Kraj

W proch się obrócisz

O cmentarzach i pochówkach pomieściła już POLITYKA obszerne dossier, toteż redaktor Jacek Poprzeczko serdecznie odradzał mi pisanie na ten wyeksploatowany temat. Na pewno miał rację. Chodzi jednak o to, iż w miarę szybko upływających lat kwestia ta i mnie zaczyna dotyczyć. Zobowiązałem więc Basię, żeby po moim zejściu i kremacji wrzuciła prochy do sedesu i spuściła wodę. Nie byłaby to żadna prowokacja, tylko wybór najlogiczniejszego i skądinąd najtańszego pozbycia się pozostałości fizycznych po denacie. Z sedesu do ścieku, ze ścieku do Marny, z Marny do Sekwany, z Sekwany do kanału La Manche, z La Manche w nieogarnięty ogrom oceanów. Basia jednak stanęła okoniem: – Do sedesu nigdy! Do Marny, skoro tak sobie życzysz.

Z logicznego punktu widzenia jest to skrócenie przepływu moich prochów o bezsensowne 400 m. Protest Basi nie wynikał jednak, co doskonale rozumiem, z żadnych przesłanek merkantylnych ani, tym bardziej, metafizycznych. Czysta estetyka. Więc dobrze, będzie Marna. Okazuje się, że w Polsce nie byłoby to już takie proste, bo właśnie toczy się dyskusja, jak zreglamentować użytek popiołów po spalonym nieboszczyku. Zaznaczam od razu, iż bardzo rozczarował mnie Leszek Miller, który stwierdził w telewizji, że jego spór nie dotyczy, bo chciałby, kiedy przyjdzie pora, spocząć w schludnej trumience w pięknym pejzażowo miejscu. Kto jak kto, ale przedstawiciel lewicy winien rozumieć, że pogrzeb trumienno-doziemny jest irracjonalnie kosztowny, dla biednych rodzin rujnujący, nieekologiczny, a cmentarze zajmują cenne miejsca pod zabudowę albo tereny orne. Zaś pretensja do ładnego usytuowania mogiły uderza w potrzeby rekreacji i turystyki.

Polityka 41.2013 (2928) z dnia 08.10.2013; Felietony; s. 96
Reklama