Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Skarpetka posła Gowina

Tydzień w polityce według Paradowskiej

Kończy się czas Platformy, jej notowania spadają, a więc rozpadnie się i będzie można zacząć budować coś, co w końcu stanie się koalicjantem PiS – w taki plan Gowin wierzy i konsekwentnie go realizuje.

Zdjęcie z POLITYKI (nr 33): na odwróconej łodzi na plaży siedzi poseł Jarosław Gowin w eleganckim, nienagannie wyprasowanym jasnym garniturze, z fryzurą, w której nawet jednego włosa nie zburzył powiew morskiej bryzy, i zaczyna wkładać skarpetkę na bosą nogę. Czyżby wcześniej nieśmiało sprawdzał, czy woda jest ciepła? Ta skarpetka wydała mi się symboliczna. Cała fotografia razi sztucznością, bo facet w garniturze na rozgrzanej słońcem plaży jest zjawiskiem raczej dość egzotycznym. Skarpetka jednak intryguje. Założy ją i pójdzie, ale dokąd? To jest pytanie, które wielu sobie zadaje, podsuwając zaraz odpowiedź, że czeka, aż go z PO wyrzucą, bo chce zostać męczennikiem, aby w wieńcu utkanym z cierpienia założyć nową partię. Proponuję odwrócić to rozumowanie.

Męczennicą jest dziś Platforma, bo musi znosić kandydata na przewodniczącego, który faktycznie nie uznał swej przegranej. Niezły wynik outsidera przekuwa w wielki triumf i z dnia na dzień staje się bardziej koalicjantem (kłopotliwszym nawet niż PSL) niż członkiem partii. Kiedyś chciał tylko wolności głosowania w sprawach sumienia, co było postulatem dość oczywistym w partii wielonurtowej, dziś chce kreować politykę gospodarczą, może nawet w stopniu większym, niż robią to premier z wicepremierem i ministrem finansów. On ją chce właściwie dyktować, bo stoi za nim 4 tys. członków PO, niestety anonimowych, a więc nie bardzo wiadomo, czy jego zwolenników, czy głosujących na niego z powodu frustracji, że lider nie zapewnia już takiego komfortu i bezpieczeństwa jak kiedyś. Na dodatek Gowin chce nawracać Tuska, który potwierdził swój mandat szefa partii, na jakiś anachroniczny program sprzed lat (nazywa to „powrotem do korzeni”), tak jakby świat, Europa, globalizacja i wszystko inne stało w miejscu przez ostatnią dekadę, jakby nie było kryzysu i rządziło się w komforcie szybkiego wzrostu gospodarczego, kiedy swobodnie można obniżać podatki. Gowin na gospodarce się nie zna, a więc może hulać, przymilając się różnym środowiskom. Ostatnio najbardziej zależy mu na zwolennikach OFE.

Z tego wszystkiego wniosek jest jeden: jeśli Gowin jest politykiem racjonalnym, a nic nie wskazuje, że nim nie jest, jego celem nie są żadne „korzenie”, żaden „prawdziwy” program Platformy. Jego celem jest niszczenie Tuska, co podczas całej kampanii robił z wielkim zacięciem, a po kampanii robi z jeszcze większym, bo wie, że bez Tuska nie będzie Platformy zwycięskiej lub choćby remisującej z PiS. Gowin dąży więc bezwzględnie do osłabienia PO, do tego, aby przegrała wybory, bo wtedy może ewentualnie liczyć na stworzenie nowej partii, której kadry hodują się dziś w różnych miejscach, np. w stowarzyszeniu republikanów posła Wiplera. Kończy się czas Platformy, jej notowania spadają, a więc rozpadnie się i będzie można zacząć budować coś, co w końcu stanie się koalicjantem PiS – w taki plan Gowin wierzy i konsekwentnie go realizuje.

Będzie więc mnożył spory, bo wie, że dla każdej partii, a już zwłaszcza rządzącej, trwanie w nieustannym konflikcie jest zabójcze. Ciuła więc własny kapitał polityczny i będzie go ciułał do swojej skarpety. Zapowiedział, że nie interesują go żadne funkcje w Platformie, bo zamierza jeździć po kraju i przekonywać ludzi, a to znaczy, że będzie próbował montować własne struktury i prowadzić antytuskową propagandę. Rozpoznawalność wydaje się jego głównym celem i ma w tej mierze spore osiągnięcia. Jest więc Gowin kimś w rodzaju Palikota à rebours, z tym że Palikot miał odwagę i charakter, aby z partii wystąpić, poselski mandat złożyć, przejść na swoje i dopiero PO zaatakować, a moralista Gowin chce jeszcze, jak długo się da, rozsadzać partię od wewnątrz.

Donald Tusk samodzielnie wypuścił tego dżina z butelki i ma to, co ma, czyli serię kłopotów. Chciał się zmierzyć w bezpośrednich wyborach ze Schetyną, a potykać się musiał z opozycją w gruncie rzeczy zewnętrzną. Schetyna, którego pozycja po tych nieudanych wyborach się wzmocniła, zna wartość partii, bo był jej współbudowniczym. Schetyna ma ambicje, ale potrafi być lojalny i czekać na swój czas. Gowin do żadnej lojalności wobec partii się nie poczuwa. On ma swój sztab, swoją gazetkę, swoje środowisko, swoją własną konferencję prasową po wyborach i swoje plany. I nie są to plany PO, ale jego własne, bo zawsze gra na siebie. To akurat powtarzają wszyscy, którzy dobrze go od dawna znają. Tak więc Gowin tylko pozornie startował na szefa Platformy i im rozstanie z partią będzie szybsze, tym dla Platformy lepiej.

Nie samym Jarosławem Gowinem jednak żyła nasza polityka. Szkoda, że mało zauważony został wywiad, jakiego „Rzeczpospolitej” udzielił prymas Polski arcybiskup Józef Kowalczyk. Szkoda, bo to głos zupełnie innego Kościoła niż ten, z którym mamy najczęściej do czynienia i którego najbardziej prominentnym przedstawicielem stał się ostatnio arcybiskup Henryk Hoser. Ten sam, który wierzy w świadectwo 93 żołnierzy, którzy widzieli, jak w 1920 r. pod Warszawą ukazała się Matka Boska, czym wywołała popłoch w bolszewickich szeregach. Że też arcybiskup Hoser musiał odebrać broniącym stolicy zasługę nadzwyczajnej waleczności. Ale to na marginesie. Natomiast prymas historii nie zmienia, bardziej opisuje współczesność.

Nie ustępując w kwestiach doktrynalnych (brak akceptacji dla związków partnerskich) czy ważnych dla Kościoła (likwidacja Funduszu Kościelnego), wiele powiedział o tym, jaka powinna być opozycja (np. nie taka jak obecnie, populistyczna, bo może przyjdzie jej rządzić, co zawsze wymaga pragmatyzmu i odpowiedzialności). Także o tym, że Kościół nie może się odwracać od gejów. Nie zobaczył zagrożenia duchowego w muzyce pop ani w „Gwiezdnych wojnach”, ani nawet w Harrym Potterze czy uprawianiu jogi. Na dodatek zgodził się z prezydentem Komorowskim, że udział w warszawskim referendum (właśnie je ogłoszono) nie jest żadnym demokratycznym obowiązkiem. Można nie iść, tym bardziej że Hanna Gronkiewicz-Waltz jest dobrą prezydent Warszawy i nie ma powodu, by ją odwoływać.

Nie spodobało się to zresztą Piotrowi Guziałowi, który właśnie mianował siebie „twarzą” referendum, a prymasa nazwał przedstawicielem obcego państwa watykańskiego. Niby lewica wiele o Kościele wiedzieć nie musi, ale żeby nie wiedzieć, kim jest prymas Polski, to już chyba niewiedza przesadna. Tym bardziej że Piotr Guział z prawicą ściśle kolaboruje i czegoś od niej mógł się już nauczyć. Chyba że – ale tego nawet nie śmiem podejrzewać – nasza prawica tak wypowiadającego się prymasa uważa za odszczepieńca.

Polityka 35.2013 (2922) z dnia 27.08.2013; Komentarze; s. 7
Oryginalny tytuł tekstu: "Skarpetka posła Gowina"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną