Mówią o nim: radykał, ortodoks, fundamentalista. On sam zaś o sobie: czytelny i jednoznaczny. Bo nie kryje się z tym, że jest człowiekiem Kościoła, że żyje zgodnie z jego nauczaniem i chce, by inni też je respektowali. Jest oblatem benedyktyńskim (kimś w rodzaju świeckiego zakonnika), członkiem zespołu ekspertów episkopatu ds. bioetycznych, profesorem prawa UW i wiceministrem sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska. Ostatnio stało się o nim głośno za sprawą propozycji zmian w Kodeksie karnym zaostrzających przepisy antyaborcyjne. Część polityków twierdzi, że to właśnie on stoi za kontrowersyjnym projektem przygotowanym przez Komisję Kodyfikacyjną, organ doradczy MS. Królikowski podkreśla jednak, że jego zręby stworzył prof. Andrzej Zoll, ale przyjęła je większość, w tym również on – i w takim ujęciu jest jego współautorem.
Członkom komisji zarzuca się, że tylnymi drzwiami próbują doprowadzić do całkowitego zakazu aborcji w Polsce, że wskutek proponowanych przez nich zmian kobiety będą ponosić odpowiedzialność karną jak za dzieciobójstwo (do pięciu lat więzienia), jeśli np. w wyniku nieszczęśliwego wypadku dojdzie do śmierci „dziecka poczętego zdolnego do samodzielnego życia”. Że to „wojna przeciw kobietom”, sprowadzanie ich do funkcji inkubatorów, próba wprowadzania „katolickiego szariatu”. Prof. Zoll stanowczo zaprzecza: – Tu chodzi o ochronę dziecka w ostatniej fazie ciąży. Dziś to dziecko nie jest zupełnie chronione.
Dyskusję w końcu uciął premier, który oświadczył, że „ani rząd, ani minister sprawiedliwości, a także żadna z partii koalicyjnych nie będzie otwierała sporu aborcyjnego”.