Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ring wolny

Są pieniądze na obwodnicę Warszawy

Premier Tusk zakomunikował, że znalazły się pieniądze na ring dla Warszawy. Tym razem nie chodzi jednak o obiekt sportowy, ale inwestycję drogową. Jest szansa, że pod koniec dekady, stolica doczeka się obwodnicy. Obwodnicy, która powinna istnieć od dziesięcioleci.

Skojarzenie jest oczywiste: zbliżające się referendum dotyczące odwołania prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, zmobilizowało rząd do udzielenia wsparcia. A nic tak dobrze nie robi jak duże pieniądze. W tym przypadku naprawdę duże, bo dokończenie warszawskiej obwodnicy pochłonie 6 mld zł. To będzie skomplikowane zadanie inżynieryjne, zwłaszcza zapowiadana budowa odcinka 2,5 km tunelu pod Ursynowem, w dodatku głębokiego, bo omijającego od dołu metro. Oby tylko nie trysnęła woda, bo wtedy zapowiadana data oddania inwestycji - 2018 r., przesunie się o kolejnych kilka lat.

Zresztą w ogóle nie przywiązywałbym się do dat, bo 2019 r jako koniec budowy całego warszawskiego ringu wydaje się mało prawdopodobny. Jeszcze żadna inwestycja drogowa nie powstała w terminie. A2 z Łodzi do Warszawy, do dziś nie została całkowicie dokończona, choć miała być gotowa na Euro 2012.

Podczas konferencji prasowej premier w towarzystwie ministra transportu zarzekali się, że decyzja nie ma związku z referendum, a pieniądze na obwodnicę Warszawie po prostu się należały. Zresztą znaleziono je niedaleko, bo skreślając inne inwestycje drogowe w ramach warszawskiego węzła drogowego. Naciskani przez dziennikarzy premier i minister tłumaczyli się, że Warszawa jest stolicą i ważnym ośrodkiem gospodarczym, więc powinna mieć nowoczesną sieć drogową.

Sama konieczność tłumaczenia, że w stolicy potrzebne są drogi jest dla mnie przykładem aberracji, w jakiej tkwimy od dziesięcioleci. Wszędzie na świecie programy budowy autostrad rozpoczynano od stolicy, jako naturalnego i najważniejszego węzła komunikacyjnego. U nas, przeciwnie, stolica została podpięta do sieci autostrad jako ostatnia i to szalenie niefortunnie. Bo wjechać z zachodu jakoś można, ale już na wschód od Wisły zaczynają się dzikie pola. Poza kawałkiem autostrady A2 koło Mińska Mazowieckiego nie ma śladu nowoczesnej trasy komunikacyjnej. Wygląda więc na to, że warszawiacy będą mogli po swoim ringu jeździć w kółko, bo w wydostanie się dalej będzie wciąż problemem.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną