Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Specjalne strefy demograficzne

Są pierwsze dane z ostatniego spisu powszechnego

Porodówka we wrocławskim szpitalu im. Falkiewicza. Porodówka we wrocławskim szpitalu im. Falkiewicza. Bartek Sadowski / Forum
Wstępne wyniki ubiegłorocznego spisu powszechnego nie napawają optymizmem.

Od spisu w 2002 r., liczba ludności wzrosła co prawda o 271 tys. – do 38,5 mln, ale z wyliczeń demografów wynika, że była to ostatnia dekada z przyrostem ludności.

Dane przedstawiono podczas zakończonego niedawno II Kongresu Demograficznego. Perspektywa jest niewesoła - będzie nas już tylko coraz mniej i za pół wieku liczba mieszkańców Polski spadnie do 32,6 mln. Obecna liczba wynika przy tym z zapisów w rejestrach ewidencji ludności, tymczasem setki tysięcy rodaków wyjechało z kraju na dłuższy czas, a nawet na stałe, bez uregulowania formalności meldunkowych. Spis powszechny wykazał, że 31 marca ub.r. (a więc jeszcze przed sezonem na prace w rolnictwie, budownictwie czy turystyce) ok. 1,94 mln Polaków przebywało za granicą powyżej 3 miesięcy, a 2/3 z nich pozostawało tam już 12 miesięcy i dłużej. GUS w ostatnim spisie policzył także tzw. ludność rezydującą, tj. zamieszkałą przez ostatnie 12 miesięcy w tym samym miejscu. Było jej 37,2 mln, a więc o 1,3 mln mniej, niż by to wynikało z zapisów „meldunkowych”. Można przyjąć, że między poprzednim a ostatnim spisem powszechnym milion rodaków wyjechało za granicę zapewne już na stałe, a drugie tyle jeździ tam do pracy sezonowej lub na studia. Aż takiego pędu ku migracji po wejściu Polski do Unii, demografowie nie przewidzieli.

***

Na Kongresie była mowa o jeszcze jednej błędnej prognozie. W minionej dekadzie Polska miała stać się na dużą skalę krajem migracyjnym dla przybyszy z zagranicy. Tymczasem na stałe mieszka u nas tylko 100 tys. cudzoziemców. Do tego dochodzą sezonowe przyjazdy do pracy, głównie zza naszej wschodniej granicy. Niebawem jednak to się zmieni. Według szacunków dr. Piotra Strzeleckiego, już w latach 2020–30, aby zrównoważyć ubytek rąk do pracy, Polska każdego roku będzie musiała mieć 50-tysięczne dodatnie saldo migracji, a w połowie XXI w. już prawie 160-tysięczne.

Z poglądem o aż tak wysokim popycie na rynku pracy polemizowała prof. Józefina Hrynkiewicz, posłanka PiS, podkreślając, że dziś trudno sobie wyobrazić, jak za kilkadziesiąt lat taki rynek będzie wyglądał. Jej zdaniem prognozy dotyczące liczby imigrantów okażą się błędne. Pozostawiając ów spór na boku, należy jednak od polityków, urzędów, samorządów, organizacji pozarządowych, domagać się jakiegokolwiek programu naszej polityki migracyjnej. Dziś go nie ma.

***

Spis pokazał kilka innych ciekawych zjawisk. W Polsce ubywa mężczyzn, a rośnie liczba kobiet. Jest ich już 109 na 100 mężczyzn. Spada dzietność kobiet i by zapełnić rosnącą lukę demograficzną, powinno się rodzić o 30–40 proc. więcej dzieci. Jest to już niemożliwe i czekający nas szybki proces starzenia się polskiego społeczeństwa możemy co najwyżej wyhamować. W niektórych województwach proces wyludniania się i zarazem starzenia mieszkańców jest tak zaawansowany, że marszałek opolski Józef Sebesta, zaproponował, aby na wzór tworzonych przed 20 laty specjalnych stref ekonomicznych, dziś powołać specjalne strefy demograficzne. Na początek w Opolskiem i Świętokrzyskiem. Tu powinno się testować rządowe i samorządowe inicjatywy demograficzne, zarówno te prorodzicielskie, jak i te, które będą dotyczyć rosnącego pokolenia seniorów.

Program II Kongresu Demograficznego obejmuje jeszcze kilka konferencji, które zostaną podsumowane w końcu czerwca br. Do tego czasu GUS przedstawi kolejne opracowania wyników spisu powszechnego. Będą wtedy ujawnione m.in. dane o wyznaniu Polaków. Można tylko mieć nadzieję, że dyskusja o nich nie zdominuje relacji z zakończenia Kongresu. Stało się tak teraz, gdy media przy okazji jego rozpoczęcia, relacjonowały głównie podane przez GUS wyniki badania naszej przynależności narodowo-etnicznej. Wykazały one, że jesteśmy krajem, w którym dominuje ludność o jednorodnej polskiej tożsamości narodowej (91,56 proc.). Najliczniej deklarowaną inną tożsamością była tożsamość śląska – 809 tys. osób, kaszubska – 212 tys. osób i niemiecka – 109 tys. osób. Zaskoczenie budzi liczba Ślązaków, których należałoby zapewne dopytać, czy wcześniej deklarowali się jako Polacy czy Niemcy. Na spadek osób deklarujących tożsamość niemiecką wpływ zapewne miały przemiany demograficzne (sporo młodszych polskich Niemców wyssał niemiecki rynek pracy, a starzy wymierają).

Wśród wielu hiobowych wieści ze spisu jedna mogłaby cieszyć – o rosnącej liczbie osób z wyższym wykształceniem. W grupie wiekowej powyżej 13 lat studia ukończyła już prawie co piąta kobieta i co siódmy mężczyzna. A dlaczego nie do końca ona cieszy? Bo duża część tych osób ma tylko dyplom licencjata.
W kongresowych dyskusjach nad spadkiem dzietności przewijała się też ważna teza, by wydatki z budżetu na dzieci i rodziny politycy przestali traktować wyłącznie jako koszty. Są to przecież inwestycje w przyszłych podatników.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną