się, że pion śledczy IPN postąpiłby najsensowniej, gdyby skupił się od początku na tych konkretnych sprawcach, a nie na „kobyłach historycznych”. Wielu z nich bowiem zdążyło umrzeć w czasie długoletnich śledztw bądź już gdy sprawy toczyły się przed sądem.

Reforma przez przesuwanie

Trudno jest w pełni ocenić nieskuteczność prokuratorów pionu śledczego przed sądami, gdyż w swoich sprawozdaniach IPN konsekwentnie od lat unika podania liczby wyroków prawomocnych i osób skazanych już prawomocnie. To dziwne, że parlament, który przyjmuje te sprawozdania corocznie, nie może się skutecznie upomnieć o takie informacje.

Można próbować wyłowić te dane ze strony internetowej IPN, tyle że są one mocno nieaktualne. Wśród 285 opisanych tam spraw co najmniej w ponad jednej czwartej brak informacji, czy wyroki są prawomocne albo czy coś się dzieje w sprawie. Jak wynika też z tych opisów, w wielu sprawach przeciwko byłym funkcjonariuszom UB lub SB (głównie za pobicia i wymuszanie zeznań) zapadły wyroki więzienia od roku do lat 3 w zawieszeniu. Wiele spraw przeciw byłym funkcjonariuszom kończy się też po kilku latach procesu umorzeniem przez sąd z powodu śmierci oskarżonego.

Tylko dwa akty oskarżenia dotyczyły zbrodni nazistowskich: jeden zakończył się prawomocnym wyrokiem pozbawienia wolności na 8 lat, drugi został umorzony z powodu śmierci oskarżonego. Wskazuje to, że w tej dziedzinie IPN ma już chyba niewiele do zrobienia – oczywiście jeśli chodzi o ściganie.

Roczny budżet płac prokuratorów IPN (w obu pionach: śledczym i lustracyjnym) wynosi obecnie około 20 mln zł. Prokuratorzy w warszawskiej centrali IPN mają pensje najwyższe, takie jak prokuratorzy Prokuratury Generalnej. Prokuratorzy w oddziałach IPN zarabiają na poziomie prokuratorów apelacyjnych. W 2010 r. średnie miesięczne wynagrodzenie prokuratora IPN wyniosło 12 tys. zł. Liczba spraw przypadająca na prokuratora w pionie śledczym IPN jest za to znacznie niższa niż w prokuraturach powszechnych. Słusznie więc inni prokuratorzy uważają, że praca w IPN jest niezłą synekurą i ciepłą przystanią.

Na razie nie ma też żadnego stresu. Szefów obu pionów prokuratorskich mianowano jeszcze za czasów PiS. Prezydent odmówił w ubiegłym roku prokuratorowi generalnemu odwołania szefa pionu śledczego (który jest jednocześnie zastępcą prokuratora generalnego) i to mimo pozytywnej opinii p.o. szefa IPN. Z kolei szefowi pionu lustracyjnego skończyła się dawno kadencja, ale trwa na swoim miejscu, ponieważ nikt nie powołuje jego następcy. Mógłby to zrobić prokurator generalny na wniosek prezesa IPN.

Ostatnio prezes IPN zasugerował możliwość zredukowania prokuratorów pionu śledczego i przerzucania ich do pionu lustracyjnego, który skarży się na nadmiar postępowań. To tylko ucieczka od problemu, w sytuacji gdy niemal wszyscy już – głównie poza PiS – widzą bezsens pracy prokuratorów IPN. Ale i tak szykuje się zapewne ostry konflikt. Można by śledczym z IPN znacząco ulżyć, włączając ich do struktur prokuratury powszechnej. Być może chciałby tak zrobić prokurator generalny przy okazji likwidacji innej odrębnej prokuratury – wojskowej – tyle że nie ma inicjatywy ustawodawczej. Ma ją natomiast minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Tylko dlaczego miałby to robić, skoro zawsze gorąco bronił IPN?

Polityka 07.2012 (2846) z dnia 15.02.2012; Kraj; s. 33
Oryginalny tytuł tekstu: "Umarzanie historii"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną