Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Subiektywny przegląd pierwszych spotów eurowyborczych

Zobaczyliśmy pierwsze spoty eurowyborcze. Zobaczyliśmy pierwsze spoty eurowyborcze. Platforma Obywatelska / Flickr CC by 2.0
W zaprezentowanych do tej pory przez partie spotach eurowyborczych populizm miesza się z niepoważnym traktowaniem wyborców i straszeniem konkurencją.

„Prawdziwą stawką tych wyborów jest bezpieczeństwo Polski, dlatego są tak ważne” – mówi w spocie PO Donald Tusk. Premier chce nas przekonać, że Polska potrzebuje stabilnej pozycji w Europie, zaufania sojuszników, silnej gospodarki i przewidywalnego przywództwa. Aby przemówić do wyobraźni wyborców, sztabowcy PO pokazali w spocie archiwalne zdjęcia Tuska ze spotkań ze światowymi przywódcami, m.in. z Barackiem Obamą i Angelą Merkel. Jarosław Kaczyński, który nie miał dobrej passy w polityce i więcej w nim fobii niż otwartości na świat, w kontekście spotu Platformy wypada raczej słabo. Szef kampanii PO europoseł Tadeusz Zwiefka: – Chcemy, aby dyskusja podczas kampanii do europarlamentu dotyczyła spraw najważniejszych dla Polaków i Polski, ale w kontekście europejskim.

Platforma, tak samo zresztą jak PiS, już nas przyzwyczaiła, że odwołuje się w kampaniach do ludzkich lęków. Tym razem nie straszy PiS-em wprost, ale okrężną drogą daje do zrozumienia, że w związku z wydarzeniami na Ukrainie tylko pod skrzydłami PO możemy czuć się bezpiecznie. Kilkosekundowe zbliżenia na rafinerię są oczywistym przekazem, że tylko PO poradzi sobie w razie, gdyby Rosja zahamowała dostawy gazu. Ten spot i wypowiedzi premiera z ostatnich tygodni nie pozostawiają wątpliwości, że PO postanowiła wykorzystać kryzys na wschodzie Europy. „Bezpieczeństwo” – to słowo-klucz, które ma otworzyć Tuskowi drzwi do wyborczego zwycięstwa. Platforma ryzykuje jednak, że ukraińskie emocje przygasną do końca eurokampanii, a wtedy na pewno nie będą impulsem do wyjścia z domu w wyborczą niedzielę.

Kto jest bardziej obciachowy?

Sztabowcy PiS w pierwszym spocie wykładają wszystkie karty na stół i w bardzo bezpośredni sposób uderzają w Platformę. Nie silą się na żadne subtelności czy metafory. Główne role w spocie rozdzielono między Jacka Protasiewicza (pijany na lotnisku we Frankfurcie), Michała Boniego (sprawca ACTA), Jacka Rostowskiego (zadłużył Polskę bardziej niż Gierek) i Michała Kamińskiego (z niską frekwencją w PE), którzy „mieli godnie reprezentować Polskę w Parlamencie Europejskim. Przynieśli wstyd na całą Europę”. Wojciech Jabłoński, specjalista od marketingu politycznego, jest zdziwiony takim doborem repertuaru w przekazie kampanijnym PiS: – Partia zdecydowała, że będzie działała na froncie kampanii negatywnej i pokazywała, że przeciwnik nic nie potrafi. Sprawy tak medialne, jak rodzice dzieci niepełnosprawnych, edukacja czy służba zdrowia, aż proszą się, żeby je punktować.

Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź piarowców Platformy. Opublikowali oni w internecie klip bardzo podobny w formie i przekazie do tego, co powstało w sztabie PiS. Spotem o wielce wymownym tytule: „PiS, obciach w Polsce, obciach w Europie”, licytują się z głównym przeciwnikiem naobciachowość polityków. Przypominają Adama Hofmana („chwalił się pracownicom wielkością swojego penisa”), Karola Karskiego („wyrok w cypryjskim sądzie za demolkę hotelu”) i Krystynę Pawłowicz („nazwała flagę Unii szmatą”).

Spoty PiS i PO nie dość, że są mało merytoryczne, to jeszcze wprowadzają wyborców w błąd. Adam Hofman i Krystyna Pawłowicz nie kandydują do Parlamentu Europejskiego, ale PO i tak nie omieszkała wspomnieć o ich wpadkach i kontrowersyjnych wypowiedziach. PiS klipowymi tekstami o tym, że Michał Boni i Jacek Rostowski „mieli godnie reprezentować Polskę w Parlamencie Europejskim. Przynieśli wstyd na całą Europę”, też mija się z prawdą, bo obaj politycy, jeśli powiedzie im się w wyborach, będą brukselskimi debiutantami.

Palikot straszy PiS-em

Janusz Palikot wszedł w buty PO i w prostym kampanijnym przekazie straszy PiS-em. Z wewnętrznych badań, które zamówił Twój Ruch, płynie jasny wniosek, że elektoratu Palikota nic tak nie zmobilizuje do głosowania, jak widmo powrotu Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego już w pierwszych kadrach spotu odwołuje się do symboli IV RP. Pokazuje fikcyjną akcję funkcjonariuszy CBA, którzy o 6 rano budzą małą, wtuloną w maskotkę dziewczynkę i zabierają ze sobą jej rodziców. Jeden z funkcjonariuszy „melduje wykonanie zadania” swojemu prezesowi. W kolejnej scenie, w klubie nocnym, uderza podobieństwo jednego z aktorów do Adama Lipińskiego (wiceprezesa PiS, współodpowiedzialnego za kampanię do PE). Wznosząc toast, woła, „żeby tylko w czasie kampanii tabletek nie pomylił”. To nasuwa oczywiste skojarzenia z poprzednią kampanią PiS, w której – jak pamiętamy – zaskakująco pozytywny wówczas partyjny przekaz Jarosław Kaczyński tłumaczył tym, że będąc w żałobie po katastrofie smoleńskiej brał tabletki.

Jedyną propozycją, jaką ma dla nas szef koalicji Twój Ruch Europa Plus i którą dzieli się z nami Janusz Palikot w tym spocie, jest „niedopuszczenie do rządów politycznych knurów”, czyli zatrzymanie Jarosława Kaczyńskiego.

Co mają emerytury ubeków do Parlamentu Europejskiego?

Ze wszystkich pokazanych do tej pory spotów najdalej od unijnych tematów lokuje się klip Solidarnej Polski. Partia Zbigniewa Ziobry tak bardzo chce pokazać, że nie marnuje czasu przy Wiejskiej, że aż ociera się o śmieszność. Przypominają, jak dzielnie walczyli o uchwałę ws. upamiętnienia Ryszarda Kuklińskiego i o tym, że zablokowali – jak sami mówią – „haniebną uchwałę o Okrągłym Stole”. W klipie wysokie emerytury „ubeków i morderców” zestawiają z problemami ludzi, którzy „nie mają za co dożyć do pierwszego”. Przypominają, że jako jedyna parlamentarna partia nie mają dotacji budżetowych (nie mają do nich prawa, bo nie brali jeszcze samodzielnie udziału w żadnych wyborach) i sugerują, że inni opłacają pomyślne dla swoich partii sondaże. Tylko co ma do tego wszystkiego Parlament Europejski, bo przecież o eurowybory w tej kampanii chodzi? Dokładnie nic. Ziobryści, prezentując taki spot, liczą na to, że wszystkim podniesie się polityczne ciśnienie. Liderzy Solidarnej Polski (Kurski, Ziobro, Cymański, Mularczyk, Kempa, Jaki) najwyraźniej nie znaleźli innego sposobu, by zwrócić na siebie uwagę.

Jedność w Sejmie

W pierwszych spotach wyborczych widać, że tylko ludowcy budują kampanijny przekaz na pozytywnych emocjach. W pierwszym – PSL stawia na prostą formę i zamiast filmików pokazuje animowane infografiki. Eksponuje w nich pojęcia, które maja łączyć: codzienność, dom, ulica, wszyscy wspaniali ludzie. Partia z zieloną koniczynką w logo chce kupić wyborców hasłem „Tradycja – nowoczesność – Polska”. Czy to dobry pomysł na kampanię? Na pewno wyróżnia ludowców na tle agresywnej politycznej konkurencji. Tylko że PSL taką krainą łagodności chce nas do siebie przekonać za każdym razem. Łączenie tradycji z nowoczesnością forsował już odwołany z funkcji prezesa Waldemar Pawlak. Granie ciągle tą samą kartą na pewno nie przyniesie ludowcom nowych głosów, a jedyne, co mogą sobie taką kampanią zagwarantować, to wierność swojego elektoratu. Nic ponadto.

Również Jarosław Gowin chce przekonać do siebie wszystkich stęsknionych za polityczną zgodą i jednością. „Wyobraź sobie, że Polska znowu jest razem. Wyobraź sobie, że w Sejmie panuje zgoda, a politycy spierają się tylko o to, jak obniżyć podatki” – zwraca się do wyborców w pierwszym klipie wyborczym Jarosław Gowin, szef Polski Razem.

Prawie wszystkie zaprezentowane do tej pory klipy są przerysowane i bardzo proste w przekazie. – Są łopatologiczne, tak bardzo czarno-białe, że mogą obrażać inteligencję wyborców – ocenia Eryk Mistewicz, specjalista od marketingu politycznego. Już samo żądanie PiS-u, by Tusk udostępnił Kaczyńskiemu swój premierowski gabinet do nakręcenia klipu wyborczego, świadczy o skoncentrowaniu opozycji na politycznych wojenkach. Jarosław Gowin mówi w spocie o jedności w Sejmie, Platforma pokazuje ludzi PiS, którzy nie startują w wyścigu o eurofotele, a partia Jarosława Kaczyńskiego rozlicza PO za przynoszenie „obciachu w Parlamencie Europejskim” przez tych, którzy euromandatów nie mieli.

Partie traktują majowe eurowybory jako test popularności przed maratonem wyborczym (samorządowe, prezydenckie, parlamentarne). Sztaby są przekonane, że wyniki mogą znacząco wpłynąć na rozstrzygnięcia w kilku kolejnych wyborach krajowych w Polsce – dodać partyjnym elektoratom animuszu lub pogrążyć je w beznadziei. Armand Ryfiński (Twój Ruch) mówi wprost, że to będzie sprawdzian tego najtwardszego elektoratu, bo frekwencja jest dużo niższa niż w przypadku innych wyborów. Jednak w eurokampanii wyborcy mają prawo oczekiwać szerokiej debaty, propozycji i rozwiązań wykraczających poza nasze polskie polityczne podwórka. Na razie żaden klip nawet tego nie obiecuje.

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną