W imperiach, od lat podległych chłopskim koalicjantom naturalny jest nepotyzm, obsadzanie stanowisk kolegami, nieliczenie się z kosztami, jednym słowem – żerowanie na państwowym. Jeśli są to koledzy aktualnego ministra rolnictwa, stan taki zwykle trwa przez całą kadencję. Kiedy kadencja się kończy i jedną partię chłopską w roli koalicjanta zastępowała inna – nie „wyrzynano” konkurentów. Przesuwano ich tylko do drugiego szeregu. Przy kolejnej zmianie politycznej konfiguracji konkurenci odwdzięczali się tym samym. Taki stan w Rzeczpospolitej ludowej trwa od wielu lat.
Dlaczego jest to możliwe? Czy tylko z powodu wyjątkowej pazerności działaczy partii chłopskich i ich demonstrowanemu publicznie przekonaniu, że rodzinie, dzieciom i kolegom partyjnym należy pomagać, jak się jest przy władzy ? Nie. Gdyby Elewarr (państwowa spółka, zajmująca się skupem i przechowywaniem zboża) i podległe jej spółki – córki funkcjonowały na otwartym rynku, tak beztroskie zarządzanie nimi byłoby mocno utrudnione. Lepiej funkcjonujący konkurenci wyparliby je z rynku.
Ale całe rolnictwo unijne na otwartym rynku nie działa. Dla dobra konsumentów, a zwłaszcza rolników, jest objęte szczególną ochroną. Na tę ochronę UE przeznacza aż 40 proc. wspólnotowego budżetu. Jest z czego uszczknąć, a nawet brać bezkarnie pełnymi garściami. Spółki Elewrr, bez względu na to, ilu działaczy wyżywią, zawsze będą mieć pieniądze. Nie z rynku, z Brukseli i od polskich podatników.
CBA i prokuratura, które zainteresowały się tzw. taśmami PSL, powinny dojść, czy to, o czym mówią ludowi działacze, jest prawdą. Jednak podjęcie kroków prawnych – gdyby zarzuty się potwierdziły - wcale nie rozwiązuje problemu. Jego istota tkwi w naszym rodzimym kształcie Wspólnej Polityki Rolnej. W tym, że miliardy euro, które corocznie płyną na wieś są dzielone i zarządzane przez agencje rolne. Agencję Rynku Rolnego, o której słyszymy w taśmach PSL i Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Obie, w ramach podziału partyjnych łupów, tradycyjnie przydzielane są przez partię rządzącą ludowemu koalicjantowi. Przez niego zarządzane i kontrolowane. Państwo w państwie. To w nich, a nie w ministerstwie, znajdują się konfitury.
Gdyby Marek Sawicki, obecny minister rolnictwa, nie był najpoważniejszym konkurentem Waldemara Pawlaka do fotela prezesa PSL, być może ludowcy nie nagrywaliby swoich rozmów i taśmy nie trafiłyby do publicznego obiegu. Gdyby nie zażarta walka o władzę w PSL, być może liderzy Platformy Obywatelskiej, nie uświadomiliby sobie, że odpowiedzialność za wszelkie afery rolne i tak spada na nich. Bo oddali polską wieś we władanie ludowcom i pozwalają im tam robić, co chcą. PO poza opłotkami miast nie czuje się u siebie. Taśmy PSL nie są problemem ludowców, są sprawą całej koalicji. Mogą zaszkodzić nie tylko Markowi Sawickiemu, ale także Donaldowi Tuskowi.