Ks. Lemański poinformował, że taki zakaz otrzymał od władzy kościelnej, czyli zapewne z kurii warszawsko-praskiej, której jako duchowny podlega.
Kościelna władza nie podała powodów nowej kary, którą mu wymierzyła. Ks. Lemański zaznacza, że zakaz dotyczy tylko jego byłej parafii w Jasienicy, z której został przeniesiony na emeryturę w atmosferze konfliktu parafian broniących Lemańskiego z ordynariuszem abp. Henrykiem Hoserem i jego urzędnikami.
A zatem mamy eskalację konfliktu, ale nie wiemy, z jakiego konkretnie powodu czy pod jakim pretekstem. To dość typowe w informacyjnej polityce Kościoła. Na razie portale katolickie, na czele z Katolicką Agencją Informacyjną, o sprawie milczą. Wiadomo, niewygodna.
Niewygodna, bo sami parafianie, Lud Boży, w Jasienicy nadal są podzieleni na tle usunięcia ich ulubionego i szanowanego kapłana. Zwykli katolicy, a nie jakieś „liberalne niby-elity”, domagają się dla Lemańskiego sprawiedliwego i uczciwego traktowania w Kościele. Deklarują, że sprawy abp. Hoserowi nie zapomną, gorszą się jego bezdusznością.
Skoro sama kuria nic nie mówi, zachęca do spekulacji. Nie tylko o pamiętliwość biskupa tu może chodzić, może to obecny proboszcz w Jasienicy nie może ścierpieć, że ks. Lemański tu się nadal pojawia. Że jego obecność, choćby krótka, jest jak wyrzut sumienia. I faktycznie może tak być odebrana. Ks. Lemański jest szykanowany za swój styl duszpasterski, a może i za poglądy. Co zrobić z takim wyrzutem sumienia? Usunąć księdza z pola widzenia. Schować głowę w piasek: nie widzimy, nie ma problemu.
Dzieje się to w epoce papieża Franciszka, który – mimo próśb o interwencję – nie zajął dotąd stanowiska w sprawie tych szykan, i pewno nie zajmie. Za to polscy biskupi po spotkaniu z nim utwierdzili się w przekonaniu, że są w porządku we wszystkim, co robią i mówią. Dlatego abp Hoser mógł prawić w najnowszej niedzielnej homilii o sprawiedliwości, a jego kurialiści w tym samym czasie mogli okładać sankcjami Lemańskiego i nikt nie widział w tym gorszącej obłudy.