Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Przywalić niepodległością

Wojna polsko-polska w Dzień Niepodległości

Emocje splecione z hasłami patriotycznymi, przeszłość wymieszana z teraźniejszością tworzą niebezpieczną mieszankę wybuchową, zwłaszcza gdy ktoś chce ją politycznie zdetonować. Emocje splecione z hasłami patriotycznymi, przeszłość wymieszana z teraźniejszością tworzą niebezpieczną mieszankę wybuchową, zwłaszcza gdy ktoś chce ją politycznie zdetonować. Juszczak Lukasz/REPORTER / EAST NEWS
Święto Niepodległości, kiedyś dość senne i mało kogo emocjonujące, od niedawna wyraźnie ożyło. Ale tylko dlatego, że zostało włączone do podręcznego zestawu wojny polsko-polskiej.
Polska narodowa kontra kolorowa - ubiegłoroczne obchody Święta Niepodległości.M. Lasyk/Reporter Polska narodowa kontra kolorowa - ubiegłoroczne obchody Święta Niepodległości.
Walka o niepodległość trwa, zwłaszcza z tymi, którzy uważają, że Polska jest niepodległa.Lukasz Juszczak/J365.eu/REPORTER/EAST NEWS Walka o niepodległość trwa, zwłaszcza z tymi, którzy uważają, że Polska jest niepodległa.

To teraz nie tyle uroczysta rocznica odzyskania państwa, co manifestacja w obronie traconej właśnie, zdaniem prawicy, suwerenności. Nie tyle idzie się święcić, co alarmować i protestować przeciwko złej, niedemokratycznej władzy, która prowadzi państwo do podległości wobec obcych mocarstw, a w konsekwencji do upadku. Słaby kraj, strachliwy rząd, marna armia, podlizywanie się Moskwie, Berlinowi i Brukseli, walka z polskością, przepraszanie za przeszłość. Ogólnie – utrata wielkości i honoru. Spychanie kraju w kierunku republiki bananowej, bantustanu, zamiast kroczenia w stronę określoną przez takie dumne i uzbrojone kraje, jak choćby Turcja (ostatnio ulubiony przykład prawicy). Inne polityczne opcje próbują na tę litanię znaleźć jakąś odpowiedź.

Dlatego 11 listopada przez stolicę i przez inne miasta w Polsce przejdą konkurencyjne rocznicowe marsze, każdy ze swoimi hasłami i ze swoimi przesłaniami, ale tak naprawdę przeciwko sobie.

Najbardziej z nich koncyliacyjny, prezydencki, z wezwaniem „Odzyskajmy Polskę!”, pomyślany jako marsz ponad podziałami, zostanie, wszystko na to wskazuje, przytłumiony i zasłonięty przez te, które odtwarzają konflikt sprzed roku. Wtedy w Warszawie doszło do konfrontacji Marszu Niepodległości, organizowanego przez prawicę i narodowców, z Kolorową Niepodległością, za którą stało Porozumienie 11 Listopada – sojusz, jak nazywali go jego przeciwnicy, lewaków i anarchistów.

Dzisiaj w tym „lewackim” środowisku ścierają się dwa stanowiska. Część zamierza zorganizować swoją własną demonstrację, niejako konkurencyjną wobec Marszu Niepodległości, ale nie brakuje i głosów, by czynnie mu się przeciwstawić i przemocą zablokować, pod szyldem „Faszyzm nie przejdzie”. Wezwania te znaleźć można na licznych stronach internetowych, głośne są także poza stolicą, zwłaszcza we Wrocławiu, gdzie swój marsz zapowiada Narodowe Odrodzenie Polski. Niepokojące wydać się może ożywienie internetowe w Niemczech, gdzie wzywa się do udziału w „antyfaszystowskich blokadach” w Polsce.

Komitet Poparcia Marszu Niepodległości grupuje osoby znane ze swoich wyraźnych poglądów narodowych, postendeckich, ale także takie, które takich afiliacji wcześniej nie wykazywały. Na pewno zaś lokowały się gdzieś na prawej stronie geografii politycznej, w PiS lub w jego okolicy. Niemniej brakuje w Komitecie ludzi z pierwszej linii stronnictwa Jarosława Kaczyńskiego, jak też jego samego.

Przejęte święto

Jest to inicjatywa stworzona i organizowana poza Prawem i Sprawiedliwością, co prawda obiektywnie sprzyjająca mu politycznie, niemniej pozostająca poza kontrolą i niejako konkurencyjna. A też w wielu kwestiach – gdy przyjrzeć się jej liderom, organizacjom i programom – dość daleka od pomysłów politycznych czy ekonomicznych Jarosława Kaczyńskiego, który wielu młodszym prawicowcom (wciąż czującym pociąg do myślenia w stylu dawnego UPR Korwin-Mikkego) wydaje się zbyt socjalistyczny. Ale zarazem głosi ideę silnego, scentralizowanego, godnościowego państwa. Tusk w tej kategorii nie może im tyle zaoferować.

Rzecz jasna przywódca PiS będzie chciał ewentualny sukces zdyskontować, zwłaszcza jeśli dojdzie do awantur i pod pręgierzem znajdzie się aktualna władza odpowiedzialna za porządek na ulicach. A także, gdy relatywnym niepowodzeniem zakończy się marsz prezydencki. Poza tym główne hasła i wezwania Marszu Niepodległości wpisują się znakomicie w ideologię PiS, gdzie dążenie do „prawdziwej niepodległości” jest propagandową osią.

Ale mamy jeszcze jeden moment dość kłopotliwy interpretacyjnie. Otóż prawica narodowa udatnie przywłaszczyła sobie dzisiaj święto 11 listopada, które historycznie, w okresie II Rzeczpospolitej, zwalczała politycznie i ideologicznie jako „piłsudczykowskie”, czyli sobie wrogie. Jeszcze nie tak dawno temu prof. Maciej Giertych, członek Komitetu Poparcia Marszu Niepodległości, pisał o Józefie Piłsudskim jako o bez mała zdrajcy Polski. Teraz ten stary konflikt jest zepchnięty w cień, na pewno nie chciałby go podgrzewać Jarosław Kaczyński uznający się przecież za dziedzica tak Marszałka, jak i Romana Dmowskiego.

Tamten historyczny konflikt, a też ten współczesny, wpisany w wojnę polsko-polską, próbuje przezwyciężyć prezydent, który rozstawnymi pomnikami swojego marszu chce zbudować wspólnotę święta niepodległościowego. Zacznie od Józefa Piłsudskiego, następnie złoży kwiaty przed pomnikami Stefana Wyszyńskiego, Wincentego Witosa, Ignacego Paderewskiego, Stefana Grota-Roweckiego, a na koniec Romana Dmowskiego. Każdemu wedle symbolicznych i faktycznych zasług. Ta droga marszu, znaczona tymi, a nie innymi postumentami, ma tworzyć koncyliacyjny przekaz adresowany do współczesnych obywateli Polski.

Prymas Tysiąclecia, który z racji wieku nie mógł brać udziału w dziele odzyskiwania niepodległości, reprezentuje wielki wkład Kościoła w walkę patriotyczną przed 1918 r. i potem, Stefan Grot-Rowecki – żołnierzy niepodległości i jej obrońców, pozostali – mimo wszystkich wcześniejszych i późniejszych różnic oraz nieraz gwałtownych i dramatycznych konfliktów – znakomicie sobą przedstawiają znój tamtej epoki i wspólnej walki o własne państwo dla Polaków. W tym kontekście trzeba docenić gest prezydenta Komorowskiego, który na koniec swojego marszu zatrzyma się przed pomnikiem Romana Dmowskiego. Jak wiadomo, postać ta wywołuje silne kontrowersje i protesty ludzi, którzy nie mogą i nie chcą zapomnieć o antysemickiej tradycji Narodowej Demokracji i o nienawistnym pisarstwie jej przywódcy. Niemniej jego zasługi dla niepodległości są wielkie i niekwestionowane. I to pewnie prezydent chce powiedzieć, nawet wbrew wstrzemięźliwości środowisk politycznych go popierających.

Kibice niezadowolenia

Przesłanie marszu prezydenckiego było także ofertą dla wszystkich szykujących się do rocznicowych obchodów, doszło nawet do spotkań z organizatorami Marszu Niepodległości, ale bez pozytywnego skutku. A nawet przeciwnie, jeden z nich, prezes Młodzieży Wszechpolskiej, publicznie oświadczył: „Suwerenność traktujemy poważnie. Obecne władze państwowe – z prezydentem Komorowskim na czele – suwerenności poważnie nie traktują i dla nich 11 listopada nic nie znaczy, jest pustym gestem”. Być może prezes nie wie lub nie pamięta, że Bronisław Komorowski w głębokim PRL trafił za kratki właśnie za manifestowanie w dzień 11 listopada.

Właściwie, poza marszem prezydenckim, wszystkie pozostałe są skierowane przeciwko komuś lub czemuś. Bez względu na to, jak dalece te pojęcia są dzisiaj umowne – przeciwko prawicy, która będzie przeciwko władzy, pójdzie lewica, ale wcale nie w obronie władzy. Marsz Niepodległości będzie też zbierał, obok różnej maści i różnego zacietrzewienia narodowców, jak zawsze także kiboli sportowych oraz wiernych kibiców manifestacji zbiorowych – tych zwoływanych, by demonstrować przeciwko rządzącym, przeciwko krzywdom osobistym, rzeczywistym i imaginowanym. To będą często ci sami ludzie, którzy szli w obronie Telewizji Trwam.

W proteście przeciwko Marszowi Niepodległości, ale, niestety, bez wyraźnego adresu i pozytywnego hasła zorganizują się 11 listopada środowiska, które rok temu poprowadziły Kolorową Niepodległą. Ich prawdziwy i rzeczywisty problem polega na tym, że są w istocie defensywne i reaktywne – reagują, a nie inicjują, oburzają się, a nie proponują. O ile na przykład przez wiele lat potrafiły pokazać swoją siłę mobilizacyjną przy okazji feministycznych manif, o tyle Święto Niepodległości jak gdyby je rozbrajało i odbierało energię oraz pomysły. Na forach internetowych trwa zresztą dyskusja nad przyczynami tego stanu rzeczy – dlaczego lewica (ta społeczna, nawet nie polityczna, a na pewno nie partyjna) nie jest w stanie zorganizować własnego marszu pokazującego jej patriotyczne oblicze, „które bez wątpienia przejawiało się w naszej historii”. Ktoś inny dopowiada: „Zeszłoroczny marsz miał ten dobry skutek, że niektórzy w centrum i na lewicy zobaczyli, że zmarnowali ogromny patriotyczny potencjał”.

Emocje splecione z hasłami patriotycznymi, przeszłość wymieszana z teraźniejszością tworzą niebezpieczną mieszankę wybuchową, zwłaszcza gdy ktoś chce ją politycznie zdetonować. Wtedy to dawni wrogowie przeistaczają się w dzisiejszych wrogów, wbrew jakiejkolwiek logice i prawdzie historycznej następuje podmiana ról, radykalne uproszczenie i generalizacja prowadzą do rozpalania nienawiści. Święto Niepodległości do takiej operacji nadaje się znakomicie, wręcz wzorcowo.

Jeśli prezydent próbuje historię zamknąć w historii, nadać jej w swoim marszu szacowny polor patyny, wymierzyć sprawiedliwą miarą zasługi przypisane wedle pluralizmu politycznego, czyni słusznie. Szkoda, że jest to właściwie pierwsza tego rodzaju próba płynąca od władzy w dniu rocznicy 11 listopada, próba niejako urzędowego i wzorcowego odczytania historii powstania II Rzeczpospolitej, która trwa w teraźniejszości jako nowa Niepodległość.

Olbrzymy i karły

Taka interpretacja spotyka się z aprobatą wielu Polaków. Ale bardziej widoczna jest inna, przeciwstawiająca tamtej suwerenności dzisiejszą, jakoby niepełną, tamtej demokracji – nie-demokrację współczesną, tamtym bohaterom i olbrzymom – współczesnych karłów i nieudaczników, najłagodniej mówiąc. I wszystko ze wszystkim się łączy oraz wzmacnia siłę tego porównania – katastrofa czy raczej zbrodnia smoleńska, kryzys, bezrobocie, korupcja, stan służby zdrowia, mieszkalnictwa i szkolnictwa...

Z jednej strony wyidealizowany obraz II Rzeczpospolitej, na kontrze – czarny obraz Polski współczesnej, która aby stać się prawdziwą Rzeczpospolitą, musi najpierw odzyskać niepodległość i zbudować wreszcie prawdziwą demokrację, opartą na prawach i sprawiedliwości. Tylko taka Polska da sobie radę w świecie i tylko taka będzie dobrą matką dla swoich dzieci, Polaków.

Tego się dobrze słucha nie tylko dlatego, że można w tej perspektywie umieścić swoje problemy i interesy, nawet te najbardziej trywialne i przyziemne. Ale też dlatego, a może przede wszystkim dlatego, że są w niej obecne silne i wzniosłe uczucia oraz wielkie wartości, z którymi jako takimi nie sposób dyskutować i je dyskredytować. By się do nich dołączyć, trzeba dołączyć do Marszu Niepodległości, popierać i uczestniczyć. Nie ma lepszego miejsca ani pochodu dla zamanifestowania swojego patriotyzmu, swojej polskości, przeciwko gorszym patriotom i mniej prawdziwym Polakom.

Zatem walka o niepodległość trwa, zwłaszcza z tymi, którzy uważają, że Polska jest niepodległa. Marszałkowie już się powołali i mianowali, chodzi jeszcze o to, by naród dał się na tę wojnę poprowadzić. Choćby do urn wyborczych.

Polityka 45.2012 (2882) z dnia 07.11.2012; Temat tygodnia; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Przywalić niepodległością"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną