Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Tnij z głową, premierze

Tusk chce odciąć partie od budżetu

Zaniechać finansowania partii politycznych z budżetu państwa? Dla wielu pomysł premiera jest świetny. Ale tak radykalne zmiany to zła praktyka. Lepiej ulepszyć system niż podcinać gałąź, na której wszyscy siedzimy.

Wszystkie argumenty „za” i „przeciw” temu pomysłowi są znane od dawna. Były wielokrotnie dyskutowane, więc na ich temat nie będę się szerzej rozpisywał. Warto tylko podkreślić i przypomnieć, że taka zmiana miałaby głębsze konsekwencje niż „jedynie” silniejsze uzależnienie partii od biznesu oraz pogłębienie nieprzejrzystości ich finansów.

Partie są nie tylko istotną częścią systemu państwa, ale wręcz fragmentem jego struktur, w których pełnią rolę stabilizującą porządek demokratyczny. Od dziesięcioleci nikt nie wymyślił niczego, co pozwalałoby sprawnie funkcjonować demokracji bez partii. To najważniejszy powód, dla którego powinny być finansowane z budżetu. Jako element państwa właśnie. Tak jak finansujemy działalność urzędów centralnych, służb mundurowych czy wymiar sprawiedliwości.

Jeśli tak rozumieć rolę partii, trudno wyobrazić sobie ich sprawne funkcjonowanie bez stabilnego finansowania. Stabilnego, nie znaczy rozrzutnego. W skrócie – i tu się z premierem zgadzam – garnitury: tak, wina, cygara i nocne kluby: nie.

Takie finansowanie mogą zapewnić jedynie stałe, rozpisane na lata dotacje z budżetu państwa, a nie wolny rynek, po którym błądziliby partyjni skarbnicy prosząc (błagając? żebrząc?) o wsparcie. Nie oszukujmy się – wbrew temu, co mówi premier – nie ma takiej bariery prawnej, która przy takim modelu uchroniłaby partie przed przekrętami. Na wolnym rynku, co Donald Tusk jako gospodarczy liberał powinien doskonale wiedzieć, nie ma nic za darmo. Niezależność to towar równie deficytowy.

Rozwiązaniem problemu wydaje się być dalsze uszczelnienie systemu i ograniczenie budżetowego finansowania do niezbędnego dla trwania partii minimum. Pomogłaby również większa transparentność oraz odcięcie od telewizyjnych spotów i billboardów podczas kampanii wyborczych, na co obecnie wydają fortuny. Ale takie pomysły, jako mniej radykalne, a przez to mniej medialne, słabiej przebijają się do opinii publicznej. A to ma znaczenie w sytuacji, gdy walka o jej poparcie staje się niemal grą o przeżycie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną