Nawet najbardziej zagorzali fani tego ugrupowania przestali powtarzać starą mantrę, że zawsze wynik zależy od tego jak się pyta, kogo i kiedy – co skądinąd jest prawdziwe – i że najważniejsza jest tendencja, a nie chwilowe tąpnięcie w nastrojach społecznych. I oto właśnie mamy tendencję, zwłaszcza jeśli chodzi o wyniki osiągane przez PO. Bo inne partie w tych kolejnych sondażach akurat huśtały się na wszystkie strony.
Ruch Palikota raz ostro zwyżkował, żeby za chwilę wrócić do swoich mniej więcej 10 proc., SLD wyrwało się ponad kreskę 5 proc. ale jakoś tak znowu nie poszybowało, PSL – jak zawsze w okresach po- i przed- wyborczych - owija się wokół tej kreski, jak też PiS wokół tych swoich 20 i kilku punktów. Jeśli od PO odpłynęło, to na pewno nie do PiS, już bardziej trochę do Palikota i do SLD, ale bez rewelacji. Odpłynęło i się rozmyło.
Ale Platforma nie ma co się pocieszać, nawet jeśli przesunięcie sympatii nie wzmocniło największych konkurentów, bo zdaje się - rozpoznając trafnie przyczyny tego kryzysu (są one opowiedziane na wiele głosów i na wielu poziomach) - partia wcale nie ma żadnej gwarancji, że skutki tego kryzysu przezwycięży i że zatrzyma proces destrukcji swojego wizerunku. Coś bowiem się takiego stało, że Tusk i koledzy nagle przestali być sexy, przestali być młodzi, nowocześni, że jak gdyby stracili wdzięk i słuch, a także umiejętność odbierania sygnałów płynących od ludzi i jednocześnie gadania z nimi.
Afera z ACTA spowodowała, że w jednej minucie wszyscy politycy, z Palikotem włącznie, postarzeli się o dekadę, przesunęli się do kategorii zgredów. „-Na razie musimy pozbyć się gęby starych zgredów, którzy nie rozumieją internautów. Przecież wszyscy jesteśmy internautami” – powiedział jeden ze współpracowników Tuska.
Wszyscy się postarzeli, ale najbardziej dotkliwie poczuli to właśnie platformersi, bo zdawało się im, że są najbardziej ze wszystkich zmodernizowani, że mają najlepszy kontakt z młodymi. Tyle tylko, że młodzi pokazali, a wielu starszych pójdzie za tym, że demokrację i politykę można uprawiać on-line, że demokracja pośrednia musi znaleźć jakiś wspólny język z demokracją bezpośrednią. Dopóki takich autentycznych prób nie będzie, dopóty rządzący będą płacić za to cenę, jako najbardziej widoczna emanacja demokracji pośredniej.