Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Przed premierą

Ewa Kopacz na czele rządu: jakim wyzwaniom musi sprostać?

Ewa Kopacz przeszła w polityce długą drogę, ma wiele kwalifikacji dziś jeszcze niedostrzeganych i ma charakter oraz opinię takiej, która żadnej pracy się nie boi. Ewa Kopacz przeszła w polityce długą drogę, ma wiele kwalifikacji dziś jeszcze niedostrzeganych i ma charakter oraz opinię takiej, która żadnej pracy się nie boi. Krystian Maj / Forum
Pytanie, z jakim musi się dziś zmierzyć Ewa Kopacz, brzmi: czy będzie prawdziwą szefową partii i rządu czy tylko zastępcą Tuska do spraw kraju?
Czy premier obdarzył ją zaufaniem, bo była lojalna i nigdy nie prowadziła przeciwko niemu żadnych politycznych gier, czy też dostrzegł coś więcej.Marcin Kaliński/Wprost/PAP Czy premier obdarzył ją zaufaniem, bo była lojalna i nigdy nie prowadziła przeciwko niemu żadnych politycznych gier, czy też dostrzegł coś więcej.
Ewa Kopacz była przygotowywana na następcę Tuska w sytuacji, kiedy inni potencjalni rywale z pola walki zrejterowali.Mariusz Grzelak/EAST NEWS Ewa Kopacz była przygotowywana na następcę Tuska w sytuacji, kiedy inni potencjalni rywale z pola walki zrejterowali.

Ewa Kopacz, obecna marszałek Sejmu, zostanie premierem i przewodniczącą partii rządzącej, przejmie więc formalnie cały spadek po Donaldzie Tusku. Łącznie z zadaniem przeprowadzenia i wygrania kolejnych kampanii wyborczych, z których najbliższa samorządowa już w listopadzie, a najważniejsza, parlamentarna, za rok. Przejmie też partię z działaczami o wielkich, często zawiedzionych ambicjach, które dotąd poskramiał jedynie autorytet szefa. Będzie musiała udowodnić Bronisławowi Komorowskiemu, którego powściągliwość wobec jej kandydatury była może aż nazbyt widoczna, że potrafi współpracować i pomoże mu wygrać wybory prezydenckie, bo wysokie osobiste notowania to nie wszystko, ważne są jeszcze struktury partyjne i pieniądze.

Na Ewę Kopacz spada więc ciężar, wydawać by się mogło, nie do udźwignięcia, tym bardziej że nie ma takiego autorytetu w partii, jaki ma Tusk. Nikt go zresztą nie ma. Tusk jako szef rządu, uwodzący w kampaniach wyborców, polityk o wybitnej sprawności, poprzeczkę zawiesił wysoko. A o Ewie Kopacz powiedziano natychmiast: niesamodzielna, bez charyzmy, marionetka Tuska, kierowana z tylnego siedzenia, żołnierz i ochroniarz premiera. Bez względu na trafność czy bezsensowność takich złośliwych opinii są one faktem i towarzyszą Ewie Kopacz na starcie. Co więc może przesądzić o jej sukcesie? Co może być zaczynem porażki?

Doktor Ewa

Można namalować kilka różnych portretów Ewy Kopacz. Najsympatyczniejszy i najmniej kontrowersyjny jest ten kobiecy, a już zwłaszcza z okresu młodości. Oto dziewczyna wywodząca się z robotniczej rodziny (matka, krawcowa, o silnym charakterze, ojciec – frezer, raczej spokojny i uczuciowy) od najmłodszych lat przyzwyczajona do pracy i do samodzielności. Decyduje się na studia medyczne w Lublinie, uczy się z pasją, wyniki ma bardzo dobre, chce być chirurgiem, ale ustępuje namowom i wybiera pediatrię, a potem dodatkowo medycynę sądową. W sumie zalicza ponad 25-letni staż lekarski i zbiera bardzo dobre opinie.

Męża poznaje w pociągu na trasie Lublin–Radom, pobierają się, mają jedną córkę Kasię i są zgodnym małżeństwem przez lat prawie dwadzieścia. Potem się rozstają. W tym portrecie można znaleźć miejsce na furę kręconych włosów, które starała się rozprostowywać, aby pozbyć się przezwiska Pudelek, na jakieś młodzieńcze, niezbyt szczęśliwe romanse, pasje sportowe – biegi na 400 czy 800 m, brak umiejętności gotowania i przyzwyczajenie do sterylnej wręcz czystości. Zawsze wszystko sprzątała. I tak zostało do dziś. Można wręcz odnieść wrażenie, że sprzątanie to dla Ewy Kopacz forma odpoczynku.

Nawet teraz, mieszkając w Domu Poselskim, w dość marnym i dusznym niby-apartamenciku (nigdy, wzorem większości posłów, nie wynajęła mieszkania), wieczorami wyjmuje miednicę i pierze, aż do ostatecznego zmęczenia. To ją uspokaja. W portrecie kobiecym Ewy Kopacz muszą się jeszcze zmieścić: brak wyrazistszego makijażu, buty na bardzo wysokich obcasach (nawet trasę Marszu Niepodległości w takich przemierzyła wraz z prezydentem Komorowskim, a o stanie swoich nóg po jego zakończeniu rozmawiać specjalnie nie chce) oraz wiszące, choć raczej skromne kolczyki. Strój obowiązkowy – kostium, garsonka, stonowane kolory, brak ekstrawagancji, nie licząc trochę fantazyjnie wiązanych apaszek, które pojawiły się niedawno.

Kontrowersje w kreśleniu portretu Ewy Kopacz zaczynają się nieco później. Początek jej politycznej kariery, kiedy walczyła o swoje miejsce w polityce radomskiej, a potem mazowieckiej, niczym specjalnym się nie wyróżnia. Wstąpiła w ślad za mężem do Unii Wolności, przeszła do Platformy (Paweł Piskorski twierdzi, że pod jego wpływem, i faktem jest, że to on wywalczył dla niej pierwsze miejsce na radomskiej liście do Sejmu w 2001 r.), próbowała gier partyjnych na regionalnym szczeblu. Z różnym powodzeniem.

Zdecydowanie lepiej wiodło się jej w pracach poselskich, gdzie szybko błysnęła, ponieważ ówczesny minister Mariusz Łapiński właśnie obalał reformę służby zdrowia rządu Buzka. Ewa Kopacz jako posłanka walczyła z Łapińskim z wielką pasją, tak w komisji, jak i na forum plenarnym. Dała się zauważyć, tym bardziej że ta walka okazała się w dużej mierze skuteczna: Trybunał Konstytucyjny zakwestionował znaczną część reform Łapińskiego. W klubie PO była raczej lubiana jako „podręczna pani doktor”, która receptę napisze, porady udzieli, pomoże. W następnej kadencji została szefową komisji zdrowia i był to awans naturalny. A potem już poszło nienaturalnie szybko: w pierwszym rządzie Donalda Tuska została ministrem zdrowia, w kolejnej kadencji marszałkiem Sejmu, formalnie drugą osobą w państwie.

Protegowana

Sejm jest środowiskiem plotkarskim i chętnie obgaduje panią marszałek. Królowa chaosu, niezrównoważona emocjonalnie, histeryczka trzaskająca drzwiami (premierowi), krzycząca, że herbata za mało słodka (to do sekretarki), bez pomysłów, ale z tupetem, a jednocześnie ktoś, komu wolno więcej niż innym, bo cieszy się poparciem i zaufaniem Donalda Tuska – takie opinie krążą dość powszechnie. To zaufanie premiera, które wyniosło ją do władzy, najczęściej tłumaczone jest pomocą, jaką z oddaniem świadczyła premierowi w chorobie siostry i matki, a także bezwzględną lojalnością wobec niego samego. Jeżeli w karierze Ewy Kopacz jest jakaś zagadka, to właśnie tutaj.

 

Czy premier obdarzył ją zaufaniem, bo była lojalna i nigdy nie prowadziła przeciwko niemu żadnych politycznych gier, czy też dostrzegł coś więcej – polityczną intuicję, waleczność, odwagę, a więc cechy, których większość polityków Platformy, nawet tych o największych ambicjach, jest raczej pozbawiona? Trudno przecież uwierzyć, by Tusk, polityk niezwykle doświadczony, momentami brutalny, znający kulisy politycznych rozgrywek i prowadzący je od lat z sukcesem, w kreowaniu następcy kierował się wyłącznie względami sentymentalnymi.

A przecież nie ulega wątpliwości, że to Ewa Kopacz była przygotowywana na następcę Tuska w sytuacji, kiedy inni potencjalni rywale z pola walki zrejterowali, jak Grzegorz Schetyna, czy polegli, jak Jarosław Gowin. Zwłaszcza istotny jest tu Schetyna, któremu miejsce osoby numer dwa w partii przysługiwało od zawsze, z tytułu długich lat bardzo bliskiej współpracy z Tuskiem i rzeczywistych zasług w konsolidowaniu Platformy w okresie tworzenia.

Po kolejnych partyjnych porażkach Schetyny (w których oczywiście Tusk miał swój udział) to właśnie Ewa Kopacz zajęła miejsce przy tym słynnym stoliku w gabinecie premiera, gdzie zbierał się wcześniej jego najbliższy kilkuosobowy sztab decydujący o politycznych zadaniach i wyzwaniach. Fakt, że to Kopacz została kandydatką na premiera i obejmie kierowanie partią, jest więc dość oczywistą konsekwencją wcześniejszych wydarzeń i decyzji Tuska.

Pani minister

W chwili, kiedy staje przed największym wyzwaniem w życiu, cała jej przeszłość znowu znajdzie się pod lupą. Najwięcej kontrowersji budzi działalność Ewy Kopacz jako ministra zdrowia. Nie zaproponowała nowego systemu, zrobiła bałagan przy refundacji leków, rozgrzebała sprawy i przeniosła się na o wiele łatwiejszą funkcję marszałka Sejmu – to jest dość częsta recenzja. Ale pobieżna. Otóż żadna partia w Polsce nie ma zwartego poglądu na temat systemu ochrony zdrowia, a wszelkie pomysły są polem politycznych bitew, by przypomnieć straszenie przez PiS prywatyzacją, którą jakoby chciała przeprowadzić dochodząca wówczas do władzy PO.

Ewa Kopacz po ministrze prof. Relidze dostała w spadku trochę luźnych pomysłów, gdyż nie istniało nic takiego jak „plan Religi”, na który tak chętnie powołuje się do dziś PiS. Ta partia zresztą chce finansowania budżetowego, ale nie bardzo wiadomo, co więcej. Tymczasem Ewa Kopacz z wielkimi kłopotami, ale przeprowadziła przez Sejm ustawę o przekształceniach szpitali, co umożliwiło ich oddłużenie. Starła się z potężnym lobby farmaceutyczno-aptekarskim przy okazji ustawy refundacyjnej, która dziś uchodzi za jedną z najlepszych w Europie i racjonalizuje wydatki na ochronę zdrowia na prawie miliard złotych. Uregulowała zaległości płacowe pielęgniarek i położnych, na wysoki poziom podniosła ratownictwo medyczne. To ona zwiększyła liczbę etatów stażowych, ułatwiła specjalizacje.

Może ten program nie został doprowadzony do końca, ale stanowił znaczący przełom. Dziś najczęściej wspomina się, że przeciwstawiła się zakupowi podejrzanych szczepionek w momencie zagrożenia świńską grypą (dostała za to owację w Brukseli) czy o ekskomunice, która omal na nią nie spadła, gdy nieletniej wskazała klinikę, gdzie można przeprowadzić aborcję. Jednak gdy z perspektywy czasu patrzymy na dokonania Ewy Kopacz w Ministerstwie Zdrowia, okazuje się, że ta „królowa chaosu” zrobiła o wiele więcej niż jej poprzednicy. A przecież jeszcze wykazała się niepospolitą odwagą i wrażliwością po katastrofie smoleńskiej, kiedy stanęła do dramatycznej misji identyfikacji zwłok, za co zamiast podziękowań do dziś spotykają ją ataki ze strony tych, którzy wówczas żadnej odwagi cywilnej nie mieli. W dodatku już zapowiadają, że będą jej Smoleńsk wypominać. W polskiej polityce, jak widać, nie ma poczucia wstydu.

Marszałkini

Czy da sobie radę jako marszałek Sejmu? – pytano, gdy obejmowała stanowisko po Grzegorzu Schetynie. Schetyna cieszył się znakomitą opinią, pełniąc tę funkcję. Uznawany był za marszałka otwartego, łagodzącego konflikty i polityczne kanty. W dodatku czasem przeciwstawiającego się rządowi, a więc samodzielnego. Marszałek Kopacz wydaje się jego przeciwieństwem – przede wszystkim jest absolutnie lojalna wobec rządu, a już zwłaszcza premiera, bardziej zamknięta w gabinecie w towarzystwie osób ze swojego najbliższego – raczej technicznego niż politycznego – otoczenia, czy kilku zaprzyjaźnionych posłanek niż otwarta na kolejki posłów, którzy zawsze do marszałka Sejmu mają sprawy. Nie ma dobrych relacji z kierownictwem klubu swojej partii, można wręcz odnieść wrażenie, że najlepiej współpracuje się jej z wicemarszałkiem Jerzym Wenderlichem z SLD. Ten pewien brak otwartości stoi w wyraźnej sprzeczności z charakterem pani marszałek, która budzi sympatię, szybko skraca dystans, nie celebruje swego stanowiska.

 

Jako marszałek Sejmu ma jednak sporo sukcesów. To za jej czasów proces legislacyjny stał się przejrzysty – każdy może w internecie prześledzić w każdym momencie tok prac nad projektami ustaw. Nigdy nie było takiego rozmachu inwestycyjnego, związanego tak z bezpieczeństwem Sejmu, jak i przygotowaniem budynków dla wycieczek, dla sejmowych komisji, w tym wreszcie odpowiednich pomieszczeń dla komisji do spraw służb specjalnych. Wszystkie projekty ustaw znów kierowane są do komisji ustawodawczej, co ma znaczenie dla późniejszej legislacyjnej poprawności.

Nie jest też prawdą, że marszałek Kopacz w sposób szczególny korzysta z tego, co potocznie nazywa się sejmową „zamrażarką”. W ostatnich dniach PiS szermuje przykładem tak zwanego pakietu demokratyzacyjnego, który jakoby w niej leży. Otóż nie leży, został zwrócony klubowi w celu przedstawienia kosztów projektu (m.in. instalacja kamer w każdej komisji wyborczej i innych zabezpieczeń). Niestety, inicjatorzy projektu milczą, najwyraźniej chodziło o gest, że oto projekt składamy, a jeśli nie wejdzie w życie, to przecież nikt nie będzie dochodził dlaczego, obciąży się winą marszałka Sejmu i koalicję rządzącą. Obrady Ewa Kopacz prowadzi sprawnie i zdecydowanie. Z wyćwiczoną na medycynie pamięcią uczy się błyskawicznie, sejmowy regulamin opanowała w jedną noc i trudno zastawić na nią jakąś pułapkę.

Kierowniczka?

Ewa Kopacz przeszła więc w polityce długą drogę, ma wiele kwalifikacji dziś jeszcze niedostrzeganych i ma charakter oraz opinię takiej, która żadnej pracy i odpowiedzialności się nie boi. Czy to wszystko uczyni z niej dobrego premiera i dodatkowo partyjnego lidera? Tu zaczynają się pytania o rządowe personalia, o to, w jakiej mierze będzie on jej propozycją autorską, i o relacje z partią. Nie zanosi się na jakąś personalną rewolucję, raczej roszady i kilka podmianek. Najważniejsze pytanie dotyczy Radosława Sikorskiego, którego odejście z MSZ byłoby dużą niespodzianką; mówi się w tym kontekście o zadawnionym konflikcie z prezydentem Komorowskim. Czy, gdyby odszedł, zostanie marszałkiem Sejmu? Być może do rządu wróci Cezary Grabarczyk, a odejdzie Bartosz Arłukowicz, może także Mateusz Szczurek. Nie jest jasne, kto ma zostać główną postacią rządu do spraw gospodarczych. Ale widać, że Ewa Kopacz postawi raczej na kontynuację, nie na przełom, traktując rząd wciąż jako quasi-gabinet Tuska, który, po pewnych zmianach, ma dokończyć kadencję.

Zwłaszcza że jest oczywiste, iż skład gabinetu musi rodzić się we współpracy z Donaldem Tuskiem, bo ten nadal szefuje partii. Ale jego twarzą będzie już Ewa Kopacz, to ona musi mieć zaufanie do swoich ministrów. Można jednak przyjąć, że rząd, który ma już projekt budżetu i nakreślony przez premiera pakiet socjalny, czyli sprawy z grubsza na rok poukładane, nie jest aż tak wielkim wyzwaniem. Dla opinii publicznej ważny będzie styl działania, to po nim będzie głównie oceniana. Panuje przekonanie, że jako kobietę trudniej ją będzie zaatakować. W polskiej polityce ten pogląd się nie sprawdza, Kopacz atakowana jest od zawsze, swoje przeszła też Elżbieta Bieńkowska.

Spotyka ją też zarzut braku wykrystalizowanych opinii choćby na kwestie ekonomiczne. Wydaje się, że w tej mierze poglądy Kopacz mieszczą się w głównym nurcie Platformy, a to ugrupowanie, jak też sam premier Tusk, traktuje doktryny – co pokazała praktyka – elastycznie. W zależności od bieżącej politycznej taktyki i legislacyjnych potrzeb poglądy platformerskie oscylują pomiędzy liberalizmem, socjaldemokracją czy tzw. łagodnym populizmem. Ale są też w PO istotne ideowe podziały, konserwatyści, którzy nie zniknęli wraz z odejściem Gowina, liberałowie i osoby o bardziej lewicowej wrażliwości. Tuskowi, czasami z dużym trudem, udawało się jakoś godzić te frakcje. Teraz spadnie to na nową szefową, której jako arbitrowi trudno będzie się zaangażować po jednej ze stron ideologicznego sporu (choćby w kwestii in vitro). Ona będzie musiała godzić.

Nie zanosi się więc na to, że nowa premier będzie realizować bardziej określoną, wyostrzoną wizję w sprawach gospodarczych albo że nagle stanie na czele obyczajowej rewolucji. Pójdzie raczej ścieżką Tuska, proponując aksamitne zmiany i bardzo ostrożne reformy, bo czas wyborów to dla polityków sygnał, że trzeba wstrzymać co bardziej ryzykowne eksperymenty. To, że pierwszy rok premierowania Ewy Kopacz przypadnie właśnie na wyborczy okres, jest dla niej zarówno szansą, bo niby zwalnia ją z obowiązku ostrego, wyrazistego startu z daleko idącymi reformami, ale może też hamować w proponowaniu oryginalnego programu, w zdobyciu autonomii i wypracowaniu własnej politycznej marki.

Największym wyzwaniem pozostaje partia. Dotychczas przyszła pani premier miała partyjne poparcie, bo niezależnie od własnych zasług, bardziej lub mniej docenianych, pochodziła z nadania Tuska, a więc zwolennicy przewodniczącego zabiegali o jej względy. Trudno jednak uznać, że miała jakieś specjalne polityczne afiliacje, wyjąwszy otoczenie premiera oraz zespół kobiet PO, dla których stworzyła specjalne forum dyskusyjne. Takie żeby pogadać o polityce i opowiedzieć sobie, co w Sejmie ważne. Teraz to już nie wystarcza: Tusk odchodzi i to ona ma być szefową, od niej będzie zależała równowaga między frakcjami, stopień wykorzystania różnych ludzi, wreszcie – co najważniejsze i najbardziej konfliktogenne w partii – kształt list wyborczych.

W kilkanaście godzin po uzyskaniu rekomendacji zarządu partii na stanowisko premiera Ewa Kopacz na zapleczu swojego ogromnego gabinetu zadziwiała spokojem i rezerwą, także wobec znoszonych z różnych stron plotek. – Przestaję już czytać gazety, nie oglądam telewizji, muszę mieć do tego wszystkiego większy dystans – mówi Ewa Kopacz. – Właściwie zastanawia mnie tylko jedno – na zarządzie jeden z jego członków zapytał mnie, czy dam gwarancję wygrania wyborów? Ciekawe, czy jest jakiś lider, który takie gwarancje dziś jakiejś partii da? Nawet Tusk tego nie zrobi. A ode mnie żądają... Do takich i innych żądań premier Kopacz będzie się jednak musiała szybko przyzwyczaić. Bo Tusk dotąd, nawet jeśli nie mógł dać gwarancji, to wybory wygrywał.

Polityka 37.2014 (2975) z dnia 09.09.2014; Temat tygodnia; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Przed premierą"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną