Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Odejdzie człowiek, problemy zostaną

Dymisja Rostowskiego: trzy razy na nie

Jacek Rostowski pod koniec wakacji zastąpił potwora z Loch Ness. Wyziera z każdej gazety. Media pełne są spekulacji o jego dymisji.

Byłaby ona możliwa pod jednym warunkiem – gdyby premier Donald Tusk uznał, że partia i rząd więcej na odejściu wicepremiera zyskają, niż stracą. To jednak wydaje się wątpliwe.

Uzasadnianie dymisji faktem nowelizacji budżetu jest bezzasadne. Głównie dlatego, że gdyby od początku budżet na rok 2013 był realny, trzeba byłoby w nim zapisać wydatki o wiele mniejsze, niż przewidziano. Musiałyby bowiem być dostosowane do mniejszych, niż zaplanowano, wpływów podatkowych. To z tego powodu dziura budżetowa stała się tak ogromna, sięga przecież  50 mld zł. To one uczyniły budżet nierealnym. 

Tylko że gdyby pierwsza wersja budżetu była realna, to wprawdzie  dla wizerunku i reputacji Jacka Rostowskiego stałoby się lepiej, ale dla gospodarki – znacząco gorzej. Mniejsze wydatki państwa ostudziłyby bowiem koniunkturę jeszcze bardziej i, być może, mielibyśmy nawet recesję . A tak, tylko zaszuraliśmy po dnie. Bezrobocie też zapewne byłoby większe. Premier dobrze o tym wie, więc konieczność nowelizacji budżetu powodem dymisji wicepremiera z pewnością nie będzie. To tylko pretekst, którego chętnie używa opozycja.

Odejście Jacka Rostowskiego z rządu mogłoby nie być przyjęte dobrze przez zagranicę. Wicepremier jest tam szanowany, przez minione lata wyrobił sobie niezłą pozycję. Zawdzięcza ją również temu, że tak swobodnie porusza się po brukselskich salonach. Takiej swobody nie miał żaden z jego poprzedników, również z powodu „angielskości” Rostowskiego. Trudno też będzie znaleźć następcę, który mu dorówna. Poprzeczka jest wysoko. To może być argument szalenie istotny. Donald Tusk świetnie zdaje sobie z tego sprawę. Podobnie jak z tego, że pozycja ministra finansów i wicepremiera Polski za granicą jest ważna dla naszych interesów.

Argument kolejny. Czym może różnić się polityka gospodarcza następcy Jacka Rostowskiego od tej, którą prowadził on sam? Tak naprawdę, może się różnić bardzo niewiele. Mityczne wielkie reformy – choć zmiany są konieczne – spektakularnych i szybkich rezultatów finansowych nie przyniosą. O tym, że następca Rostowskiego naprawi to, co ten napsuł, nie ma więc mowy. Że zaproponuje nowy program, nowe otwarcie, które spodoba się wszystkim, bo nie będzie wymagało żadnych wyrzeczeń  – także nie. Odejdzie człowiek, problemy pozostaną.

Za ewentualną dymisją wicepremiera może przemawiać tylko jeden argument – wizerunkowy. Może, ale nie musi. Jacek Rostowski, choć tak wielu zarzuca mu brak reformatorskiego zapału, stał się jednak twarzą reformy najważniejszej i najbardziej nielubianej przez znaczną część społeczeństwa – wydłużenia wieku emerytalnego do 67 lat. Długo nie chciał się na nią zdecydować. W końcu musiał. Zaszkodziła i jemu i notowaniom rządu. Jacek Rostowski stał się też symbolem konieczności oszczędzania, choć ostatnio akurat bardziej luzuje, niż zaciska pasa. Bez odejścia Rostowskiego żadna restrukturyzacja rządu nie będzie dość głęboka, wystarczająca do odświeżenia jego wizerunku. Ale jego dymisja także tego nie gwarantuje. A już na pewno nie gwarantuje odwrócenia sondażowego trendu.

Więc gdyby nawet premier się na nią zdecydował, wicepremier nie mógłby odejść za szybko. Żebyśmy przez ten czas, który zostanie do wyborów parlamentarnych, nie zdążyli się zniechęcić do jego następcy.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną