Żarty jednak na bok. Kolejne „okołokościelne" tematy, które pojawiły się w ostatnich dniach pokazują dobitnie po raz kolejny, że „problem polskiego Kościoła” istnieje i co jakiś czas wraca ze znaczną siłą.
Te tematy to odrzucenie odwołania (tzw. rekursu) ks. Wojciecha Lemańskiego, które kapłan z podwarszawskiej Jasienicy wysłał do Watykanu po tym, gdy latem został pozbawiony probostwa. Druga sprawa to wywiad, jakiego „Rzeczpospolitej” udzielił przewodniczący Episkopatu Polski abp Jóżef Michalik. Wreszcie kwestia trzecia, to postawa papieża Franciszka wobec polskiego Kościoła.
- Jeśli kurialistom dobro ks. Lemańskiego naprawdę leżałoby na sercu, nie potraktowaliby go tak, jak potraktowali. Na razie robią wszystko, by wypchnąć duchownego z kościelnej korporacji. I może im się to udać, bo w końcu jak długo można znosić tak bezduszne traktowanie - pisał w komentarzu dotyczącym kolejnej odsłony „sprawy Lemańskiego” Adam Szostkiewicz.
CZYTAJ WIĘCEJ: Watykan odrzuca odwołanie ks. Lemańskiego
***
Bomba o znacznie większej sile rażenia wybuchła we wtorek, gdy wyszło na jaw, że działająca przy ministrze sprawiedliwości komisja kodyfikacyjna pracuje nad przepisami zaostrzającymi prawo aborcyjne. - Propozycje Komisji są drakońskie - komentowała Joanna Podgórska. - Zmieniają warunki dopuszczalności przerywania ciąży. Dziś można dokonać aborcji, jeśli istnieje duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu. Według projektu, lekarz musiałby mieć pewność. Nie mógłby usunąć ciąży, gdyby dziecko miało się urodzić z zespołem Downa czy Turnera. Tzw. aborcja eugeniczna zostałaby okrojona do przypadków śmiertelnych. Zagrożenie życia i zdrowia kobiety musiałoby być „poważne”. Z kodeksu miałoby zniknąć pojęcie „przerywania ciąży”, zamiast niego - „spowodowanie śmierci dziecka poczętego”. Aborcja staje się zatem dzieciobójstwem i kobieta, która dziś usuwając ciążę nie podlega karze, będzie odpowiadać karnie. (...) Takie zapisy to igranie z ogniem. Kobiety i lekarze mają się czego bać.
- Może abp. Michalik powinien pójść do więzienia - stwierdził w komentarzu na swoim blogu Jacek Kowalczyk. - Miałby przynajmniej czas na naukę o współczesnym świecie. O ile Bóg obdarzyłby go łaską zainteresowania się nauką, a nie nauczaniem. (...) Dziwi mnie, że szefem polskiego Episkopatu jest ktoś, kto uważa, że to Kościół katolicki dysponuje jedyną prawdą. A za całą podstawę moralności przyjmuje słynne 10 przykazań. To naprawdę żenujący poziom refleksji etycznej.
Do słów hierarchy krytycznie odnieśli się również inni publicyści i blogerzy POLITYKI. Joanna Podgórska określiła je jako pogardliwe i okrutne. - Jest w tym wszystkim także pogarda dla prawa. Prawa stanowionego w demokratycznym państwie, które ma obowiązywać wszystkich obywateli. Nie tylko katolików. (...) Trudno wyobrazić sobie sytuację, by urzędnicy państwowi, powołując się na jakieś tylko im znane zasady, ingerowali w treść prawa kanonicznego. Reakcja Kościoła w takiej sytuacji nie jest trudna do przewidzenia - podkreśliła publicystka.
CZYTAJ WIĘCEJ: Abp. Michalik chce iść do więzienia oraz Abp Michalik znów atakuje prawo aborcyjne
W podobnym tonie pisał na swym blogu prof. Jan Hartman, według którego dostrzec można „jawną sprzeczność wszelkich działań Kościoła katolickiego zmierzających do zmian w polskim prawie z konkordatem, gwarantującym poszanowanie wzajemne autonomii Rzeczpospolitej Polskiej i Stolicy Apostolskiej. Czy polski rząd stara się ingerować w prawo kanoniczne i, dajmy na to, kościelne uregulowania odnośnie do aborcji lub in vitro? Z oczywistych względów nie stara się o to. Z tych samych dokładnie, oczywistych względów Kościołowi, jako reprezentacji Stolicy Apostolskiej, a tym bardziej już zagranicznym organizacjom kościelnym nie wolno wywierać analogicznych nacisków w odniesieniu do prawa polskiego” - podkreśla Hartman.
***
Czy w obliczu takich wydarzeń można jeszcze mówić o „efekcie Franciszka”, a przede wszystkim żywić nadzieję, że papież wpłynie na polski Kościół? Otóż nie za bardzo. - Zaczynam mieć pewne wątpliwości. Styl duszpasterski Franciszka, którym się słusznie zachwycamy, nie przekłada się na żadne istotne zmiany w Kościele i być może nie przełoży się w ogóle. Kto miał nadzieję, że zmiany zaczną się szybko za nowego papieża, będzie rozczarowany – mówił w radiu TOK FM Adam Szostkiewicz.
Publicysta POLITYKI odwołał się do słów znanego włoskiego hierarchy, abp. Giancarlo Bregantiniego, który niedawno opisywał sytuację w Kościele używając analogii piłkarskich. „W pewnym momencie meczu ogłoszono: schodzi gracz Ratzinger, wchodzi na boisko piłkarz Bergoglio. Nikt go nie znał, ale od razu poprzewracał wszystko do góry nogami w zespole, strzela gole, wygrywa, ale grozi mu to, że niewielu będzie z niego brać przykład”. Arcybiskup stwierdził również, że papież „większe poparcie ma na trybunach, niż wśród kolegów z drużyny" i dlatego grozi mu, że „na koniec może zostać sam”. Według Szostkiewicza dzieje się tak dlatego, że co prawda Franciszek jest liderem drużyny, ale nie ma z jej strony wsparcia, bo „reszta piłkarzy biega po swojemu”.