Ministrowi nie przeszkadza, że ich liderzy doprecyzowali, iż chodzi o „republikę okrągłego stołu” – czyli że chcą zniszczyć wolne i demokratyczne państwo, które on sam reprezentuje.
Nie wadzi mu też widać, że odwołują się oni – nie tylko nazwami swoich formacji, ale i ideologią oraz polityczną retoryką – do rodzimych formacji skrajnej nacjonalistycznej prawicy, z sympatią zerkających niegdyś w kierunku faszyzmu i z kastetami w ręku atakujących żydowskich zwłaszcza współobywateli.
Ani, że sięgają po mowę nienawiści – sami mówią, że chcą stworzyć „siłę, której boją się lewaki i pedały”, po czym skandują „zawisną, zawisną”. I w tym celu powołują strukturę zwaną Ruchem Narodowym, której elementem ma być Straż Niepodległości – najprawdopodobniej zwykłe bojówki, rekrutowane z tych, którzy próbki swych możliwości dają przy okazji kibolskich bijatyk, a ostatnio także politycznych demonstracji. I atakują wtedy swych przeciwników, funkcjonariuszy policji, niszczą mienie itd.
Minister nie widzi też powodów, by zdelegalizować struktury Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego, choć ich działacze już od dawna za pomocą prostych sztuczek proceduralnych (i cynicznych adwokatów) kpią sobie z przepisów zakazujących propagowanie w Polsce faszyzmu.
Sam bagatelizuje zresztą obawy tyczące nasilania się postaw faszystowskich czy skrajnie nacjonalistycznych. Tu bezpiecznikiem ma być silna pozycja „umiarkowanej prawicy” – jako której przykład Gowin wymienia… PiS. Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz i paru innych mogą poczuć się takim komplementem zaszczyceni.
Na szczęście ministrowi sprawiedliwości Jarosławowi Gowinowi nie podlega już prokuratura. Może dlatego zapowiedziała ona ostatnio, że zacznie wreszcie na poważnie ścigać przestępstwa nawoływania do nienawiści – w tym rasowej i narodowościowej. Bo bynajmniej nie są to czyny o „znikomej szkodliwości społecznej”.