Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Rzeczpospolita ludowa

Taśmowa wojna w PSL

Z rozmowy dwóch działaczy PSL, Władysława Serafina, długoletniego szefa kółek rolniczych oraz Władysława Łukasika, byłego już szefa Agencji Rynku Rolnego wyłania się sposób, w jaki ludowcy zarządzają spółkami skarbu państwa, kontrolowanymi przez ministra rolnictwa.

W imperiach, od lat podległych chłopskim koalicjantom naturalny jest nepotyzm, obsadzanie stanowisk kolegami, nieliczenie się z kosztami, jednym słowem – żerowanie na państwowym. Jeśli są to koledzy aktualnego ministra rolnictwa, stan taki zwykle trwa przez całą kadencję. Kiedy kadencja się kończy i jedną partię chłopską w roli koalicjanta zastępowała inna – nie „wyrzynano” konkurentów. Przesuwano ich tylko do drugiego szeregu. Przy kolejnej zmianie politycznej konfiguracji konkurenci odwdzięczali się tym samym. Taki stan w Rzeczpospolitej ludowej trwa od wielu lat.

Dlaczego jest to możliwe? Czy tylko z powodu wyjątkowej pazerności działaczy  partii chłopskich i ich demonstrowanemu publicznie przekonaniu, że rodzinie, dzieciom i kolegom partyjnym należy pomagać, jak się jest przy władzy ? Nie. Gdyby Elewarr (państwowa spółka, zajmująca się skupem i przechowywaniem zboża) i podległe jej spółki – córki  funkcjonowały na otwartym rynku, tak beztroskie zarządzanie nimi byłoby mocno utrudnione. Lepiej funkcjonujący konkurenci wyparliby je z rynku.

Ale całe rolnictwo unijne na otwartym rynku nie działa. Dla dobra konsumentów, a zwłaszcza rolników, jest objęte szczególną ochroną. Na tę ochronę UE przeznacza aż 40 proc.  wspólnotowego budżetu. Jest z czego uszczknąć, a nawet brać bezkarnie pełnymi garściami. Spółki Elewrr, bez względu na to, ilu działaczy wyżywią, zawsze będą mieć pieniądze. Nie z rynku, z Brukseli i od polskich podatników.

CBA i prokuratura, które zainteresowały się tzw. taśmami PSL,  powinny dojść, czy to, o czym mówią ludowi działacze, jest prawdą. Jednak podjęcie kroków prawnych – gdyby zarzuty się potwierdziły - wcale nie rozwiązuje problemu. Jego istota tkwi w naszym rodzimym kształcie Wspólnej Polityki Rolnej. W tym, że miliardy euro, które corocznie  płyną na wieś są dzielone i zarządzane przez agencje rolne. Agencję Rynku Rolnego, o której słyszymy w taśmach PSL i Agencję  Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Obie, w ramach podziału partyjnych łupów, tradycyjnie  przydzielane są przez partię rządzącą ludowemu koalicjantowi. Przez niego zarządzane i kontrolowane. Państwo w państwie. To w nich, a nie w ministerstwie, znajdują się konfitury.

Gdyby Marek Sawicki, obecny minister rolnictwa, nie był najpoważniejszym konkurentem Waldemara Pawlaka do fotela prezesa PSL, być może ludowcy nie nagrywaliby swoich rozmów i taśmy nie trafiłyby do publicznego obiegu. Gdyby nie zażarta walka o władzę w PSL, być może liderzy Platformy Obywatelskiej, nie uświadomiliby sobie, że odpowiedzialność za wszelkie afery rolne i tak spada na nich. Bo oddali polską wieś we władanie ludowcom i pozwalają im tam robić, co chcą. PO poza opłotkami miast nie czuje się u siebie. Taśmy PSL nie są problemem ludowców, są sprawą całej koalicji. Mogą zaszkodzić nie tylko Markowi Sawickiemu, ale także Donaldowi Tuskowi.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną