Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Cel nie wart środków

Metody Macierewicza w TVP

Media zrobiły dobrą robotę pokazując hochsztaplerstwo profesora – tu przepraszam profesurę – Rońdy. I zaraz potem wykładają sią na dużo bardziej w sumie żałosnych ciosach w takiego samego sortu profesora Cieszewskiego.

A już się wydawało, że nie uchodzi szukać lustracyjnych haków. Po wszystkich wpadkach poszukiwaczy agentów i po wielokrotnej – potwierdzanej sądowymi werdyktami – kompromitacji ich podejścia do dokumentów wytwarzanych przez funkcjonariuszy komunistycznych służb specjalnych, otóż po tym wszystkim zdrową społeczną reakcją – która objęła nawet część dotychczasowych entuzjastów IPN – stało się znużenie teczkowymi pseudosensacjami i obrzydzenie do lustracyjnej gry.

A jednak optymizm okazał się przesadzony. Okazuje się, że oskarżenia o współpracę wciąż mogą być medialnym tematem. Na dodatek teraz mają one uderzać w guru lustratorów, czyli samego Antoniego Macierewicza.

Pytanie mogłoby brzmieć: jaki jest związek ewentualnej – bo opartej na wątłych i łatwych do zakwestionowania śladach – brzydkiej przeszłości Krzysztofa C. z opiniami dzisiejszego eksperta tzw. zespołu smoleńskiego Chrisa Cieszewskiego?

Oczywiście, można twierdzić, że od kiedy Chris Cieszewski tak zdecydowanie zaangażował się w awanturę smoleńską, stał się osobą publiczną – a zatem dziennikarze mogą go prześwietlać na lewo i prawo. Tyle że czym innym jest weryfikowanie jego kompetencji naukowych, a czym innym sprawdzanie go w archiwach IPN. Chyba, że przyjmuje się – niczym Macierewicz – spiskową wersję wydarzeń i, na przykład, chce zasugerować, że za nakręcaniem awantury smoleńskiej stoi stary układ albo wręcz KGB/FSB, czyli obecne służby rosyjskie.

Bo jeśli lustrując ulubionego eksperta Macierewicza, chce się skompromitować tegoż Macierewicza, to cel nie jest wart środków. Te są i wątpliwe merytorycznie, i zwyczajnie podłe, a przekonanych i tak się nie przekona.

Media zrobiły dobrą robotę pokazując hochsztaplerstwo profesora – tu przepraszam profesurę – Rońdy. I zaraz potem wykładają sią na dużo bardziej w sumie żałosnych ciosach w takiego samego sortu profesora Cieszewskiego. Na dodatek robi to wciąż publiczna jednak telewizja.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną