Dzięki staraniom warszawskiej prokuratury i specjalnej grupy śledczej „Generał”, było sporo sensacyjnych zwrotów akcji, napięcie rosło jak w horrorze, a na końcu balon pękł i okazało się, że asy z prokuratorskiego rękawa są podrabiane. W pokerze byłaby to to czysta szulerka, ale w procesie karnym takie działania organów ścigania nazywa się prawem do błędu.
To nie były błędy, ale błądzenie ślepego we mgle. Fakt, na śledczych wywierano presję, opinia publiczna, media i politycy domagali się szybkiego wskazania sprawców. W takiej atmosferze łatwo dać się omamić złudzeniem, że prawda jest na wyciągnięcie ręki. Takim złudzeniem był główny świadek oskarżenia Artur Zirajewski, gdański przestępca oskarżony o udział w kilku zabójstwach. Dobito targu, chociaż nie znamy szczegółów transakcji. Wiemy, że Zirajewski w zamian za zeznania skorzystał z nadzwyczajnego złagodzenia kary – zamiast dożywocia dostał 15 lat. Zeznania w sprawie śmierci Papały złożył, ale tu właśnie jest kłopot, bo już nigdy nie dowiemy się, co rzeczywiście wiedział, a co mu podpowiedziano, aby „mówił na protokół”. Zirajewski zmarł, nikomu i niczego już nie powie.
Amerykański sędzia orzekający w sprawie ekstradycji do Polski Edwarda M., podejrzanego przez prokuraturę o zlecenie zabójstwa byłego komendanta głównego policji, uznał zeznania Zirajewskiego za konfabulację. Ekstradycji nie orzekł, gdyż, jak stwierdził, strona polska nie przedstawiła wiarygodnych, zasługujących na uwagę dowodów przeciwko biznesmenowi z Chicago. Ale ocena sędziego zza oceanu dla polskich prokuratorów była bez znaczenia, brnęli w sprawę wytyczonym torem, w ogóle nie brali pod uwagę, że zdobyte dowody są miałkie i w polskim sądzie też przepadną.
Sędzia Paweł Dobosz orzekając uniewinnienie stwierdził, że nie można skazywać osób tylko na tej podstawie, że mają na sumieniu czyny kryminalne i zszarganą opinię. Bogucki i „Słowik” - w ocenie warszawskiego sądu - to może nie kryształowi ludzie, ale nie uczestniczyli w spisku na życie gen. Papały. Tylko tyle i aż tyle.
Sędzia Dobosz wydał mądry wyrok. I, co ważne, jest to wyrok, który nie przekreśla ustaleń łódzkiej prokuratury, która postawiła zarzut zabójstwa Marka Papały złodziejom samochodowym z Igorem M. (dawniej Ł.) ps. Patyk na czele.
Wiadomo, że taki scenariusz jest rozczarowujący dla części opinii publicznej. Przecież generał policji nie powinien ginąć przypadkiem i to rąk złodziejaszków. To miał być wielki spisek i tajemnicze tło, a tymczasem prokuratorzy z Łodzi pokazują trywialne motywy i przypadkowy mechanizm. Ale jeśli sąd stwierdził, że Bogucki i Słowik bez żadnej wątpliwości zarzucanych im czynów nie popełnili, to warto poczekać na łódzki akt oskarżenia i sądowy finał z „Patykiem” na ławie oskarżonych.
Bo może się okazać, że sprawa śmierci Marka Papały nie kryje tajemnic, jest wynikiem zwykłego przypadku. Takie rzeczy się przecież zdarzają.