Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Pan na Mazowszu

Adam Struzik znów marszałkiem. Piąty raz z rzędu

Adam Struzik, od 2002 r. marszałek województwa mazowieckiego. Adam Struzik, od 2002 r. marszałek województwa mazowieckiego. Artur Andrysiak / Wikipedia
Gdy obejmował fotel marszałka województwa mazowieckiego, SLD przejmował rządy od AWS, TVN24 dopiero startowała, a świat ruszał na wojnę z Al-Kaidą. Adam Struzik rządzi dłużej niż którykolwiek z polityków w III RP.
Nove Kino Praha w Warszawie – siedziba sejmiku mazowieckiego i urzędu marszałkowskiego.Wistula/Wikipedia Nove Kino Praha w Warszawie – siedziba sejmiku mazowieckiego i urzędu marszałkowskiego.

Poniższy artykuł ukazał się w POLITYCE w kwietniu 2013 roku.

*

Marszałkiem województwa jest od ponad 12 lat, przetrwał cztery kadencje i trzy koalicje. Rządził ze wszystkimi – z SLD, PiS, LPR i ostatnio z PO. Jest jedynym radnym, który zasiada w sejmiku Mazowsza od 1998 r. Sukcesy? Z wymienieniem ich problemy mają nie tylko lokalni politycy, ale i sam marszałek. W przesłanym POLITYCE mailu (spotkanie odwołał z powodu choroby gardła) napisał: „Największy wspólny nas Mazowszan sukces, to najbardziej dynamiczny rozwój regionu w tej części Europy, we wszystkich dziedzinach. Najwyższy w Polsce dochód narodowy na obywatela, 22 proc. polskiego PKB, wyraźny awans cywilizacyjny w ciągu ostatnich 15 lat. Ważna w tym rola samorządu województwa, zwłaszcza we wspieraniu równomiernego rozwoju całego regionu, choć Warszawa szybko ucieka do przodu”. Jedyny konkret podany przez Struzika to uruchomienie Samorządowego Instrumentu Wsparcia Rozwoju Mazowsza, z którego w poprzedniej dekadzie dofinansowywane były inwestycje powiatowe i gminne.

– Adam Struzik ma jasny cel: dba o interesy swoje, swoich ludzi, których rozprowadza jak może, i PSL. Reszta liczy się mniej. Trudno nawet czynić z tego zarzut, bo to jest oczywiste, politycy PSL specjalnie się z tym nie kryją – mówi Włodzimierz Pawłowski, dziennikarz, który od lat pisze o samorządzie.

Sierpień 1991 r. Podczas prac remontowych najwyższy w Europie, ponad 600-metrowy maszt radiowy w Konstantynowie Gąbinie w Płockiem wali się na ziemię. Gdy pojawia się idea odbudowy, do akcji wkracza 34-letni radny Gąbina z PSL Adam Struzik. Jest jednym z inicjatorów powołania Stowarzyszenia Ochrony Życia Ludzi przy Najwyższym Maszcie Europy. Choć Struzik stanowczo zaprzecza, że była to z jego strony polityczna kalkulacja, antymasztowe zaangażowanie wzmocnione garścią populizmu nie idzie na marne. Dwa miesiące później w wyborach parlamentarnych zdobywa mandat senatora. Dostaje 34 tys. głosów, przegrywa tylko z legendą Solidarności Andrzejem Celińskim. Sukces tym większy, że debiutujący w wielkiej polityce Struzik jest jednym z zaledwie dziewięciu senatorów PSL.

Dwa lata później proporcje są już zupełnie inne – 69 tys. głosów daje mu pierwsze miejsce w okręgu płockim. Ludowcy są silni jak nigdy – mają 132 posłów i 36 senatorów, niewiele mniej niż zwycięski SLD. Od koalicjanta dostają m.in. fotel premiera i marszałka Senatu. Pierwszy obejmuje Waldemar Pawlak, drugi – Adam Struzik. Zaskoczenie. Po takich solidarnościowych tuzach, jak profesorowie Andrzej Stelmachowski i August Chełkowski marszałkiem został mało znany lekarz, specjalista chorób wewnętrznych, dyrektor szpitala w prowincjonalnym Płocku. „Cień premiera, przywiązany do niego” – szeptali partyjni koledzy. Fakt – Struzik stanowisko zawdzięczał Pawlakowi. Znali się od lat, właściwie rówieśnicy, do tego niemal sąsiedzi (mieszkali w miejscowościach odległych o kilkanaście kilometrów).

Ale to nie tak, że Pawlakowi zawdzięcza wszystko. W kolejnych latach zbudował na tyle silne stanowisko, że na Mazowszu, w mateczniku PSL, z którego pochodzą najważniejsi politycy tej partii, jest właściwie nie do ruszenia. Nawet przez obecnego prezesa Janusza Piechocińskiego, z którym ostatnio się sprzymierzył porzucając Pawlaka. Nawet mimo krytyki ze strony premiera za Modlin, rekordowego zadłużenia i monarszego stylu uprawiania polityki. – Książę mazowiecki, władca absolutny – mówią o nim politycy od lewa do prawa.

Kolekcjoner

Struzik już na początku swojej politycznej kariery pokazał cechy, z których słynie do dziś. Podczas oficjalnych wystąpień pochmurny jak gradowa chmura, w kontaktach osobistych ujmował otwartością i bezpośrednim stylem bycia. – Na jednym z posiedzeń Senatu złapała mnie grypa. Kasłałam, miałam gorączkę. On to zauważył i kazał mi natychmiast kłaść się do łóżka. Ponieważ mieszkałam w Opolu, zaoferował, że udostępni mi swój służbowy samochód z kierowcą, by mnie odwiózł do domu. Zapłaciłam za paliwo i pojechałam – wspomina Dorota Simonides, wieloletnia senator Unii Demokratycznej i Unii Wolności.

Rozgłos zdobył jako wielbiciel atrybutów władzy. Z upodobaniem kolekcjonował stanowiska (w pewnym momencie zajmował ich aż dziewięć) i podróżował na koszt podatnika, o czym chętnie informowały media. Jak wyliczyła „Gazeta Wyborcza”, tylko w ciągu trzech pierwszych lat kierowania Senatem odwiedził 27 krajów (ponad dwa razy więcej niż marszałek Sejmu w tym samym czasie). Choć twierdził, że to nie wycieczki, tylko ciężka praca, jego wizyty z reguły nie wychodziły poza ramy kurtuazji. Gazety rozpisywały się o tym, jak cesarzowi Japonii podarował strój łowicki, w Pakistanie wywołał dyplomatyczny skandal, popierając ten kraj w sporze o Kaszmir, co wywołało gniew Indii, dwa tygodnie spędził w Mongolii i Chinach, delektując się specjałami tamtejszej kuchni.

Intensywne podróże połączone z mnóstwem spotkań do dziś są znakiem rozpoznawczym Adama Struzika. Bywa ostro za to krytykowany, ale głównie przez dziennikarzy i polityków opozycji. W ostatnich latach z wyjazdami zagranicznymi jakby przystopował (choć zajrzał do Brazylii i Korei Południowej), za to z uporem, wzdłuż i wszerz przemierza Mazowsze, szczególnie północne, które od zawsze jest jego terenem wyborczym. – Nie ma miejscowości w województwie, której by nie odwiedził. Nie wiem, jak on to robi, bo ja przejeżdżałem jedną dziesiątą tego co on i miałem dość – mówi Piotr Fogler, przewodniczący mazowieckiego sejmiku w latach 2001–06 (wówczas w PO).

Sam marszałek stwierdza, że samochód jest jego podstawowym narzędziem pracy. – Denerwuje to moich konkurentów politycznych, z ich punktu widzenia wygodniejszy byłby urzędnik siedzący za biurkiem i niemający pojęcia, o czym decyduje. Taki sposób pracy wynika z mojego poczucia odpowiedzialności za województwo i, choć może trudno w to uwierzyć, z autentycznej miłości do tego najpiękniejszego kawałka Europy – twierdzi. Jednak sporą część tego czasu marszałek spędza w służbowej limuzynie na trasie Warszawa–Płock, gdzie od 12 lat mieszka razem z żoną i dwójką dzieci.

Gospodarz pełną gębą

Podziwiają go nawet ci, którzy po cichu śmieją się z tego typu gospodarskich wizyt. Struzik pracuje po kilkanaście godzin dziennie, zarywa soboty i niedziele, byleby żadne zaproszenie nie wylądowało w koszu. Jak już przyjeżdża, to nigdy z pustymi rękami. Budżet Mazowsza na ten rok to 2,8 mld zł, z czego ponad 800 mln zł na inwestycje. Mimo długu sięgającego 1,6 mld zł Struzik ma więc czym obdzielać. I chętnie to robi. – Parę razy byłem świadkiem, jak przyjeżdżał do jakiejś miejscowości witany jak król i zostawiał kilka milionów. Taką ma metodę – twierdzi były polityk PSL z Mazowsza.

22 lipca 2012 r., wieś Zielona w powiecie żuromińskim (okręg Struzika), 90-lecie Ochotniczej Straży Pożarnej. Na imprezie nie ma miejscowego starosty, parlamentarzystów nikt na oczy nie widział. Choć to niedziela i środek sezonu urlopowego, jest Adam Struzik (sam działacz OSP i członek zarządu głównego straży). Marszałka nie zraża, że podczas powitania jego nazwisko wymieniane jest niemal na szarym końcu, a pod remizą stoi garstka ludzi. Wręcza odznaczenia, nagrody, od siebie dodaje pamiątkowy dyplom za wybitne zasługi dla Mazowsza. Dziękuje „za zbiorowy wysiłek”, przypomina, że samorząd wydał na doposażenie ochotniczych straży ponad 60 mln zł.

– Z nim nie jest tak, że jak mała mieścina albo wioska, to nie przyjedzie. Jeździ nawet do tych najmniejszych. Z każdym porozmawia, wysłucha. I ludzie to doceniają. Nie znam polityków na Mazowszu, którzy cieszyliby się takim szacunkiem w terenie – mówi Fogler.

Ten szacunek przekłada się na konkretną liczbę głosów. W ostatnich wyborach samorządowych dostał ich 85 tys., najwięcej na całym Mazowszu. Z marketingu bezpośredniego w polityce mógłby napisać habilitację, choć są też zdania, że w tej dziedzinie jest profesorem. – Najchętniej w ogóle nie bywałby w urzędzie, tylko jeździł w teren. Zarządzanie urzędem zostawił dyrektorowi generalnemu Waldemarowi Kulińskiemu, który jest na miejscu i pilnuje interesu. Bez niego wszystko by się zawaliło – twierdzi Włodzimierz Pawłowski. Kuliński pilnuje również kadr. – Pamiętam, że miał specjalny zeszyt z nazwiskami urzędników, a przy nich kolorowe kropki. Zaznaczał nimi, z którą partią dana osoba była związana – wspomina Paweł Zalewski, w latach 2002–03 wicemarszałek Mazowsza z PiS, dziś eurodeputowany PO.

Najwięcej jest zielonych kropek oznaczających ludzi związanych z PSL i niebieskich, czyli osób rekomendowanych przez Platformę (ci zajmują głównie stanowiska w jednostce zajmującej się zarządzaniem funduszami unijnymi). Na tym odcinku także jest co dzielić. W ciągu 11 lat zatrudnienie w samym tylko urzędzie marszałkowskim (bez jednostek podległych) wzrosło prawie czterokrotnie (z 320 do 1,1 tys.), tak samo jak budżet na wynagrodzenia (z 15 mln do 54 mln zł), do którego trzeba doliczyć co najmniej kilkanaście milionów złotych, jakie co roku rozdaje marszałek w formie nagród dla pracowników. W zamian może liczyć na ich niemal stuprocentową lojalność. – Urzędnicy to grono osób bardzo oddanych marszałkowi – twierdzi Grzegorz Pietruczuk, radny SLD.

Podnosi rękawicę i wali

Biada jednak temu, kto spróbuje mu wejść w drogę. Do legendy przeszła historia, jak wykorzystując nieobecność marszałka (był w Brukseli), dwóch członków poprzedniego zarządu Mazowsza z PO pojechało pod Płock, by otworzyć fragment wyremontowanej drogi. Gdy Struzik się o tym dowiedział, dwa dni później był na drugim końcu tej samej drogi, otwierając ją z jeszcze większą pompą, choć już bez wstęgi. – Pospieszyli się z tym przecinaniem wstęgi – komentował, ale na uszczypliwościach się nie skończyło. Po kolejnych wyborach samorządowych wymógł na PO, by żaden z dwójki buntowników nie wszedł do zarządu województwa. Ich kariery się załamały – obaj są szeregowymi radnymi.

Tak zresztą postępował z każdym, kto śmiał mu rzucić rękawicę, nawet wytrawnymi politykami. Paweł Zalewski rozstał się ze stanowiskiem, bo zarzucił Struzikowi, że nie dość, iż przepłaca za wynajem powierzchni w budynku przy ul. Brechta, w którym mieściła się większość biur urzędu marszałkowskiego (sam Struzik urzęduje dziś w bardziej reprezentacyjnym gmachu, w starej części warszawskiej Pragi), to jeszcze wynajął je z naruszeniem prawa. – To było jakieś dwa–trzy dolary z metra kwadratowego za dużo, ale przy takiej powierzchni to dawało sporą sumę. Urząd Zamówień Publicznych przyznał mi rację, ale miejsca w zarządzie Mazowsza dla mnie już nie było – twierdzi Zalewski.

W sejmiku PSL ma 13 radnych, o czterech mniej niż największy klub, czyli PO. Podobnie jest w zarządzie – Platforma ma trzech przedstawicieli, PSL dwóch (w tym Struzik). Mimo to PO nie ma wiele do powiedzenia. – Dlaczego? To proste – wzrusza ramionami jeden z warszawskich polityków związanych z Pawłem Piskorskim. – Jeden z członków zarządu województwa z nominacji PO jest związany z Andrzejem Halickim, drugi z Ewą Kopacz. Halicki i Kopacz wzajemnie się nie cierpią, co przekłada się na ich ludzi. Struzik to wie. Raz więc zawiera koalicję z jednym, raz z drugim.

Struzika wzmacniają przepisy regulujące pracę urzędów marszałkowskich, które mówią, że do odwołania członka zarządu wystarczy zwykła większość głosów w sejmiku, a do zdymisjonowania marszałka – aż trzy piąte. Ale tak naprawdę nietykalnym czyni go zapis w umowie koalicyjnej PO-PSL, który prawo do wskazania kandydata na marszałka Mazowsza daje ludowcom, czyli w gruncie rzeczy jemu samemu, bo to Struzik jest prezesem mazowieckiego PSL, który taką rekomendację wydaje. – Sami założyliśmy sobie pętlę na szyję, bo nawet gdybyśmy chcieli go odwołać, to weźmie do koalicji PiS i będzie rządził dalej. Bez nas – złości się prominentny poseł PO. – Żeby odsunąć marszałka Struzika, musimy jeszcze lepiej wygrać najbliższe wybory samorządowe – zgryźliwie zauważa Małgorzata Kidawa-Błońska, stołeczna posłanka Platformy. – A PSL wyraźnie je przegrać – dodaje Michał Strąk, znany polityk PSL.

Scenariusze trudne do wyobrażenia, bo ani Platforma nie jest tak silna na Mazowszu, ani PSL nie jest takie słabe. Najsilniejszy jest na razie Struzik.

Polityka 15.2013 (2903) z dnia 09.04.2013; Polityka; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Pan na Mazowszu"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną