Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Czy ta klasa ma klasę?

Co ubranie mówi o polskich politykach

Anna Komorowska dopracowała się własnego stylu. Anna Komorowska dopracowała się własnego stylu. Andrzejewski Maciej / BEW
Polityka to interes brzydki, powinien więc być ładnie opakowany. Wyborcy coraz częściej wymagają od klasy politycznej szyku.
Jacek Rostowski preferuje brąz, który budzi zaufanie.Nafalski Rajmund/BEW Jacek Rostowski preferuje brąz, który budzi zaufanie.
Robert Biedroń, jego krzykliwy styl da się obronić.VIPHOTO/EAST NEWS Robert Biedroń, jego krzykliwy styl da się obronić.
Joanna Mucha postanowiła odjąć sobie nieco kobiecości.Stanisław Kowalczuk/EAST NEWS Joanna Mucha postanowiła odjąć sobie nieco kobiecości.

Na polu elegancji nowa Polska – po transformacji – zaczęła marnie. Kiedy prezydent Wałęsa ruszał z pierwszą wizytą do Paryża, mekki światowej mody, gospodarze zasugerowali, by do uroczystej kolacji dla 200 osób zrezygnować ze stroju wieczorowego. Rozumiemy, powiedzieli, że strona polska zderzyłaby się z trudnościami w sprostaniu zwyczajom dyplomatycznym. – Miałem smutne poczucie pewnego zapóźnienia – mówi Tomasz Orłowski, polski dyplomata i autorytet w dziedzinie protokołu, obecnie ambasador we Francji. Ambasador nie kryje dziś satysfakcji: jego zdaniem doganiamy Europę.

Psychologom ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej wyszło z badań przed ostatnimi wyborami prezydenckimi, że Polacy oczekują od swojego prezydenta nie tylko doświadczenia i uczciwości, ale także ogłady i dobrej prezencji. Tak wśród elit, jak i w opinii społecznej w Polsce narasta potrzeba pewnego awansu, odpowiednich zachowań, a nawet wyszukania w sytuacjach społecznych, towarzyskich.

– Przez 20 lat obserwowałem, jak to się zmienia – mówi Orłowski. – Dziś, przynajmniej w klasie średniej, po zaspokojeniu podstawowych potrzeb pojawia się potrzeba stylu bycia. Jaki ma on być? Wyrafinowany, właściwy, wyszukany. Jeden z ojców demokracji amerykańskiej, Benjamin Franklin, mawiał: jem dla własnej przyjemności, ale ubieram się dla przyjemności innych.

W stroju zawarty jest kod i sygnał. Bankier ma dawać poczucie bezpieczeństwa, urzędnik – służby (w upalny dzień w marynarce i pod krawatem mówi interesantowi: męczę się dla ciebie), artysta nawet poza sceną tworzy widowisko. Polityk, wyjąwszy kilku oryginałów, ma wywoływać poczucie umiaru, zrozumienia innych i pewnego konserwatyzmu. A przede wszystkim musi się podobać.

Nasi nie lubią blichtru

Na czas prekampanii Platforma Obywatelska zatrudniła dla Bronisława Komorowskiego osobistego doradcę. Podpowiadał obecnemu prezydentowi, co ma na siebie włożyć, aby za bardzo nie odstawał od swojego kontrkandydata Radosława Sikorskiego, pod tym względem z reguły bijącego swych kolegów. Prezencja Bronisława Komorowskiego zawsze była trudnym tematem dla osób, które z nim współpracowały na każdym etapie jego kariery – od posła, przez ministra, marszałka, aż do prezydentury.

Tłumaczy się tym, że nie lubi blichtru. Nigdy nie przywiązywał wagi do swego wyglądu, nie lubił wybierać ubrań. Po prostu trzeba go było zawsze w tym względzie pilnować – mówi osoba z jego bliskiego otoczenia.

Kiedyś ulubionym zestawem prezydenta, w którym pokazywał się publicznie, była ciemna marynarka i o kilka tonów jaśniejsze spodnie, które nie pasowały ani do siebie, ani do powagi urzędów, które reprezentował. Dużo czasu minęło, zanim to zauważył. Był odporny na uwagi kolegów, którzy w dobrej wierze szeptali mu do ucha, aby pożegnał się z jakimś elementem swojej garderoby. Na czas prezydenckiej kampanii uszył kilka garniturów na miarę, ale specjalista od mody, wieloletni naczelny magazynu „In Style” Piotr Zachara jest przekonany, że czasami odwiesza je do szafy: – Jest prezydentem garniturowym, akuratnym. To pasuje do jego mentalności takiego trochę swojskiego prezydenta wszystkich Polaków i przy jego warunkach fizycznych już nic więcej nie da się wycisnąć. Zachara bardziej łaskawy jest w stosunku do Anny Komorowskiej, która na stałe współpracuje z osobistą stylistką: – Pani prezydentowa szybko dopracowała się swojego stylu, potrafi ukryć to, co musi, i wygląda lepiej od męża.

Wszyscy spece od wizerunku jak refren powtarzają, że z korzystania z krawieckich usług zwolnieni są tylko ci najwyżsi rangą politycy, którzy mają nieskomplikowaną sylwetkę. Z polskiego podwórka, zdaniem Zachary, są to premier i szef MSZ Radosław Sikorski: – Obama, który ma wysportowaną sylwetkę, też może kupować gotowe, ale i takim osobom szyje się ubranie na miarę.

Zrzucić kilogramów wciąż nie może europoseł i szef PJN Paweł Kowal, ale mimo przeprowadzki na brukselskie salony pozostał wierny warszawskiemu krawcowi Januszowi Wiśniewskiemu. U niego też ubierał się Lech Kaczyński. Wiganna Papina, stylistka, która ubierała polityków od prawej do lewej strony politycznej, stawia Kowala za wzór trudnej, ale dobrze przez krawca zamaskowanej sylwetki.

Do krawieckiego centymetra w czasie ostatniej kampanii prezydenckiej przekonał się Jarosław Kaczyński. O ile zmiana jego politycznego stylu okazała się krótkotrwała, o tyle ta dotycząca stylu garderobianego trwa. – Dla polityków PiS, tak jak w przypadku wszystkich partii konserwatywnych, strój nigdy nie był ważnym elementem wizerunku – mówi Zachara.

Posłowie Jarosława Kaczyńskiego czynią z tego swój atut, sięgając po argument klasowy. – Po garniturach, koszulach na spinki i garsonkach od razu widać, że Platforma to partia ludzi bogatych. PiS reprezentuje raczej klasę średnią – twierdzi Izabella Kloc (PiS), która na tle swoich klubowych koleżanek wyróżnia się elegancją.

Sam prezes PiS przeszedł garderobianą ewolucję, gdy został premierem. – Uświadomił sobie, że tu nie chodzi tylko o jego osobisty wizerunek, lecz o postrzeganie Polski. Osoba z naszego środowiska, która ma wyczucie w sprawach mody, kupiła dla niego kilka garniturów – mówi poseł PiS blisko współpracujący z Jarosławem Kaczyńskim. Prezes nie zgadzał się na żadną wizerunkową rewolucję, ale podchodził do zmian ze zrozumieniem. Postawił dwa warunki: garnitury mają mieć metkę polskich producentów i musi się w nich dobrze czuć.

 

Pierwszy postulat został spełniony, ale co do drugiego, obserwując Jarosława Kaczyńskiego, można mieć wątpliwości. Nie czuje się dobrze i nie można wszystkiego wytłumaczyć trudną sylwetką i względnie niskim wzrostem. Przecież były prezydent Francji Nicolas Sarkozy, który dorównuje Kaczyńskiemu wzrostem (167 cm), znalazł się w piątej dziesiątce listy najlepiej ubranych ludzi na świecie magazynu „Vanity Fair”.

