Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Nieodpowiedzialność kosztuje

KE skarży Polskę za in vitro

Komisja Europejska straciła cierpliwość do Polski i pozywa nas do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości za nieuregulowanie kwestii in vitro.

Unia Europejska nie nakazuje krajom członkowskim stosowania metody in vitro. Jeśli jednak, tak jak w Polsce, nie jest ona zakazana, to Unia dyrektywą zobowiązuje uregulować prawnie sprawy związane z przechowywaniem komórek rozrodczych, tkanek płodu czy embrionów, wykorzystywanych przy zapłodnieniu in vitro. Nakazuje też opisać w prawie pod kątem jakich chorób genetycznych będą badane embriony, zanim zostaną wykorzystane w zapłodnieniu. Polska jest jedynym krajem UE, który nie dostosował się do tej unijnej dyrektywy. Mieliśmy obowiązek wdrożyć ją siedem lat temu.
Do tej pory Komisja była wobec naszego kraju bardzo cierpliwa. Jednak wyjaśnienia, które jej składaliśmy nie będą działały na naszą korzyść przed Trybunałem.

Już cztery lata temu Komisja pytała nas, dlaczego jeszcze nie wdrożyliśmy tej unijnej dyrektywy. Rząd zwodził, że „rozpatrywany jest właśnie projekt ustawy, wprowadzający do naszego prawa przepisy dotyczące komórek rozrodczych”. Minął rok i Komisja znów zapytała, jak nam idzie. „Kwestie te są bardzo wrażliwe społecznie i zamiarem ustawodawcy jest wypracowanie takiej regulacji, która będzie zaakceptowana przez wszystkie zainteresowane podmioty” – odpowiedział rząd PO - PSL. Później kilka razy obiecywaliśmy, że już za chwilę, za moment, in vitro będzie prawnie uregulowane. Ostatni raz KE upomniała Polskę w styczniu tego roku. Przestrzegała, że jeśli do marca nie przedstawimy planu wdrożenia dyrektywy, to skieruje sprawę do Trybunału Sprawiedliwości. Pod koniec marca rząd odpisał, że projekt jest już przygotowany i tylko wymaga doszlifowania.

W lipcu zamiast projektu ustaw wdrażających dyrektywę ruszył hucznie zapowiadany rządowy program, dzięki któremu zabiegi in vitro refundowane są z budżetu. Urzędnicy ministerstwa zdrowia chyba mieli nadzieję, że opisane w rządowym programie sposoby postępowania z zarodkami uśpią czujność urzędników Komisji Europejskiej. Nic z tego, bo przecież program zdrowotny odnosi się tylko do zabiegów refundowanych. Postępowanie z zarodkami do zabiegów in vitro, które nie są refundowane, wciąż nie jest uregulowane.

Europejscy sędziowie mogą nałożyć na nas dwie kary pieniężne. Pierwszą za niewdrożenie w wyznaczonym terminie dyrektywy, a im dłużej z tym zwlekaliśmy, tym dla nas gorzej. ETS oczywiście weźmie pod uwagę możliwości płatnicze Polski, ale nie będzie nas oszczędzać. Druga część kary to grzywna, liczona za każdy dzień do ostatecznego wprowadzenia przepisów. Prawie osiem lat temu ETS nałożył na Francję karę (za niezgodność z unijnymi standardami sieci stosowanych do połowów oraz niedopuszczalny odłów zbyt małych ryb), w wysokości 20 mln. euro i grzywnę 70 tys. euro za każdy dzień do momentu wdrożenia dyrektywy. Nas też więc zaboli.

Platforma Obywatelska przyzwyczaiła nas już do tego, że woli nie zajmować się sprawami około światopoglądowymi. Boi się utraty poparcia konserwatywnego elektoratu i odsuwa je w bliżej nie określoną przyszłość. Wciąż nieuregulowana jest przecież sprawa związków partnerskich, a projekt posła Artura Dunina, który miał ucywilizować nasze prawo w tym zakresie, utknął w klubowych szufladach. W sprawie in vitro najgorsze jest to, że nikt, ani w rządzie, ani w ministerstwie zdrowia, ani w klubie parlamentarnym PO nie chcę wziąć odpowiedzialności za doprowadzenie tych spraw do końca. I nie przynagla nikogo ani odpowiedzialność moralna, ani - jak widać - finansowa.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną