Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Referendum i partyjne bitwy

Prezydent raczej nie zagłosuje

Prezydent państwa zapowiedział, że nie weźmie udziału w ewentualnym referendum dotyczącym odwołania władz miasta, w którym mieszka. I tyle. Tymczasem został okrzyknięty niemalże wrogiem demokracji.

Co najważniejsze, referendum (i to lokalne) to instrument w demokracji (polskiej w każdym razie) szczególny, nie zaś podstawowy – tym są bowiem wybory. Niepójście do urn referendalnych jest zupełnie czym innym niż nieuczestniczenie w wyborach. Politycy zatem i komentatorzy, którzy zarzucają Bronisławowi Komorowskiemu, że daje zły przykład współobywatelom bądź „pokazuje negowanie prawa wyborczego”, są albo ignorantami albo cynikami.

Prezydent uzasadnia swoją referendalną absencję sprzeciwem wobec przemieniania samorządów lokalnych w pole partyjnych bitew. To naturalnie przejaw, by tak rzec, pięknoduchostwa. Wszak nie od dziś obsada stanowisk we władzach lokalnych – i to praktycznie każdego szczebla - jest w Polsce mocno upolityczniona. Zwłaszcza, że w ślad za nią idą możliwości przydzielania kolejnych posad. Nawet ci prezydenci miast, burmistrzowie czy wójtowie, którzy uchodzą za – jak to się mówi – niezależnych muszą się przecież liczyć z partyjnym układem sił w kolegialnych organach samorządowych na swoim terenie, ze wszystkimi takiej zależności konsekwencjami. I choć faktycznie ideałem byłby samorząd lokalny, a nie upolityczniony, to rzeczywistość konserwowana coraz silniej przez tradycję skrzeczy.

Dużo lepszym – bo czysto pragmatycznym, a przez to apolitycznym właśnie – argumentem przeciwko przeprowadzaniu stołecznego referendum jest bezsens wywracania w tym momencie władz miasta. Nie mnie oceniać z Krakowa, czy Hanna Gronkiewicz-Waltz jest dobrym włodarzem Warszawy. Ale jasne jest, że nawet jeśli udałoby się ją odwołać, to oddanie na kilka miesięcy sterów w ręce komisarza miastu by nie pomogło (skądinąd mianowałby go premier, czyli politycznie i tak wszystko by zostało w jednej drużynie). Nieodłącznym efektem takich przetasowań jest jednak zawsze chaos – bądź zastój – decyzyjny. Taka już natura biurokracji.

Dlatego my w Krakowie jakoś nie próbowaliśmy odwoływać co gorszych prezydentów naszego Stołecznego Królewskiego Miasta.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną