Kolejny już, czwarty Marsz Ateistów i Agnostyków w Krakowie (tym razem pod hasłem Dni Świeckości), podobnie jak wcześniejszy zielonogórski marsz pod tą samą nazwą, może budzić pewne zdziwienie. O ile określenie „wojujący ateista” jest jakoś zrozumiałe, oddaje temperaturę poglądów „przeciwników pana Boga”, o tyle „wojujący agnostyk” wygląda dość osobliwie. Uczestnictwo w demonstracji, z transparentami i okrzykami oznacza zaangażowanie w głęboki spór światopoglądowy. Agnostycyzm natomiast to dość subtelna idea zbudowana z niepewności i zwątpienia, która nie kojarzy się z marszami i zajmowaniem jakiegokolwiek twardego stanowiska. Różnica, jak głosi anegdota, polega na tym, że agnostycy będą mieli na Sądzie Ostatecznym tylko niewyraźne miny, a ateiści będą przerażeni.
Granica może być jednak płynna. Rozpoczynająca się właśnie w Lublinie akcja billboardowa z hasłem „Nie zabijam, nie kradnę, nie wierzę”, choć w założeniach ma być ateistyczna, mogłaby być równie dobrze manifestem agnostyka.
Agnostycy to ludzie, którzy deklarują, iż nie są w stanie rozstrzygnąć sporu o istnienie Boga, że nie można tego istnienia ani udowodnić, ani też mu zaprzeczyć. O ile ateista kojarzy się z kimś, kto nie wierzy w istotę wyższą, a człowiek wierzący z kimś, kto uznaje to za pewnik, agnostyk jest gdzieś pośrodku, nie wierzy ani w jedno, ani w drugie, ale nie wyklucza żadnej opcji.
Jeśli na coniedzielne msze – jak pokazały niedawne badania – przychodzi tylko 40 proc. Polaków, to pojawia się pytanie, kim są wszyscy pozostali, skoro udział w mszy to święty obowiązek katolika.
Ateista czy Agnostyk?
Transparent na jednym z marszów głosił: „Bóg prawdopodobnie nie istnieje”. Jego treść dobrze oddaje myślenie części osób agnostycznych, które dopuszczają w jakimś marginesie, że jednak „coś może być gdzieś tam”, ale jest to przekonanie zbyt słabe, aby realnie wpływać na postawę i działania. Do tego może dochodzić antyklerykalizm, przekonanie, że Kościół odgrywa zbyt dużą rolę w państwie. Że nawet jeśli istnienia Boga nie da się wykluczyć, to prawdopodobieństwo jego występowania jest zbyt małe, aby uzależniać od tego swoje czyny i aby pozwalać religii na zajmowanie takiej roli w życiu społeczeństwa, jakiej domagają się osoby wierzące, nie mówiąc już o fundamentalistach.
Taki agnostyk jest rzeczywiście bliski ateiście. Andrzej Domińczak w artykule „Czy agnostycy są ateistami” ujmuje to następująco: „Ateista powiada: Boga nie ma. (…)Agnostyk tymczasem mówi: Nie wiem, czy bóg istnieje (…), zgadzam się także, że źródłem wiedzy o bogu nie może być wiara, gdyż wiara nie może być w ogóle żadnym źródłem wiedzy. Jednak choć o bogu nie wiem nic i w boga nie wierzę, nie mam wystarczających podstaw do odrzucenia hipotezy o istnieniu boga – jak dotąd bowiem nie udowodniono jego nieistnienia. (…) Ateiści odrzucają pokorę wobec tradycji i po prometejsku rzucają jej wyzwanie, podczas gdy agnostycy okazują tej samej tradycji tyleż krytyczny, co ostrożny szacunek”.
– Agnostycyzm to postawa uczciwości intelektualnej. Agnostyk mówi tak: gdyby Bóg istniał, oczekiwałby, że będę agnostykiem, bo naprawdę nie wiem. Jest pychą udawać, że się wie coś, czego się nie wie – uważa prof. Jan Hartman, krakowski filozof i bioetyk.
– W ogóle nie wierzę w praktyczny agnostycyzm – twierdzi natomiast Tomasz Terlikowski, naczelny katolickiej „Frondy”. – To postawa czysto teoretyczna. W praktyce człowiek dokonuje wyboru i żyje tak, jakby Bóg istniał, albo tak, jakby nie istniał. Dlatego w życiu codziennym można być teistą lub ateistą. Gdyby ktoś zaczął tak żyć, jakby Bóg istniał, chociażby tego nie wiedział, to prędzej czy później, jak to ładnie nazywał Pascal – zostałby osobą wierzącą.
Blaise Pascal, XVII-wieczny myśliciel, dowodził – streszczając – że korzystniej jest przyjąć założenie, że Bóg istnieje i stosować się do zasad wiary, bo można zyskać życie wieczne w niebie (tzw. zakład Pascala). Życie zaś tak, jakby Boga nie było, wbrew zasadom wiary, gdyby okazało się, że jednak jest, skończy się katastrofą, czyli wiecznym potępieniem. Lepiej więc, zdaniem Pascala, postawić życie doczesne za ewentualne życie wieczne.
Rozumowanie Pascala wciąż jest chętnie przywoływane przez rozmaite organizacje ewangelizacyjne, które chcą dotrzeć do ateistów, a zwłaszcza agnostyków. Gdyby ci ostatni się do tego zastosowali, powinni teoretycznie chodzić do kościoła, przyjmować sakramenty, wychowywać w wierze dzieci – na wypadek, gdyby okazało się, że Bóg istnieje. Agnostycy na to odpowiadają, że trudno praktykować i chodzić do komunii bez wiary, byłaby to hipokryzja, a nawet rodzaj bluźnierstwa, w każdym razie cynizm. Nie wyklucza to duchowych rozterek.
– Jest postawa agnostycka, która jest właściwie postawą religijną: ja nie wiem, ale to ważne dla mnie pytanie, to kwestia, którą drążę, którą się zajmuję, to problem egzystencjalny – mówi Tadeusz Bartoś, filozof, były zakonnik. – Ale są też agnostycy, dla których temat religii nie istnieje, nie jest w życiu ważny, nie ma tu silnego zaangażowania.
„Wierzący, niepraktykujący”
Część znawców religii uważa, że sporo ludzi, określających się jako „wierzący, niepraktykujący”, to także de facto, choć nie w pełni świadomi, agnostycy. Wygodna formuła, w której jednak pada słowo „wierzący”, zapewnia psychiczny i zewnętrzny komfort, ale oznacza daleko idące zwątpienie i obojętność. Kościół woli ich utrzymywać w zasięgu swojego oddziaływania i wciąż zalicza do kręgu wiernych. A osoby agnostyczne lubi określać jako „poszukujące”. Agnostycyzm bywa postrzegany jako stan przejściowy, przed podjęciem zasadniczej decyzji, która w końcu musi przyjść. Agnostycy twierdzą zaś, że ich postawa jest samoistna i trwała, może trwać całe życie.
– „Wierzący, niepraktykujący” – tam się skrywają agnostycy razem z niedbałymi, zepsutymi wiernymi. Są ludzie, którzy mało o religii myślą, tak na co dzień zeświecczeli. Ale tam, wśród tych religijnych lemingów można znaleźć właśnie agnostyków – twierdzi Jan Hartman.
Krytycy zarzucają agnostykom, że ich postawa jest nieprzekładalna na współczesne gorące spory ideologiczne i moralne. Że nie jest jasne, jak głosowaliby, gdyby mieli okazję, w takich sprawach jak aborcja, in vitro, nauka religii w szkołach publicznych. W tych zarzutach jest trochę racji, ale też postawę agnostyczną daje się jednak jakoś określić.
Agnostyk będzie się jednak intuicyjnie wzdragał przed „aborcją na życzenie”. Chciałby tu przynajmniej jakichś procedur, konsultacji, psychologicznej pomocy. W ostateczności, jak można mniemać, zgadza się na prawo kobiety do wyboru, ale nie jest łatwo skłonny zaakceptować, zwłaszcza agresywnie prezentowany postulat całkowitej dowolności, zwłaszcza w formie „praw człowieka”. Wydaje się, że to właśnie agnostycy często uzasadniają sprzeciw wobec nieograniczonej aborcji względami nie religijnymi, ale humanistycznymi i etycznymi.
W sprawie in vitro podobnie: agnostyk nie zamierza utrudniać zajścia w ciążę, ale nie może pozbyć się wątpliwości, co do losu mrożonych zarodków. I znowu, przy decyzji zero-jedynkowej, jest gotów zaakceptować prymat dobra bezdzietnej kobiety, niemniej bez tej bezceremonialności, jaką pokazują czasami ci, którzy in vitro traktują jako kolejny front w walce z Kościołem.
Podobnie w kwestii nauki religii agnostycy bardziej niż ateiści są skłonni zaakceptować tę formę edukacji, jeśli tylko istnieje dla uczniów realna alternatywa w postaci lekcji etyki. Agnostyk jest skłonny nie walczyć z religią i nie dostrzegać w niej immanentnego zła, jeśli tylko jest zagwarantowany dla chętnych świat bez religii. Nie jest to postawa wyrazista, co może być wadą, ale i zaletą. Najbardziej znany polski agnostyk Aleksander Kwaśniewski (tak sam się określił wiele lat temu, choć oczywiście zarzucano mu kryptoateizm) jako prezydent demonstrował wobec kwestii religijnych i kościelnych takie właśnie miękkie, niekonfrontacyjne stanowisko. To swego rodzaju mentalne wstrzymywanie się od głosu, kiedy nie odczuwa się odpowiednio silnego moralnego imperatywu.
Agnostycy w liczbach
Niełatwo określić liczbę polskich agnostyków. Badania CBOS z kwietnia 2012 r. wrzucają różne poglądy do jednego worka. Odpowiedź: „jestem bezwyznaniowy, ateizm, agnostycyzm” w styczniu 2012 r. wskazało 4,2 proc. respondentów, a w lipcu 2005 r. – tylko 1,5 proc. Nieco dokładniejsze badania prezentuje w swojej pracy ks. Janusz Mariański z Instytutu Socjologii KUL, gdzie sondowano postawy religijne młodzieży z klas maturalnych pięciu miast w 2009 r.: 19,7 proc. określiło się jako niezdecydowani w sprawach wiary, 11 proc. jako obojętni religijnie, 5,3 proc. – niewierzący, a 3,2 proc nie udzieliło żadnej odpowiedzi. Mariański komentuje te wyniki: „Młodzież szkolna, która jest w fazie kształtowania swojego indywidualnego światopoglądu religijnego lub laickiego, w fazie usensowienia życia, stosunkowo często określała swój »stan ducha« jako niezdecydowanie, nawet wtedy, gdy de facto uznawała istnienie Boga i przyznawała się do wierzeń religijnych. Jest to jednak wiara dwuznaczna, niekonsekwentna, pomieszana z podejrzeniami i powątpiewaniem”.
Prawdopodobne, że Mariański opisuje kształtowanie się polskiej odmiany postawy agnostycznej: zanurzonej jeszcze w obrzędowej otoczce i religijnych wyobrażeniach, ale z niedającą się usunąć ze świadomości hipotezą, że Bóg (przynajmniej w postaci opisywanej przez religie) może jednak nie istnieć.
Ciekawe pytanie można znaleźć w cytowanym już badaniu CBOS: w jakim stopniu na skali od 1 do 10 ulokowałby respondent stopień swojej wiary, jeśli 1 oznacza brak religijności, a 10 – osobę bardzo religijną. 3 proc. wybrało na tej skali jedynkę, ale aż 13 proc. zmieściło się w przedziale 2–4, a w przedziale 2–5 aż 31 proc. Co oznacza deklaracja „2” lub „3”, kiedy „1” określa ateistę, można się tylko domyślać, ale siła tej wiary nie wydaje się porażająca.
Prof. Irena Borowik, socjolog religii, mówi, że w badaniach dotyczących religijności sam agnostycyzm nie występuje. – Osoby, które są zdystansowane do religii, w całości populacji dorosłych Polaków można szacować na ok. 10–12 proc. Są to zarówno ateiści, jak i agnostycy. W tej grupie notuje się wyższe niż przeciętne wykształcenie. To ludzie, którzy z wielu powodów, przede wszystkim z uwagi na dominującą religię w Polsce, są niejako zmuszeni dokonywać głębszych aktów autorefleksji i przemyśleń dotyczących ich stosunku do religii. Dlatego agnostyk to ktoś inny niż ateista.
Agnostycyzm to najbardziej prywatna postawa, ale, jeśli tak można rzec, jednak w pewnym stopniu religijna. Nie posiada mocnych tez, a więc jest trudna do zamanifestowania, za to łatwo ją zwalczać jako duchową łatwiznę i eskapizm. Nie zbuduje się na niej Kościoła ani anty-Kościoła. Ale konsekwentny agnostycyzm w czasach religijnego fanatyzmu i radykalnych wystąpień ateistycznych może pełnić rolę czynnika łagodzącego. Laicyzacja społeczeństw nie musi się dokonywać w formie aktów jawnie nieprzyjaznych religii. Odpowiedź „nie wiem” może się okazać na tym tle spokojna i wyważona, jest społecznie ważnym znakiem pokoju.