Jeśli już tak bardzo polscy politycy boją się krawca, to powinni zainwestować w dobre marki. Jerzy Mazgaj, szef Paradise Group, otwierając w sąsiedztwie Sejmu salony Hugo Boss, Burberry, Ermenegildo Zegny i Armaniego, miał nadzieję, że w drzwiach będą mijać się pracownicy pobliskiej giełdy i parlamentarzyści. Ostatecznie zarabia tylko na tych pierwszych.

Krawatowe ewolucje

Zachara zauważa, że dużym problemem szefa największej partii opozycyjnej jest krawat: – Widać, że źle się w nim czuje, jakby był przyduszony. Swoje exposé rozpoczął od poluzowania krawata. W kodzie biznesu taki gest oznacza koniec negocjacji, przejście do mniej formalnej części spotkania. Premier wykonujący taki ruch sprawiał wrażenie, jakby już chciał ustąpić ze stanowiska.

Od tragedii smoleńskiej Jarosława Kaczyńskiego można zobaczyć tylko w czarnym krawacie. Osoba dobrze go znająca zdradza, że na znak żałoby będzie w takim chodził do końca życia. Zachary nie razi czarny krawat prezesa, bo dawno minęły czasy, kiedy był zarezerwowany na uroczystości pogrzebowe.

Pewną krawatową ewolucję przeszedł były szef SLD Grzegorz Napieralski. – W czasie kampanii wyborczej miał swojego stylistę. Dla podkreślenia tego, że jest liderem, zaczął zakładać jednolite, ale o wyrazistej kolorystyce – mówi Tomasz Kalita, były rzecznik Napieralskiego.

Napieralski na tle lewicy europejskiej wypada słabo, ale gdy zestawi się go z innymi parlamentarzystami, plasuje się wysoko. – Jego jednorzędowy garnitur mówi, że jest młodym postępowym politykiem partii lewicowej – ocenia Zachara. Jego następca Leszek Miller zbiera lepsze recenzje od stylistów. – Jest na tyle męskim mężczyzną, że może pozwolić sobie na pewien typ luzu i nie założyć krawata – mówi Zachara.

Z krzykliwych węzłów pod szyją zasłynął już w Sejmie Robert Biedroń z Ruchu Palikota. Choć większości polityków przystoi klasyczna elegancja, to styl Biedronia da się obronić: – Jest najbardziej liberalny z lewej strony sceny politycznej w swoim wyglądzie i takie reprezentuje też poglądy. Myślę, że bez wstydu mógłby stanąć obok swoich kolegów ze Stanów.

Pewien problem z dodatkami mają kobiety. Polityka nie lubi za wielu ozdób, o czym zapomina na przykład Elżbieta Bieńkowska, która uwielbia naszyjniki, a te niestety zbyt często zwracają uwagę bardziej niż to, co minister ma do powiedzenia.

Podobny problem miała minister Joanna Mucha. – W czasie kampanii kręcono z nią spot wyborczy i na tle swoich kolegów wyglądała jak modelka wynajęta do spotu, trzeba było spot dublować, bo wyglądała za dobrze – mówi stylistka współpracująca z PO.

Mucha postanowiła odjąć sobie nieco kobiecości, by męski sportowy świat dopuścił ją do głosu. Obcięła włosy i kupiła kilka garniturów. – Kiedyś reprezentowała sportową elegancję, a dziś biurokratyczną na poziomie gminnym – denerwuje się Zachara.

Swojego stylu dorobiła się też marszałek Sejmu Ewa Kopacz i choć wielu nie może jej wybaczyć noszenia czarnych pończoch na każdą okazję, to jako druga osoba w państwie trzyma modowy, klasyczny fason.

Magia koloru

Jolanta Kwaśniewska chwaliła się niedawno, że jej mąż pozostaje największym dyktatorem polskiej politycznej mody. „Jest pierwszym i największym trendsetterem. Od niego zaczęła się moda na błękitne (kolor zaufania i sukcesu) koszule”. Zachara nie przecenia jednak magii kolorów, która opanowała niektórych kreatorów wizerunku. Wiadomo, że czerwony to energia, a odcienie brązu nasuwają skojarzenia z oszczędnością, ale do tego trzeba całego pakietu charakterologicznego. Potrzebny jest autorytet, a kolor może jedynie wzmocnić przekaz.

Tak jak w przypadku ministra finansów Jacka Rostowskiego: gdy mówi o cięciach w budżecie i zaciskaniu pasa, ma na sobie garnitur w odcieniach brązu, to budzi zaufanie i spokój. Zdecydowanie uspokoił się też kiedyś bardzo ekscentryczny Janusz Palikot. Różowe marynarki i żółte poszetki w grochy schował głęboko w szafie. Postanowił być bliżej ludzi, których chce reprezentować jako lider ruchu o własnym imieniu. W swojej książce wypomniał Tuskowi, że ten miesięcznie wydaje na swoje stroje 30 tys. zł, więc i jemu dziś nie wypada epatować drogą ekstrawagancją.

Jeśli mowa o kolorach, to niestety większość polskich polityków nie wie, że w ich profesji jedyne, czego zmianę dopuszcza latem dress code, to tkanina, z jakiej uszyte jest ubranie. Ciemna kolorystyka obowiązuje bez względu na porę roku. Wie o tym już Waldemar Pawlak, który przestał wychodzić do dziennikarzy w jasno­kremowym ubraniu. Styliści zaliczają mu też na plus porzucenie jasnoseledynowych garniturów i mokasynów z frędzelkami.

 

Nową jakość do partii z zieloną koniczyną w logo wprowadził najmłodszy minister Władysław Kosiniak-Kamysz. Szyje na miarę, wie, że mankiety muszą wystawać dwa centymetry spod marynarki. Może tylko zbyt często nosi czerwony krawat, zwyczajowo zarezerwowany dla liderów. Może to zapowiedź pokoleniowej zmiany w PSL.

Donald Tusk, którego wszyscy wskazują jako najlepiej ubranego polskiego polityka, otacza się wieloma doradcami, a nie zatrudnił w swojej Kancelarii nikogo od wizerunku. – On po prostu wie, w czym dobrze wygląda. Tego też wymaga od swoich współpracowników z Platformy Obywatelskiej. Potrafi zwrócić uwagę pracownicom, które latem przychodziły do biura w butach z odkrytymi palcami – opowiada asystentka jednego z ministrów w KPRM. Premier uwodzi dziś uszytymi na miarę u warszawskiego krawca garniturami, włoskimi koszulami z kołnierzykiem w odpowiednim dla siebie rozmiarze i świetnymi butami.

Prawdziwą dla polityków (zresztą wszystkich osób dbających o wygląd) pułapką jest styl nieformalny, zwany po francusku decontracté, po angielsku casual. Nie wystarczy zdjąć krawat i rozpiąć guzik pod szyją. Trzeba mieć na sobie zupełnie inne rzeczy i mylą się ci, którzy myślą, że styl luzacki jest tani i prosty. Odwrotnie: jest trudniejszy, bo mniej skodyfikowany.

Sławomir Nowak dobrze radzi sobie w tych nieformalnych sytuacjach. Wie, co założyć, aby dobrze wyglądać na mało wdzięcznym tle budowy autostrady. Ma intuicję, ale odkąd w partii ochrzczono go lalusiem, boi się o tym mówić – a szkoda, bo mógłby być osobą, która strojem nawiązuje relacje z pokoleniem młodych, którzy mają dobry styl.

Kaczory, sandały i torebki

Źle dobrane buty są najgorszą wizytówką. Zachara: – Obuwie większości polityków to porażka. Owszem są politycy, którzy noszą elegancki zaokrąglony przód w wiązanym bucie z cienkiej skóry. Niestety u większości, szczególnie w PiS i kiedyś w Samoobronie, wciąż na topie są tak zwane kaczory – czyli kwadratowe dzioby. Politycy nie doceniają tego, jak dobry but może ustawić sylwetkę i pozwala lepiej się poruszać, a co za tym idzie – pewniej się poczuć. Prezydent zawsze był fanem butów duńskiej marki Ecco, bo stawia na wygodę. Ale z elegancją takie obuwie nie ma wiele wspólnego.

O tym, że prezydent stawia na wygodę, przekonaliśmy się zresztą zaraz po tym, jak objął urząd i dał się sfotografować w bardzo weekendowym wydaniu. – Miał na sobie straszne sandały i koszulę w kratę, wyglądał jak sołtys na wakacjach. Biorąc pod uwagę wiek i stanowisko, musi mieć w szafie koszulkę polo i proste buty sportowe, będzie w nich wyglądał nowocześnie – radzi Piotr Zachara.

Za przykład podaje Tuska, który – poza wpadką z czapką z Peru – nawet na urlopie nie daje się przyłapać fotoreporterom w stroju nieprzystającym do urzędu. Nie ma w nim narcyzmu zauważalnego u ministra Radosława Sikorskiego. Choć trzeba odnotować, że w MSZ jego garderoba dojrzała, bo wygląda, jakby ubierał się na słynnej londyńskiej ulicy krawców Saville Row. Znana stylistka twierdzi, że Sikorski ma zamiłowanie do Bossa, bo kiedy pożyczyła mu na czas sesji koszule tej marki, to nie wróciły do jej szafy. A jeszcze kilka lat temu pozwalał sobie na zakładanie kolorowych skarpet do brązowych i niebieskich spodni.

Zresztą ze skarpetami większość polityków też ma problem. Czyżby nie wiedzieli o istnieniu eleganckich podkolanówek dla mężczyzn? Ta świadomość uchroniłaby ich przed podciąganiem skarpetek pod stołem czy dramatycznymi zdjęciami gołych łydek, gdy zapadają się w głębokich fotelach w telewizyjnym programie Tomasza Lisa. Niewielu wie też o istnieniu jedwabnych skarpet, które ratują przed przyczepianiem się do nich materiału spodni. Jacek Kurski musiał wyjechać aż do Brukseli, aby dowiedzieć się, że skarpety, sandały i eleganckie spodnie to nie najszczęśliwszy zestaw. Problemu „gołych łydek” nie ma wymuskany Sławomir Nowak. Wie o istnieniu podkolanówek, a zimą sprawę załatwiają wysokie modne buty, które całkiem nieźle komponują się ze skórzanymi torbami – miniaturkami walizek.

Czy nasza reprezentacja polityczna nie odstaje od świata? Poprzeczka ustawiona jest zbyt wysoko. Elita polityczna Francji czy Włoch współżyje – często dosłownie – z kołami fortuny i show-biznesu, szczególnie uczulonymi na markę i wizerunek. Żona poprzedniego prezydenta Francji była zawodową modelką i piosenkarką, obecnego – jest dziennikarką tygodnika „Paris Match”, który słynie z fotosów i mody.

Liderzy powinni zatrudniać dobrych stylistów; niemal wszyscy za granicą tak robią. Orłowski daje też radę prostą, lecz konkretną: chodzić po sklepach, oglądać rzeczy, czytać wyspecjalizowaną prasę. Ciągle warto rzucić okiem na zagranicę, zwłaszcza Francję, Włochy, Hiszpanię, Belgię. Nawet z zielonej wyspy.

Polityka 35.2012 (2872) z dnia 29.08.2012; Ludzie i Style; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Czy ta klasa ma klasę?"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną