Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Były szef BOR: politycy są podsłuchiwani, bo nie wyciągają wniosków z przeszłości

Aleksander Kwaśniewski i Grzegorz Mozgawa podczas święta BOR w czerwcu 2005 roku. Aleksander Kwaśniewski i Grzegorz Mozgawa podczas święta BOR w czerwcu 2005 roku. Krzysztof Pacuła / Forum
Służąc w BOR ponad 20 lat, mogę powiedzieć, że jeśli chodzi o zachowanie polityków, niewiele mnie zdziwi – mówi Grzegorz Mozgawa, były szef Biura Ochrony Rządu.

Grzegorz Rzeczkowski: – Bardziej panu wstyd za funkcjonariuszy BOR czy za polityków?
Grzegorz Mozgawa:
 Na pewno nie wstydzę się za BOR. Znając obecne kierownictwo biura, ludzi, którzy tam pracują, i możliwości BOR, jestem przekonany, że wykonali to, co do nich należało.

Wstydzi się pan za polityków?
Trudno mówić o wstydzie. Służąc w BOR ponad 20 lat, mogę powiedzieć tylko tyle, że jeśli chodzi o zachowanie polityków, niewiele mnie zdziwi.

A co w sprawie ostatnich podsłuchów pana dziwi?
Raczej zastanawia, dlaczego nie wyciągają wniosków z przypadków, które ostatnio zdarzają się nagminnie. Tym bardziej, że mocno odczuli ich konsekwencje.

Co ma pan na myśli?
Choćby to, co stało się po ujawnieniu nagrań z udziałem szefa kółek rolniczych Władysława Serefina. Przypomnę, że sprawa zakończyła się dymisją ministra rolnictwa. Mieliśmy jeszcze m.in. sprawę taśm Renaty Beger i wiele innych. Tego typu sytuacje się zdarzają, dlatego dziwię się, że politycy nie wyciągają z nich wniosków.

A dlaczego nie wyciągają?
Może to wynikać z pewnego braku zaufania do służb, które odpowiadają za ich bezpieczeństwo, w tym do BOR. Ale może to również wynikać z przekonania, że miejsca, które wybierają do spotkań, są w ich mniemaniu bezpieczne. Efekt jest taki, że możliwości naszych służb w kwestii zapewnienia politykom bezpieczeństwa, w tym przed podsłuchami, nie są wykorzystywane.

Służby mają narzędzia, by zabezpieczyć np. restauracyjny VIP-room?
Oczywiście, że mają. W ramach pracy prewencyjnej, która obejmuje również sprawdzenie pirotechniczne i radiologiczne.

To w czym problem? Dlaczego z nich nie skorzystały?
W tym, że aby dokonać kompleksowej kontroli antypodsłuchowej, BOR powinien być uprzedzony o spotkaniu z odpowiednim wyprzedzeniem, by funkcjonariusze mieli czas dokładnie sprawdzić pomieszczenie. Tego nie da się zrobić w pięć minut, przede wszystkim ze względu na sprzęt, który trzeba użyć, i procedury. Może osoby podsłuchane, czyli m.in. szefowie NBP i MSW, o tym nie wiedziały, choć nie za bardzo w to wierzę, bo powinny wiedzieć. Zresztą same nie musiały prosić o to BOR, mogli to zlecić np. upoważnieni do tego ich współpracownicy.

Broni pan swoich dawnych podwładnych z BOR.
Osoby chronione przez biuro codziennie odbywają wiele spotkań, także na mieście (choć można powiedzieć, że odbywały, bo po tej sprawie pewnie ich już nie będzie albo będzie ich zdecydowanie mniej). BOR nie jest w stanie, nie będąc uprzedzonym, sprawdzać w każdym z tych miejsc, czy ktoś założył podsłuch. Nie jest też w stanie do każdego wstawiać zagłuszarki. To po prostu niewykonalne.

Ale to BOR teraz zbiera cięgi.
Niesłusznie. Szczególnie w przypadku tak doświadczonych polityków jest dziwne, a wręcz nienaturalne, że żaden z nich nie wnioskował do służb o sprawdzenie restauracji.

A co jeśli takiej możliwości nie było, bo spotkania były umawiane z niewielkim wyprzedzeniem?
Nie za bardzo w to wierzę, ale nawet jeśli rzeczywiście było tak, to każdy polityk powinien zdawać sobie sprawę, że w miejscu niesprawdzonym pod kątem podsłuchów nie powinien rozmawiać na tematy wrażliwe. Jeśli spotkanie było umawiane na szybko, mogli spotkać się w swoich biurach, gdzie są pomieszczenia chronione przed podsłuchami.

Tylko nawet to mogłoby nie wystarczyć, skoro – jak twierdzi m.in. „Gazeta Wyborcza” – w sprawę podsłuchów mógł być zaangażowany jeden z ważniejszych oficerów biura, wcześniej odsunięty m.in. za przekazywanie informacje mediom.
Nie chce mi się w to wierzyć, szczególnie biorąc pod uwagę skalę zjawiska. Ale oczywiście osoba, która uważa, że została skrzywdzona, może zachować się w różny sposób. Jeśli rzeczywiście w ten proceder był zaangażowany funkcjonariusz BOR, byłaby to plama na honorze firmy.

* Grzegorz Mozgawa, generał dywizji rezerwy, szef Biura Ochrony Rządu w latach 2001–2005. Obecnie jest prezesem zarządu firmy zajmującej się ochroną.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną