Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Stołownicy

Jagienka Wilczak wspomina obrady Okrągłego Stołu

Miałam wejściówkę na obrady Okrągłego Stołu. Zachowałam ją zresztą do dzisiaj. Do Pałacu przychodziłam prawie codziennie. To były szalone tygodnie, pełne napięcia, oczekiwania, nadziei. Za chwilę miał się zmienić świat, to się czuło w powietrzu.

W Henrykowie, poza harmonogramem, zbudowano stół, ciemny, z politurą, choć nie na wysoki połysk. Jesienią 1988 r. stół przewieziono do Jabłonnej, bo tam początkowo zamierzano rozmawiać. Potem jednak, ponieważ nikt przy nim nie zasiadł, mebel wrócił do Henrykowa i dopiero w ostatnich dniach stycznia 1989 r. wrócił do Warszawy, ale już do Pałacu Namiestnikowskiego. Przy Okrągłym Stole, vis-à-vis, miała zasiadać strona opozycyjna i strona rządowa, tak się wówczas mówiło.

Walka na słowa

Obrady zaplanowano na kilka dni, nikt nie przypuszczał nawet, że przeciągną się aż do początku kwietnia. Władza sądziła, że łatwo uda się znaleźć remedium na polskie problemy. Ale tematów przybywało, jedna sprawa pociągała drugą, a ta kolejną. Od rozmów o pluralizmie związkowym do urzędu prezydenta i powołania drugiej izby parlamentu, Senatu.

Opozycja musiała walczyć o każde niemal słowo, sformułowanie. Strona rządowa broniła pryncypiów, socjalistycznej demokracji parlamentarnej, a opozycja słyszeć nie chciała o żadnej renowacji socjalizmu.

Niewiarygodne i ekscytujące: pierwszy raz polska opozycja solidarnościowa, ramię w ramię, miała wystąpić oficjalnie w dialogu z władzą. Pieprzu temu spotkaniu dodawał fakt, że po jednej stronie znaleźli się krzywdzący, a po drugiej ofiary, wsadzani do więzień i ci, którzy wyroki podpisywali. Wspomnienie stanu wojennego było wciąż świeżutkie. Ale, jak się okazało, opozycja nie zamierzała wystawiać rachunku krzywd. To dawało solidarnościowej delegacji przewagę moralną. Kiedy już wreszcie dopinano przygotowania, 27 stycznia Wałęsa i Kiszczak spotkali się w Magdalence, ustalono wstępnie zakres rozmów: Wałęsa mówił o przede wszystkim o legalizacji „Solidarności”, od tego uzależniał pozostałe rozmowy. A także o zniesieniu nomenklatury, reformie prawa, samorządu terytorialnego, dostępie do mediów.

Działa się historia

Przepychaliśmy się przy otwartym oknie w Pałacu Namiestnikowskim, dziennikarze, fotoreporterzy, korespondenci zagranicznych gazet. Obrady miały za chwilę ruszyć, czekano na przyjście strony solidarnościowej, z Lechem Wałęsą na czele. Wałęsa wracał na scenę, właśnie przestawał być prywatnym obywatelem. W Pałacu stawiła się już delegacja rządowa. Gen. Czesław Kiszczak w ciemnym garniturze i Stanisław Ciosek, w przyciasnej marynarce, czekali u szczytu schodów. Dreszczyk oczekiwania, jak będzie wyglądało wejście Wałęsy, jaką strategię przyjmie opozycja.

Na Krakowskim Przedmieściu, w pobliżu Pałacu, gromadzili się ludzie, dzień był roboczy i wczesne popołudnie. Skandowali: „Solidarność! Solidarność!”. Milicja nie interweniowała.

Wałęsa wraz z Tadeuszem Mazowieckim, którzy ledwie przebili się przez tłum, szli pod ogromnym, granatowym parasolem przez pałacowy dziedziniec. Obaj byli spokojni, uśmiechnięci. Wałęsa trzymał parasol wysoko nad głowami, Mazowiecki w śmiesznej czapce. Za nimi szła drużyna: Wałęsa prowadził na obrady 26-osobową delegację strony solidarnościowej czy społecznej, jak się mówiło zamiennie. Szli Bronisław Geremek, Adam Michnik i Jacek Kuroń, Zbigniew Bujak i Władysław Frasyniuk, idole i legendy. Działa się historia. Miałam poczucie, że oglądam coś nadzwyczajnego.

Rzuciliśmy się pędem w kierunku schodów, żeby obejrzeć z bliska scenę powitania. Kiszczak, który pełnił honory pana domu, stał z wyciągniętą na powitanie ręką. To też był historyczny moment, ten uścisk dłoni. To było symboliczne wyzwanie i opozycja musiała zdecydować – podjąć je czy odrzucić.

Mówiło się często o duchu Okrągłego Stołu. Chyba wtedy ten duch pojawił się i szczęśliwie nie zniknął przez dwa miesiące.

Pałac wyglądał wtedy całkiem inaczej niż dziś, szaro i zgrzebnie, od dawna niczego nie odnawiano.

Na dole były szatnie, stolik, przy którym sprawdzano wejściówki, czerwony chodnik wyściełał schody na piętro, a stamtąd wchodziło się do sali plenarnej. Na środku stał wielki bukiet biało-czerwonych goździków, goździki to był gadżet epoki. No i stół, podzielony na dwie strefy, dwa światy, dwa języki, rządowy i solidarnościowy.

Wałęsa usiadł na wyznaczonym miejscu, wyjął długopis, zaczął coś notować. Stałam blisko, widziałam, że to nie poprawki w tekście wystąpienia. Wałęsa ze spokojem rozwiązywał krzyżówkę. Jakby całe napięcie, emocje w ogóle nie robiły na nim wrażenia.

Podstoliki

Nie wystarczyły rozmowy przy stoliku politycznym, związkowym, gospodarczym, reformy wymagały wszystkie dziedziny życia społecznego. Powołano stoliki: ekologiczny, rolniczy, kultury, nauki i oświaty, jako odpryski głównych nurtów rozmów, stoliki pączkowały niczym drożdże. Stolik polityczny, gdzie decydowały się sprawy ustrojowe, kompetencje prezydenta, ordynacja wyborcza, utworzenie Senatu, powołał cztery podstoliki, reformy prawa, stowarzyszeń i samorządu terytorialnego, młodzieży, środków przekazu oraz trzy grupy robocze. Stolik gospodarczy – sześć podstolików i pięć grup roboczych. Do podstolików przenoszono te wszystkie tematy, którymi nie mógł zajmować się główny nurt, czyli trzy zespoły problemowe, żeby się nie zaplątać w detale, nie stracić rytmu. Piętrzyły się załączniki, ustalenia, stanowiska. Przez Pałac przewijali się doradcy i specjaliści, prawie 500 osób. Czasem nie można się było oprzeć wrażeniu, że to celowa próba rozmycia, że nie da się związać tych wszystkich rozpoczętych wątków. Przejrzyste relacjonowanie tego, co dzieje się w podstolikach, było prawie niemożliwością, łatwo się było pogubić w tym gąszczu postulatów i obietnic, słów, protokołów. Zresztą żadne relacje nie oddawały mozołu zmagań, jakie się odbywały się w Pałacu. Ani panującej tam atmosfery, która raz była ciężka niczym ołów, a czasem kabaretowa.

 

Przeczytaj więcej o okolicznościach obrad  Okrągłego Stołu:

Baczyński, Turski, Wałęsa – rozmowa przed Okrągłym Stołem
Wywiad z prof. Januszem Reykowskim
Losy słynnego stołu
Poznaj sylwetki uczestników Okrągłego Stołu
Jak doszło do rozmów między władzą a opozycją
Niekończąca się dyskusja o obradach sprzed dwóch dekad
Jak wyglądały przygotowania do Okrągłego stołu
Władza vs społeczeństwo - przed obradami i potem
Przy stole jak w życiu – uczestnicy obrad o swoich oponentach

Jedyna taka szansa

Dziś można tworzyć rozmaite filozofie okołostołowe, ale wtedy w Pałacu trwał ciężki bój o to, kto kogo przechytrzy, przetrzyma. Walka na słowa i strategie. Chociaż z szacunkiem dla przeciwnika: nikt nikogo nie nagrywał potajemnie, nikt nie wynosił informacji objętych embargo. To, że historia tak się potoczyła, jest zasługą ludzi opozycji. Narzucili ton rozmów i nie dali się zepchnąć, pokonać. Liderzy mieli świadomość, że taka szansa długo się nie powtórzy. A może nie powtórzy się wcale.

Najlepszy chwyt wizerunkowy zastosował Adam Michnik: to on, jak wtedy zanotowałam, zaczął rozmawiać z TVP, trzymając przed sobą, jak transparent, teczkę formatu A4 z napisem „Solidarność”. Teraz nie było wątpliwości, kto jest kim i co ma do powiedzenia. Manipulacja odpadała. Był to chyba pomysł Janiny Jankowskiej?

To były czasy, kiedy twarze opozycjonistów nie były w Polsce rozpoznawalne powszechnie. Jeśli państwowa telewizja w ogóle pokazywała któregoś z nich, to z obraźliwym komentarzem. Teraz wreszcie nawet przeciwnicy „Solidarności” mieli okazję przekonać się, że to nie banda oszołomów, chcących zrujnować Polskę. Nazwa związku, napis solidarycą, który przez lata próbowano wyprać z mózgów obywateli, powrócił na ekrany telewizorów. Było to także rozpoczęcie kampanii wyborczej, choć na decyzję o rozpisaniu częściowo wolnych wyborów przyszło czekać w niepewności, niemal do chwili podpisania protokołu końcowego obrad.

Cofka i klincz

W Pałacu było okno prasowe, a ściślej taki szeroki, wygodny parapet, gdzie przesiadywali dziennikarze, oczekując na przerwę w obradach stolików, wertując dokumenty, wymieniając uwagi. Dla TVP obrady relacjonowali Tadeusz Zakrzewski, Marek Barański. I Aleksandra Jakubowska. W sweterku lub czarnej garsonce, białych rajstopach: strasznie ją denerwowała ta solidarnościowa manifestacja. Napracowała się niezmiernie, żeby pomniejszyć rangę tego, co się wówczas działo. Na oknie przysiadał Robert Kozak z BBC, Krzysztof Leski, wtedy dziennikarz Tygodnika Mazowsze, Konstanty Gebert, Krzysztof Bobiński, a czasem także Janina Paradowska. Janka, wtedy dziennikarka Życia Warszawy i rzeczniczka Uniwersytetu Warszawskiego przychodziła zwykle z prof. Henrykiem Samsonowiczem, rektorem UW i członkiem delegacji opozycyjnej. Relacjonowała też obrady stolika ds. młodzieży. W sekretariacie „Solidarności” zwijali się jak w ukropie Beata Chmiel i Jan Dworak. Zawsze mieli gotowe na czas materiały, wiedzieli, kto gdzie obraduje i kto się z kim spotyka, i jeszcze dużo więcej.

Wieczorem odbywały się konferencje prasowe. Janusz Onyszkiewicz, wtedy rzecznik „Solidarności”, spotykał się z dziennikarzami w Hotelu Europejskim. Towarzyszył mu zwykle Piotr Nowina-Konopka, wtedy rzecznik Lecha Wałęsy, i członkowie delegacji opozycyjnej, rozwijano transparent z napisem „Solidarność”, żeby pokazały go światowe telewizje. Przychodził tłum dziennikarzy, choć były okresy, kiedy zainteresowanie Stołem spadało, bo nie było widać końca obrad ani kształtu przyszłego porozumienia. Jeśli jednego dnia chwalono postęp w rozmowach, to nazajutrz zdarzała się cofka i klincz. To właśnie Onyszkiewicz podczas jednej z konferencji powiedział otwarcie, że możliwość zawarcia porozumienia przy Okrągłym Stole stoi pod znakiem zapytania. Władze właśnie przesłały do Sejmu projekty ustaw, nieuzgodnione ze stroną opozycyjną. Była połowa marca, już się zdawało, że cały wielotygodniowy wysiłek diabli wezmą.

Mogło się tak zdarzyć: Okrągły Stół nie miał przecież żadnego umocowania prawnego, był tylko dżentelmeńskim, społecznym porozumieniem. To była bardzo chwiejna noga.

Dziennikarze dzielili się wtedy na opozycyjnych i reżimowych, podobnie jak gazety. Prasa opozycyjna ukazywała się w podziemiu, nielegalnie. Nie dostawała przydziałów papieru, który był towarem reglamentowanym. Dopiero po Okrągłym Stole ten rynek zaczął się gwałtownie zmieniać. Reżimowi i opozycyjni też tworzyli dwa światy, trzymali się osobno, nawet z daleka i traktowali z nieufnością.

Okrągły Stół wykreował wiele słów, które potem zrobiły zawrotną karierę: porozumienie elit, pluralizm, kontrakt polityczny, kontrasygnata, likwidacja nomenklatury, konstruktywne rozwiązanie, mądrość etapu, konsensus, układ sił.

Nie czuło się jakiejś szczególnej inwigilacji, choć przecież było oczywiste, że w tym budynku musi być zainstalowany podsłuch. Przy wejściu nie było kontroli torebek ani kieszeni, na dole była jedna tylko bramka, chyba zresztą nie zawsze czynna. Nigdy nie widziałam, żeby BOR kontrolował osoby uważane przez władzę za wrogów ustroju. Dziennikarze buszowali po budynku bez przeszkód, mogli się przysłuchiwać obradom, rozmawiać, nagrywać, robić zdjęcia. Nikt niczego nie zabraniał: kserowania, czytania protokołów. Uczestnicy obrad, opozycyjni i rządowi, też byli chętni, podczas przerw nie było problemu z rozmową czy nagraniem. Drużyna „Solidarności” zawsze była merytorycznie przygotowana. Mówiła tez innym językiem niż rządowi. Ministrami, prezydentami, premierami, posłami mieli się stać dopiero za chwilę. Albo stracić stanowiska. Wtedy chyba jeszcze tego nie wiedzieli.

Nie było zakazu palenia, wszędzie unosiły się kłęby dymu, nie wyłączając sali plenarnej, gdzie stał stół (choć nie było posiedzeń, poza rozpoczęciem i zakończeniem), a wokół toczyły się rozmowy, towarzyskie i służbowe, i wszyscy się tam spotykali jak na deptaku. Tu się koncentrowało życie i unosił się duch stołu. Zapach fajkowego tytoniu zdradzał obecność prof. Geremka. Obłoki papierosowego dymu otaczały Jacka Kuronia. Była kawa w dzbankach i coctailowe ciasteczka, które roznosili bezszelestnie kelnerzy. Wszyscy spotykali się też przy obiedzie, w stołówce pałacowej. Początkowo strony siadały oddzielnie, z czasem nastąpiło zbratanie, przynajmniej na czas posiłków. Jedzenie było bez wyćwirów, całkiem stołówkowe, dwa dania, kompot i ciasto na deser. Ale stoły zawsze były ładnie nakryte, a obsługa sprawna.

Przeciąganie liny

Zdarzało mi się często przysłuchiwać obradom stolików w pokoju obsługi technicznej. Nagrywano na taśmę przebieg dyskusji i był odsłuch z sali: czuło się atmosferę, temperaturę, udawało się śledzić gry i potyczki. Całą tę walkę, przeciąganie liny, słowo za słowo, cisza, konsternacja, śmiech, podniesione głosy. Dopiero potem sejmowe maszynistki sporządzały protokoły, dostępne właściwie dla wszystkich.  

Kiedy był pat, padało hasło „Magdalenka”. Wiedzieliśmy, że liderzy jadą szukać porozumienia, żartowaliśmy, że się ta Magdalenka strasznie napracuje. Nikt wtedy nie używał słowa zdrada, chyba nie wpadło nikomu do głowy. Chodziło o kompromis. Nazajutrz ustalenia z Magdalenki popychały obrady, nie było tajnych aneksów; widać to zresztą w protokołach, jeśli się nad nimi pochylić.  

– Myślisz, że oni dotrzymają tego, co obiecali? – pytał mnie z niedowierzaniem szwedzki korespondent Peter Johnsson. Zdawało się, że to niemożliwe, skoro Stół był jedynie społeczną umową, ponad głową Sejmu, Rady Państwa, Biura Politycznego. Dochodziły do Pałacu słuchy, że rośnie koalicja przeciwko porozumieniu.

Prace nad protokołem końcowym trwały do ostatniej chwili. Dwaj przewodniczący, Janusz Reykowski i Bronisław Geremek, podpisali protokoły, ciepłe, właśnie przepisane na czysto. Jeszcze nie było pewności czy Alfred Miodowicz, wtedy szef OPZZ, nie zerwie obrad plenarnych. Zakończenie opóźniano, chyba ze dwie godziny trwała nerwówka. Wstrzymaliśmy oddech. Ale udało się.

 

Przeczytaj więcej o okolicznościach obrad  Okrągłego Stołu:

Baczyński, Turski, Wałęsa – rozmowa przed Okrągłym Stołem
Wywiad z prof. Januszem Reykowskim
Losy słynnego stołu
Poznaj sylwetki uczestników Okrągłego Stołu
Jak doszło do rozmów między władzą a opozycją
Niekończąca się dyskusja o obradach sprzed dwóch dekad
Jak wyglądały przygotowania do Okrągłego stołu
Władza vs społeczeństwo - przed obradami i potem
Przy stole jak w życiu – uczestnicy obrad o swoich oponentach

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną