Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Bój o „niezdecydowanych”

Sondaże w dół, PO może nie wytrzymać

Stała, utrzymująca się miesiącami przewaga PiS w sondażach może w końcu doprowadzić do przedterminowych wyborów, bo będzie psychicznie nie do wytrzymania dla Tuska i jego ekipy.

Sondaż TNS Polska, który po raz pierwszy od kilku lat dał zwycięstwo PiS (39 proc.) przed Platformą (33 proc.), był zaskoczeniem, chociaż wynikał z wcześniejszego trendu (co opisywaliśmy w POLITYCE): Platformie od kilku miesięcy uciekali wyborcy, tyle że nie do PiS, lecz do grupy „niezdecydowanych”. To była ta forma karania Tuska, na którą pozwalali sobie ci, którzy wykluczali z powodów ideologicznych i kulturowych wspieranie formacji Kaczyńskiego. Drugą formą takiego protestu były złe oceny pracy premiera i rządu. Tak przez długi czas wyładowywała się frustracja zwolenników Platformy z powodu licznych jej wpadek, widocznego wypalenia, bierności, niedokończonych przedsięwzięć, lawirowania w ważnych ideowych kwestiach. Tusk nazywał te zarzuty „kwękoleniem”.

Teraz jednak proces się pogłębił. Jeszcze kilka tygodni temu „niezdecydowani” w różnych badaniach stanowili ok. 20 proc. i wtedy Platforma miała jeszcze nad PiS kilka punktów procentowych przewagi, choć często było to już tylko 1–2 punkty. W przełomowym badaniu TNS „niezdecydowani” to już 31 proc. PiS sprzyja także to, że od PO wyborcy uciekają na aut, a nie do innych opozycyjnych ugrupowań, co odbierałoby punkty PiS, gdyż te głosy pozostawały wówczas w kwocie „zdecydowanych”. Ale niemrawość SLD (9 proc. w cytowanym badaniu, w innych ma więcej) i zwłaszcza Ruchu Palikota (5 proc.) powoduje, że nie są dla rozczarowanych do PO żadną alternatywą.

Przy tak gwałtownej ucieczce miękkiego elektoratu partii Tuska w kierunku jej „niepopierania”, PiS musiał wyjść na czoło. Oczywiście, PiS nie przybyło nagle zwolenników o kilkanaście punktów, ale zaważyły proporcje wśród „zdecydowanych”. Niewykluczone też, że Kaczyński zmobilizował jednak kilka procent tych osób, które dotąd pozostawały w kategorii „niegłosujących”. Ponieważ nie uczestniczyli oni w wojnie polsko-polskiej, nie postrzegają PiS jako zagrożenia dla liberalnej demokracji, a mogli przestraszyć się oznak kryzysu i – ulegając pisowskiej propagandzie – zbrzydzić rządami Tuska. Bo w trudniejszej sytuacji ekonomicznej nawet najprostsze chwyty marketingowe są skuteczne.

Gospodarcze pomysły PiS są nic niewarte, zakładają po prostu wielomiliardowe wydatki z budżetu państwa. To tylko atrapa, część dokonywanej zmiany wizerunku. W spokojniejszych czasach byłoby tylko komiczne i nieskuteczne, ale atmosfera niepokoju, inercja władzy, zmęczenie materiału, spowodowały, że te toporne zabiegi przyniosły pewien efekt. Walka toczy się nie w sferze realnej, ale symbolicznej, gdzie Platforma zawsze miała deficyty.

Ponadto, jak się wydaje, debata na temat ekshumacji nie była takim sukcesem Tuska, Kopacz i Seremeta (który w końcu nie wyjaśnił porządnie, na czym polegało błędne rozpoznanie ciał przez rodziny), jak się zrazu zdawało. Wciąż pobrzmiewa sprawa Amber Gold i syna premiera, nieszczęsnych sędziów i prokuratorów, nawet tego „przybijania piątek” na stadionie. Codziennie okazuje się, że coś nie działa, że nie tak miało być. Część publiczności postanowiła przestać wybaczać Platformie i potraktować ją bardziej regulaminowo, przypominając, że żyjemy w końcu w normalnej demokracji, gdzie władza powinna być rozliczana. Czynnik PiS, w takim rozumowaniu, został wzięty na razie w nawias.

Jaki jest możliwy rozwój wydarzeń? Ci, którzy chcieli ukarać Platformę swoim przeniesieniem się do „niezdecydowanych”, mogą być zaskoczeni skutkami, jakie przyniosła ich strategia i dojdą do wniosku, że nie chcieli jednak aż takiego triumfu PiS i fanfar prawicy. Mogą chcieć ponownie usadzić Kaczyńskiego i wrócić do gry po stronie Platformy, a wtedy kolejne badania pokażą powrót do względnej równowagi, choć lider sondaży może się zmieniać.

Jeżeli jednak rozczarowanie Tuskiem jest większe, „niezdecydowani” będą twardsi i podtrzymają swój brak poparcia, przynajmniej do wyborów. Wówczas Platformie grozi przez długi czas drugie miejsce w sondażach, co bardzo jej utrudni sprawowanie władzy. Prawica do końca odbierze jej legitymację do rządzenia, będzie uznawać za uzurpatora, uzna się – już w swoim mniemaniu zasadnie – za reprezentanta narodu. To sytuacja, w której PiS czuje się najlepiej: mieć pozorną większość, choć faktyczną mniejszość, przy ogólnym zbrzydzeniu polityką i wycofaniu się z walki wątpiących i rozczarowanych.

Stała, utrzymująca się miesiącami przewaga PiS w sondażach może w końcu doprowadzić do przedterminowych wyborów, bo będzie psychicznie nie do wytrzymania dla Tuska i jego ekipy, pomijając już możliwość podziałów w Platformie, lawirowanie PSL i utratę większości rządzącej. Tusk nie ma wielu atutów, bo wypaliła się siła rażenia kolejnych exposé czy roszad w rządzie. Jedyne, co mu pozostaje, to przekonać swoich potencjalnych zwolenników, którzy (chwilowo?) odmawiają mu poparcia, aby wrócili jeszcze przed wyborami, bo na drugim miejscu w sondażach, przy triumfującym Kaczyńskim i jego czującej wiatr w żaglach medialnej drużynie, trzech lat nie pociągnie.

Czekanie na to, że PiS znowu sam się wykończy, może być złą taktyką. Kaczyński nawet w czasie ostatniego „ocieplenia” często wali między oczy w starym stylu i to już nie działa tak odstraszająco, bo przez lata wypracował sobie specjalną taryfę ulgową. Tusk może nie mieć innego wyjścia, jak także wziąć PiS w nawias i podjąć własne, niezależne akcje. Bo kiedy wyborcy PO zaczną przechodzić do PiS, to będzie koniec Tuska. Pytanie, czy ma na to siłę, bo wygląda ostatnio jak Obama w pierwszej debacie z Romneyem. Kaczyński plecie swoje, a Tusk jest zmęczony i poirytowany. Musi mocno zagrać, a już biega z żółtą kartką. To najtrudniejszy jak dotąd moment w jego karierze.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną