Będę miłościwy i powiem, że są podstawy do zadowolenia po stronie Jarosława Kaczyńskiego. Wynik jest po prawdzie bliski remisu, ale – co ważne – PiS w porównaniu z poprzednimi wyborami do europarlamentu znacznie zwiększył poparcie dla siebie, zdobył o kilka mandatów więcej, gdy konkurenci jednak zanotowali pewne straty.
A może najważniejsze, że wszyscy rozłamowcy, wszyscy wyrzuceni i porzuceni przez PiS byli koledzy wylądowali na marginesie, i to w sposób dość upokarzający? Zwłaszcza że byli bardzo buńczuczni. Lista jest długa i znacząca, ale najistotniejsze jest to, że poszedł oto komunikat, że nie ma żadnej konkurencji po prawej stronie dla PiS i że tylko z nadania i z przyzwolenia Jarosława Kaczyńskiego można skutecznie po tej stronie politykować. A też, o czym się jakoś nie mówi, bo nie wypada, ale mina choćby byłego europosła Jacka Kurskiego pokazuje, jak to przykro stracić wikt i opierunek w Brukseli.
PiS może być zadowolony, że po prawej stronie nie ma ani ugrupowania Ziobry, ani ugrupowania Gowina, a jest Korwin-Mikke, którego można wziąć w nawias i tylko cieszyć się, że jest równie nieprzyjemny dla PiS, jak i dla PO, a może wręcz bardziej.