Okazuje się, że prokuratura nie musi wzywać tabunów biegłych, by uznać, że podniesienie ręki na wzór nazistów może być propagowaniem faszyzmu – i postawić taki zarzut uczestnikom niedzielnej demonstracji Narodowego Odrodzenia Polski w Białymstoku.
Czy to przełom w podejściu wymiaru sprawiedliwości do coraz bardziej bezpardonowych zachowań narodowych (czasem wręcz faszystowskich) radykałów? Może jednak w końcu jego funkcjonariusze przestraszyli się ich skali – a zwłaszcza dynamiki?
Do tej pory przecież policjanci, prokuratorzy i sędziowie unikali jak mogli reakcji: albo powołując się na znikomą szkodliwość społeczną poczynań takich grup, albo skrywając za kuriozalnymi ich interpretacjami (własnego pomysłu bądź autorstwa dyżurnych biegłych). Tak było w przypadku handlu antysemickimi książkami (m.in. w słynnej przykościelnej księgarni Antyk), wyraźnie antysemickich ulotek, artykułów i gazet czy właśnie „hailowania” na różnych imprezach z udziałem narodowej młodzieży (od zwykłych popijaw przez „partyjne” po te oficjalne, państwowe – chociażby cyklicznych incydentów na Górze św. Anny).
Lista zaniechań wymiaru sprawiedliwości jest bowiem długa. A dowodem tego są liczne raporty sporządzane przez organizacje pozarządowe – m.in. przez stowarzyszenia Nigdy Więcej czy Otwartą Rzeczpospolitą.
Może jednak sędziowie wreszcie otrzeźwieli pod falą krytyki ze strony prawniczych autorytetów i wręcz kpin kierowanych wobec całego środowiska – chociażby wtedy, kiedy ich koledzy przekonywali, że „hailowanie” to historyczne pozdrowienie z czasów rzymskich, a swastyka to niewinny znak szczęścia. Może wreszcie – wsparci siłą oburzenia znacznej części opinii publicznej i mediów na ostatnie wypadki – przestali się bać i poczuli, że to do nich należy obrona tego kraju przed najbardziej odrażającym nurtem jego tradycji.