Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Słownik zawłaszczonego języka

Jakie słowa zawłaszczyła nam prawica

„Prawica, w niemal niewidoczny sposób, urabia resztę społeczeństwa, używając skojarzeń, znaczeniowych zbitek, których w końcu nie zauważamy, a które mocno wbijają się w podświadomość”. „Prawica, w niemal niewidoczny sposób, urabia resztę społeczeństwa, używając skojarzeń, znaczeniowych zbitek, których w końcu nie zauważamy, a które mocno wbijają się w podświadomość”. Mirosław Gryń / Polityka
Przedstawiamy polsko-polski słownik wyrazów skradzionych, przejętych, czasami niemal na wyłączność, przez narodowo-katolicką prawicę.
„Czas na odkłamywanie języka pojęć i wartości, na przywracanie im pierwotnych, bogatszych znaczeń albo też na pokazywanie nowych, współczesnych kontekstów, w jakich mogą teraz funkcjonować”.Mirosław Gryń/Polityka „Czas na odkłamywanie języka pojęć i wartości, na przywracanie im pierwotnych, bogatszych znaczeń albo też na pokazywanie nowych, współczesnych kontekstów, w jakich mogą teraz funkcjonować”.

Proceder zawłaszczania trwa na dobrą sprawę od dwóch dekad, ale wyraźnie przyspieszył po 2005 r., a już zwłaszcza po katastrofie smoleńskiej w 2010 r. Odbywało się to, niestety, częściowo za bierną zgodą nie-prawicy, która zdaje się przyjmować do wiadomości, że pewne pojęcia wymknęły się z jej słownika, już na stałe weszły do języka narodowej, katolickiej prawicy.

Zdarzenie symboliczne: prezenter jednej ze stacji radiowych, używając niedawno słów „naród”, „godność” i „patriotyzm”, przeprosił na antenie, że mówi „pisem”. Tak jakby dla niego i dla słuchaczy miało być oczywiste, że to język obcy, jedynie cytowany. A tak nie jest. Oddanie wielu ważnych słów w pacht jednej politycznej opcji powoduje nie tylko zubożenie języka innych środowisk ideowych, ale też sprawia wrażenie, jakby słowa i rzeczy wielkie występowały tylko na prawicy, jakby tam jedynie było przywiązanie do wartości, moralność, szacunek dla państwa.

Prawica, w niemal niewidoczny sposób, urabia resztę społeczeństwa, używając skojarzeń, znaczeniowych zbitek, których w końcu nie zauważamy, a które mocno wbijają się w podświadomość. Tak jak w latach 90. pewne środowiska prepisowskie narzuciły praktycznie wszystkim swoją nazwę „niepodległościowe”. Potem używano jej zupełnie bezrefleksyjnie, wręcz bezmyślnie, jakby godząc się, że inni o niepodległość nie dbają. Czas zatem na odkłamywanie języka pojęć i wartości, na przywracanie im pierwotnych, bogatszych znaczeń albo też na pokazywanie nowych, współczesnych kontekstów, w jakich mogą teraz funkcjonować. Oczywiście, nasz słownik nie wyczerpuje wszystkich przypadków zawłaszczeń, ani nie pretenduje do akademickiej głębi. Zachęcamy czytelników do nadsyłania własnych propozycji takich słów wraz z komentarzem.

Etyka – przeciwstawiany katechezie przedmiot, niechętnie widziany w szkole przez księży, bo właściwie nie bardzo wiadomo, po co jest etyka, skoro moralność ma źródło w religii. Tymczasem etyka to starszy od chrześcijaństwa dział filozofii. Od wieków funkcjonują w niej teorie, które nie wymagają przyjęcia założeń religijnych, pokazujące, że normy moralne są niezależne od wiary; jak choćby imperatyw kategoryczny Kanta czy zasada utylitaryzmu Johna Stuarta Milla. Współcześnie jedną z najpopularniejszych świeckich koncepcji jest etyka humanistyczna, uznająca wartość, godność i autonomię każdej jednostki. Jej korzeni można szukać w wymyślonej przez starożytnych złotej regule: nie czyń drugiemu tego, czego nie chcesz, by tobie uczyniono; lub pozytywnie: czyń drugiemu to, co chcesz, aby tobie uczyniono. Moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się twoja. Źródłem zasad moralnych nie musi być Pismo Święte; może nim być drugi człowiek, o czym warto przypominać.

Godność – według charakterystycznego dla prawicy ujęcia, stała się pojęciem wspólnotowym. Dotyczy bardziej grup niż jednostek. Godność człowieka jako jednostki ustępuje godności zbiorowej, która jest nadrzędna wobec indywiduum. Tak było choćby w przypadku akcji lustracyjnej sprzed kilku lat, kiedy prawica dopuszczała możliwość wielu pomyłek „na listach agentów”. Nawet jeśli miałoby się to wiązać z upokorzeniem niewinnych ludzi (można się było oczywiście „oczyścić”). Ważne, aby zbiorowa godność narodu, uwalniającego się od wstydliwego brzemienia przeszłości, została zachowana.

Prawica uzurpuje sobie również prawo do wyłącznego reprezentowania tzw. postawy godnościowej, w przeciwieństwie do uległości i poddaństwa ich przeciwników, głównie w stosunkach międzynarodowych. Skuteczność i przydatność takiej postawy, polegającej na demonstrowaniu własnej wyższości moralnej i ciągłej gotowości do obrażania się, jest niesprawdzalna, najprawdopodobniej zerowa, a nawet ujemna.

Naród – tym mianem prawica nazywa swój elektorat (to niejako naród właściwy, kwalifikowany). I jedynie ci wyborcy mają pożądane cechy narodu: przywiązanie do tradycji, kult historii i przodków, umiłowanie wolności, dumę narodową, godność. Politycznym przeciwnikom i ich wyborcom zarzucana jest ogólnie biorąc zdrada, poddaństwo wobec obcych mocarstw, kolonialna mentalność. Mówi się o podziale na tubylców i wynarodowionych kolaborantów, którzy realizują wrogie interesy. Nie-prawica rzeczywiście rzadziej używa słowa „naród”, zastępując je „społeczeństwem” lub – jak Donald Tusk – „milionami Polaków”. Warto odczarować to słowo i przywrócić do powszechnego słownika.

Można dziś używać pojęcia naród tak, aby nie zalatywało nacjonalizmem. Ma ono przecież wciąż pozytywne konotacje (wspólnota, solidarność, tożsamość), mocno siedzi w polskiej historii i nie ma żadnego powodu oddawać tu pole jednej tylko ideowej formacji (przypomnijmy sobie biało-czerwone Euro). Ale też trzeba sobie zdawać sprawę, że naród nie ma dziś jednego rzecznika, ma cechy wspólne, ale też wiele w nim różnic, podziałów, sprzeczności oczekiwań, wrażliwości. Wypowiadanie się w imieniu narodu wymaga dziś sporo tupetu i bezczelności. I na takie uzurpacje trzeba uważać.

Niepodległość – zamiennie z suwerennością, jest instrumentem walki z tymi, którym rzekomo na tych wartościach nie zależy, którzy są na kolanach, chcą oddać kraj we władanie wiadomego kondominium. Wszyscy dookoła Polski są silniejsi, sprytniejsi, bardziej bezwzględni, a Polska jest zawsze potencjalną ofiarą, nad którą ręce podadzą sobie władcy wrogich imperiów.

Niestety, nie ma na prawicy świadomości, że właśnie szukanie sojuszy, szerszych, ponadnarodowych struktur, łagodzenie relacji z „odwiecznymi wrogami” także przez okazywanie im szacunku i zrozumienia, jest najlepszym sposobem obrony niepodległości. Że wyniosła samotność, pozostawanie w oblężonej twierdzy honoru, szukanie wszędzie spisku, zdrady i nielojalności, niepozwalających na sprzymierzenie się z kimkolwiek, jest najprostszą drogą do izolacji i narażenia niepodległości na szwank. Nikt nam nie kazał wstępować do NATO czy Unii Europejskiej. To była niepodległa decyzja oddająca część naszej suwerenności w zamian za bezpieczeństwo i nowe szanse rozwoju. I równie suwerenną decyzją jest pozostawanie w tych wspólnotach na zasadach, jakie tam – ustalone z naszym udziałem – obowiązują.

Patriotyzm – to może najmocniej zawłaszczone przez prawicę pojęcie. Obowiązuje model martyrologiczno-religijny, ofiarny. Do tego klubu nikt nie jest wpuszczany bez autoryzacji politycznego biura patriotów. Inne odmiany umiłowania kraju nazywane są patriotyzmem piknikowym albo bezobjawowym i uznawane za bezwartościowe albo szkodliwe.

Wyrwanie tego pojęcia z rąk prawicy wymaga pokazywania, iż patriotyzm dzisiaj oznacza walkę o swobody obywatelskie i ludzkie oraz o takie budowanie relacji wewnętrznych i zewnętrznych kraju, aby był on możliwie najbardziej bezpiecznym i przyjaznym miejscem do życia. Czczenie świąt narodowych, łopocące flagi, marsze niepodległości, msze za ojczyznę nie zastąpią (nie powinny zastępować) praktycznego patriotyzmu. Oderwanie patriotyzmu od prawicowej sztampy, od narzucanej retoryki, utożsamiania wątku narodowego i religijnego, to dzisiaj ważny instrument budowy nowoczesnego państwa.

Prawda – w ujęciu prawicowym oznacza nie tylko stwierdzenie zgodne z rzeczywistością. Prawda ma być przede wszystkim godnym odzwierciedleniem podniosłej rzeczywistości, ma wyzwalać i oczyszczać; jest własnością wspólnoty, nadaje jej sens. Prawda o Katyniu, o Smoleńsku, o agenturze z czasów PRL itd. jest częścią politycznego instrumentarium. Nie może to być byle jaka prawda: żądanie prawdy o Smoleńsku jest w istocie żądaniem prawdy o zamachu, gdyż żadne inne wytłumaczenie tej katastrofy nie będzie na tyle godne, aby oddać cześć ofiarom i nadać ich śmierci odpowiednią rangę. Prawica przesunęła prawdę z zakresu logiki w sferę moralności i doraźnej polityki.

Prawo i sprawiedliwość – hasła silnie zrośnięte z nazwą partii, a – w konsekwencji – ze sobą wzajemnie. Kto nie jest za PiS, ten nie jest ani za prawem, ani za sprawiedliwością. Przy tym prawo rozumiane jest nie tyle jako umowa społeczna, czyli demokratycznie stanowione normy, regulujące życie społeczne i polityczne, lecz jako narzędzie wymierzania odwetu i kary, słowem – dyscyplinujące obywateli. Prawo ma służyć sprawiedliwości, a o tym, co jest sprawiedliwe, decyduje „nasz ruch, nasza partia, nasz przywódca”. Specyficznym „nadprawem” jest prawo naturalne – mglisty konstrukt, zawierający jakoby normy, wynikające z natury świata i człowieka. Sprawiedliwość jawi się wąsko – jako stan zadośćuczynienia za krzywdy.

Rodzina – heteroseksualny związek pełniący doniosłą rolę prokreacyjną; najlepiej dożywotnio pobłogosławiony przez Kościół. Zagraża mu m.in. projekt ustawy o związkach partnerskich oraz Europejska Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet.

Można się zgodzić, że najlepszym środowiskiem, w jakim powinny wychowywać się dzieci, jest złożona z mamy i taty rodzina; pod warunkiem że nie jest to rodzina patologiczna. Ale nie można zamykać oczu na rzeczywistość. W społeczeństwie funkcjonują rodziny rozbite, rodzice samotnie wychowujący dzieci, konkubinaty, związki jednopłciowe, wielorodziny, opiekujące się potomstwem z poprzednich małżeństw. Jedna ze współczesnych definicji rodziny mówi, że jest to małe grono osób, skupionych we wspólnym ognisku domowym; intymny związek oparty na uczuciu, wzajemnej pomocy, współdziałaniu i odpowiedzialności. Człowiek ma prawo wybrać, w jakiej konfiguracji chce żyć i nazwać ją rodziną.

Silne państwo – według prawicy to państwo dobrze uzbrojone, z dużą armią z powszechnego poboru, mocno zcentralizowane, unitarne narodowo, zjednoczone wspólną, wtłaczaną obywatelom już od etapu szkoły ideologią.

Ale istnieje też inna wizja: silne państwo to państwo akceptowane przez większość obywateli, darzone zaufaniem i szacunkiem, rządzone liberalnie, ale ze sprawnymi służbami i instytucjami. Silne państwo to mocne ramy, które obywatele wypełniają różnorodną, niecenzurowaną treścią własnych wyborów i aktywności, to największy wspólny mianownik, na jaki jest ogólna zgoda; nieideologiczny, nieagresywny, niewymagający podporządkowania się i akceptowania niechcianych tez czy wartości. Państwo przestaje być silne, kiedy zarówno jego ramy, jak i treści są sztywne i narzucane. Kiedy państwo traci szacunek, jako twór ideologiczny, robi się słabe, bez względu na powierzchowne znamiona mocy.

Wartości – w domyśle chrześcijańskie. Jarosław Kaczyński stwierdził kiedyś, że o innych w naszym kręgu kulturowym nie można sensownie mówić. Problem w tym, jak je definiować i czy można je uznać za uniwersalne. Dekalog? Są w nim przykazania ogólnoludzkie, takie jak nie zabijaj czy nie kradnij, ale pierwsze trzy wykluczają niewierzących. Kazanie na Górze? Już prędzej. Skromność, pokój, miłosierdzie, pojednanie. Tylko czy one są wyłącznie chrześcijańskie? Znają je inne religie, znała starożytna filozofia. W debacie publicznej wartości chrześcijańskie pojawiają się, gdy mowa o etyce seksualnej (antykoncepcja, związki jednopłciowe, aborcja, in vitro), gdy ktoś próbuje usuwać krzyż z miejsc publicznych albo kwestionuje obecność religii w szkole, ewentualnie, by pognębić przeciwnika politycznego stwierdzeniem, że płaci za niskie alimenty (Edgar Gosiewski o Ludwiku Dornie). W Kazaniu na Górze nie było o tych rzeczach mowy.

Wartości chrześcijańskie to kolejne narzędzie podziału na swoich i obcych, z sugestią, że kto ich nie aprobuje, ten jest niemoralny. To nie tak, że alternatywą jest nihilizm. Alternatywą są choćby ogólnoludzkie wartości, na których opierają się Prawa Człowieka: godność, wolność wyboru, niestosowanie przemocy, tolerancja, empatia, odpowiedzialność, wspólnota.

Wolność – pojęcie występujące obficie we frazeologii narodowej. Natomiast wolność, rozumiana jako prawo do czynienia wszystkiego, co nie zagraża drugiemu człowiekowi (patrz też hasło: etyka), to woluntaryzm, nihilizm, libertynizm. Wolności obywatelskich, wolności słowa, poglądów, wyznania, sumienia używa się instrumentalnie – gdy jest to poręczny argument w jakimś starciu politycznym. Jednak zwłaszcza w sytuacji konfliktu wartości widać, że nie są one traktowane jako nadrzędne.

Tak więc na przykład ochrona godności czy nawet wizerunku osoby publicznej stawiana jest ponad wolnością słowa. Ponad wolność głoszenia poglądów wynoszona jest ochrona tzw. uczuć religijnych. Ponad wolność sumienia (np. w sprawie aborcji, in vitro) – ład prawny, zgodny ze stanowiskiem Kościoła katolickiego. Jednocześnie ograniczenia, jak na przykład zasady poprawności politycznej, traktowane są jako zamach na wolność słowa i poglądów.

Wrażliwość społeczna – pojęcie zarezerwowane do pakietu – współwystępuje ze społeczną nauką Kościoła, polityką prorodzinną, ewentualnie problematyką emerytalną. Poglądy liberalne są często definiowane jako brak wrażliwości społecznej. Wrażliwość społeczną należy okazywać wobec rodzin wielodzietnych, ludzi gorzej sytuowanych, mieszkańców wsi. Okazywanie wrażliwości wobec dzieci krzywdzonych we własnych rodzinach uchodzi za zamach na suwerenność rodziny. Wrażliwość na krzywdę osób dyskryminowanych ze względu na tożsamość płciową czy orientację seksualną uchodzi za permisywizm. Wrażliwość wobec społecznej i zawodowej dyskryminacji kobiet to feministyczna propaganda. Największa doroczna akcja dobroczynna Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, gdzie manifestuje się gigantyczna wrażliwość społeczna, nazywana jest „pokazówką” i „jednorazówką”, a nawet „dziełem diabelskim”.

Wspólnota – słowo zarezerwowane dla zbiorowości narodowej oraz religijnej (chętnie utożsamianych w stereotypie Polaka katolika). Liberalizm został zepchnięty na pozycję antonimu wspólnotowości – wszak utożsamiany jest ze skrajnym, drapieżnym indywidualizmem. Niemal każda inna – poza wymienionymi – wspólnota jest podejrzana. Mieszkaniowa – to klika, zawodowa – korporacja, pokoleniowa – republika kolesiów, sieciowa – przypadkowa zbieranina. Nie mówiąc oczywiście o wspólnocie najbardziej zagrażającej – wspólnocie europejskiej. Rozumienie życia społecznego jako mozaiki rozmaitych, niekiedy doraźnych wspólnot do realizacji konkretnych celów albo interesów, się nie przebija. Wspólnota wszak ma zadania obronne, jest okopem przed wrogiem. Idee społeczeństwa obywatelskiego czy społecznej odpowiedzialności biznesu przepadły wśród szyderstw, że to pustosłowie i propaganda.

Życie – oczywiście od poczęcia do naturalnej śmierci. Jedno z najwcześniej, bo już na początku lat 90., pojęć zawłaszczonych przez prawicę. Przy okazji sporu o aborcję narzuciła ona podział na cywilizację życia i cywilizację śmierci. Jeśli oni są „za życiem”, to przeciwnicy są „za śmiercią”. Stwierdzenie: „jestem obrońcą życia” ma kasować każdy argument. Słowa płód, zarodek, ciąża zostały zastąpione przez życie poczęte; mówienie o prawie do decyzji czy wyboru, to nawoływanie do mordowania nienarodzonych. Agnieszka Graff pisze, że zaangażowane w ten spór feministki były przekonane, że to aberracja, która zniknie pod naporem racjonalnego myślenia. Aż zrobiło się za późno. Ten język ciąży także na debatach o in vitro czy eutanazji. Gdyby 15 lat temu ktoś porównał in vitro do Holocaustu, prawdopodobnie uznano by go za szaleńca. Dziś wywołuje wzruszenie ramion.

Przy tak niezwykłym postępie medycyny, z jakim mamy dziś do czynienia, granice życia mają coraz więcej odcieni i niuansów. Powstała cała dziedzina wiedzy, która się tym zajmuje – bioetyka. Czy to moralne utrzymywać ciążę, gdy wiadomo, że dziecko umrze zaraz po urodzeniu? Czy utrzymywać przy życiu skrajnie niedojrzałe wcześniaki? Czy trwać przy uporczywej terapii? Czy to nie okrutne odmawiać skrajnie cierpiącemu człowiekowi prawa do eutanazji? Stawianie pytań o jakość życia nie oznacza automatycznego akcesu do cywilizacji śmierci. Czas najwyższy odrzucić także i ten szantaż.

Polityka 29.2012 (2867) z dnia 18.07.2012; Polityka; s. 17
Oryginalny tytuł tekstu: "Słownik zawłaszczonego języka"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną