Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Znikający cel

Tusk odchodzi, a PiS w defensywie

PiS lekceważyło wszystkie sygnały świadczące o tym, że Tusk odejdzie z polskiej polityki. PiS lekceważyło wszystkie sygnały świadczące o tym, że Tusk odejdzie z polskiej polityki. Michał Dyjuk / Reporter
Wybór Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej zepchnął PiS do defensywy i ujawnił jego słabości. Partia Kaczyńskiego szuka nowego paliwa.
PiS czekają teraz kluczowe miesiące.Tomasz Adamowicz/Forum PiS czekają teraz kluczowe miesiące.

Opozycja ma duże trudności z narzuceniem jakiegokolwiek tematu, gdy po siedmiu latach ustępuje premier i tworzy się nowy rząd. Może mieć tylko nadzieję, że w Platformie dojdzie do wojny o schedę po Tusku, a Ewę Kopacz przerośnie stanowisko, które wkrótce zajmie.

Układ sił zmienił się radykalnie. Zamiast zużytego rządzeniem, tracącego w sondażach i ugodzonego aferą taśmową Tuska, PiS będzie miało przeciwko sobie „prezydenta Europy” oraz nową panią premier, która zacznie urzędowanie z kredytem zaufania. A także najpopularniejszego polskiego polityka Bronisława Komorowskiego, który wkrótce, w związku z nadchodzącą kampanią prezydencką, w naturalny sposób stanie się twarzą Platformy.

Jak pokazał pierwszy po wyborze Tuska sondaż Millward Brown dla TVN, Platforma odrobiła w nim większość strat do PiS z wakacji i przegrywała tylko jednym punktem – 31 do 32 proc. W kolejnym, TNS, już wyszła na prowadzenie (34 do 28 proc. po raz pierwszy od roku). Sukces premiera najwyraźniej zachęcił do powrotu część byłych wyborców Platformy, których demobilizacja była głównym celem PiS. Kaczyński nie ma bowiem wielu własnych rezerw, dąży raczej do obniżenia frekwencji w środowiskach, które wspierały dotąd Platformę.

Wyszedł przy tym na jaw kompromitujący brak rozeznania PiS w sprawach międzynarodowych i jego słabiutka pozycja w Unii, w tym zwłaszcza podrzędna rola w sojuszu z brytyjskimi konserwatystami. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron nie uprzedził Kaczyńskiego o zbliżającym się awansie Tuska i swoim poparciu dla jego kandydatury. – To tak, jakby szefem Rady Europejskiej miał zostać Jarosław Kaczyński, a kanclerz Angela Merkel ukrywała to przed Donaldem Tuskiem – żartuje były polityk PiS.

PiS pogubione

Co ciekawe, PiS lekceważyło wszystkie sygnały świadczące o tym, że Tusk odejdzie z polskiej polityki, a takowe były. – Już wiosną 2012 r. zaczęły się rozmowy Merkel z Cameronem w tej sprawie, wiedziałem o tym od brytyjskich europosłów – wspomina dziś polityk prawicy.

A PiS spało. I to do samego końca; jeszcze parę dni przed szczytem Unii europoseł Ryszard Czarnecki o szansach Tuska mówił „mrzonki”. – PiS zmarnowało okazję, by już wcześniej atakować Tuska za chęć ewakuacji do Brukseli, podważać jego decyzje jako służące jego osobistym ambicjom, a nie polskiej racji stanu. To byłoby niewygodne dla Platformy, a teraz Kaczyński miałby poręczny argument – uważa rozmówca POLITYKI.

O braku strategii PiS świadczą chaotyczne reakcje na decyzję przywódców Unii. „PO będzie boleśnie odczuwać brak Donalda Tuska, który swoim talentem do kłamania wyprowadzał ją kilkakrotnie z opresji. Pozostali jego koledzy już nie są tak utalentowani w tym fachu, to raczej grono drobnych złodziejaszków” – powiedział portalowi wPolityce.pl senator Grzegorz Bierecki. A Marek Król w swej rubryce, nomen omen „Mózg z wody” w propisowskim tygodniku „wSieci”, zauważył, że „nikt nie zauważy zamiany belgijskiego błazna na klauna impotenta”.

Kaczyński też dał wyraz swej niepewności: „Gdyby tej decyzji nie było, mielibyśmy prawdopodobnie proces lekkiego wzmacniania się naszej pozycji i słabnięcia Platformy. W tej chwili to zostało zatrzymane, pytanie na jak długo. Zakładamy, że na krótko, że dobre dla nas trendy powrócą, ale z odpowiedzią trzeba poczekać” – powiedział szef PiS wPolityce.pl. Prezes w tej kwestii zresztą meandrował – zaczynał od żartów świadczących, że nie traktował serio szans Tuska, by zakończyć na gratulacjach.

Wszystkie te cytaty są świadectwem zaskoczenia i frustracji PiS, a nie przemyślanego planu. Wynika to po trosze z bałaganu i napięć w partii. Po okresie względnego spokoju sytuacja się zaognia. Jednym z frontów jest konflikt rzecznika partii Adama Hofmana z szefem struktur Joachimem Brudzińskim. Hofman nie wszedł do sztabu kampanii samorządowej, co jest decyzją dziwaczną, zważywszy, że to on panuje nad strategią medialną partii. Z kolei formalny zastępca Hofmana, czyli związany z Brudzińskim Marcin Mastalerek, w biurze rzecznika ma niewiele do powiedzenia. – Tak się nie da pracować. Albo niech Hofman wejdzie do sztabu, albo niech Mastalerek przejmie kontrolę nad biurem – uważa obserwujący to z boku polityk prawicy.

Wciąż kruche i potencjalnie konfliktogenne jest porozumienie z Solidarną Polską i Polską Razem. Przedłużają się rozmowy w sprawie podziału miejsc na listach w wyborach samorządowych, sytuacji nie poprawia brak premii w sondażach. Gowin wsparł kandydatów PiS w wyborach uzupełniających do Senatu, Ziobro nie. Podobno nie dostał zaproszenia.

PiS nie dba o to, by zjednoczenie istniało w mediach, wszystko było przygotowywane na chybcika. Na kongresie zjednoczeniowym ani Gowin, ani Ziobro nie zostali dopuszczeni do głosu – przypomina rozmówca POLITYKI.

Samo się nie wygra

Kto wie, czy potencjalnie najgroźniejsze nie jest dla PiS odejście z funkcji polityka, którego córka jest znana znacznie bardziej niż on sam. Stanisław Kostrzewski, prywatnie ojciec „perfekcyjnej pani domu” Małgorzaty Rozenek, sam był przez lata perfekcyjnym skarbnikiem PiS. Wyrobił sobie taką pozycję, że mógł sprzeczać się z prezesem, a gdy nie mógł postawić na swoim – groził odejściem.

Tym razem kolejna dymisja została niespodziewanie przyjęta, a kandydatką na jego następcę jest Beata Szydło, z wykształcenia etnografka. Ma odpowiadać za rozliczenie najtrudniejszej ze wszystkich kampanii – samorządowej, w której startują tysiące kandydatów, a każda wpłacona i wypłacona złotówka musi znaleźć się w odpowiedniej rubryce. Błędy grożą odrzuceniem sprawozdania finansowego przez Państwową Komisję Wyborczą i odebraniem subwencji na trzy lata. – A to byłby koniec marzeń PiS. Jego potęga w dużym stopniu opiera się na przewadze finansowej nad innymi prawicowymi partiami. Kampania właśnie się zaczęła, Beata Szydło musi wskoczyć do pędzącego TGV – uważa rozmówca POLITYKI.

 

 

PiS czekają teraz kluczowe miesiące. Po trudnych dla partii – minimalnie przegranych – wyborach do europarlamentu kampania samorządowa miała wygrać się sama. Kaczyński zlikwidował przecież prawicową konkurencję, a PiS wyraźnie prowadził w sondażach, gdy Tusk borykał się z aferą podsłuchową. Ale po sukcesie premiera w Brukseli nastroje na prawicy siadły. – Są nawet głosy, że czekają nas trzy porażki: samorządowa, prezydencka i parlamentarna. Zdobędziemy samodzielną większość tylko w dwóch sejmikach, podkarpackim i małopolskim, walczymy o Lubelszczyznę i Podlasie. I to by było na tyle, chyba że potwierdzą się plotki o sojuszu z SLD w dwóch, trzech sejmikach. Ale i tak PO utrzyma władzę w większości województw – twierdzi polityk prawicy.

To wynik wyborów do sejmików 16 listopada zdecyduje, kto będzie mógł ogłosić się wygranym kampanii. Rezultat może być jednak niejednoznaczny – np. przy niewielkim zwycięstwie PiS w skali kraju Platforma może podkreślać, że wygrała w większej liczbie województw. Albo że – dzięki koalicjom z PSL i SLD – rządzi w większości sejmików. Będzie też mogła się pochwalić kilkoma sukcesami w wielkich miastach: w Warszawie wygra zapewne Hanna Gronkiewicz-Waltz, w Łodzi Hanna Zdanowska, w Gdańsku Paweł Adamowicz, a we Wrocławiu sojusznik PO Rafał Dutkiewicz. PiS może na to odpowiedzieć triumfem w Radomiu – to bodaj największe miasto, w którym szansę na wygraną ma kandydat tej partii. Z kolei na szczeblu gminnym tradycyjnie najsilniejsze będzie PSL. Krótko mówiąc, politykom PiS trudno będzie ogłosić zwycięstwo, na które czekają już dziewięć długich lat.

O ile kampania samorządowa dla PiS będzie po prostu trudna, a wynik prawdopodobnie bliski remisu, o tyle majowe wybory prezydenckie to już prawdziwy koszmar. Nie słychać nawet urzędowego optymizmu. – Przegramy – polityk z władz partii, pytany o kampanię prezydencką, jest lakoniczny.

Co więcej, PiS wciąż nie przedstawiło kandydata, nieoficjalnie słychać, że zrobi to dopiero w listopadzie lub grudniu. Zostawi to mało czasu na jego wypromowanie i ogranicza szanse kandydatów „profesorskich”, którzy są zupełnie nierozpoznawalni dla ogółu wyborców. Jest zatem coraz bardziej prawdopodobne, że partia wystawi po prostu któregoś ze swoich polityków. Być może po jakiejś formie prawyborów, o których w wywiadzie dla „wSieci” wspomniał Czarnecki.

Ryszard intensywnie się promuje, chętnie by wystartował. Duże szanse miałby też lubiany w partii Janusz Wojciechowski, który odbiłby ludowcom elektorat wiejski, co zaprocentowałoby później w wyborach do Sejmu – mówi czołowy polityk PiS.

Istnieje też teoria kolportowana przez środowisko „Gazety Polskiej”, że tak naprawdę rzucona przez Czarneckiego idea prawyborów miała służyć wylansowaniu Biereckiego – jednego z najbogatszych polskich polityków, współtwórcę SKOK, który bywa wymieniany jako następca samego Kaczyńskiego, ale na razie brakuje mu jeszcze rozpoznawalności.

Polityk PiS: – Moim zdaniem prezes nie wie, co robić. Jest świadom, że Piotr Gliński nie nadaje się na kandydata, bo po dwóch przegranych misjach tworzenia rządu byłby wyśmiewany jako „prezydent techniczny”, ale pewnie mu to kiedyś obiecał i nie wie, jak się z tego wycofać.

Ale jeszcze przed kampanią prezydencką PiS potrzebuje, jak się to dziś mówi, „narracji” w sprawie odejścia Tuska. – PiS musi rozbroić argumenty Platformy, że ta nominacja posłuży Polsce. Ona przecież nic nie zmieni, nie wprowadzi zmian instytucjonalnych, które likwidowałyby układy. Platforma przez lata tylko wzmocniła system, który blokuje kariery zdolnym ludziom: na uczelniach, w szpitalach, korporacjach. Polacy muszą to wreszcie dostrzec, wtedy PiS wygra. Jeśli zaś teraz zwycięży poczucie fałszywej dumy i PO wygra wybory samorządowe, to w PiS mogą zacząć się problemy – uważa socjolog Andrzej Zybertowicz, niedoszły europoseł PiS.

Awans Tuska może sprawić PiS duże kłopoty w przyszłorocznej kampanii parlamentarnej. Strategia PO sama się narzuca: prezydent Europy potrzebuje wsparcia ze strony obliczalnego polskiego rządu; zwycięstwo PiS grozi konfliktem politycznym na skalę całej Unii. Partii Kaczyńskiego trudno będzie rozbroić te argumenty, gdy ma w szeregach takich eurosceptyków jak posłanka Krystyna Pawłowicz modląca się o rozpad Unii.

Nie pytać o buty

Kaczyński ma też kłopot z atakowaniem kobiet, a gdy już je zaatakuje, to zapada zwykle głucha cisza. Kiedyś, pytany o Joannę Kluzik-Rostkowską i Elżbietę Jakubiak, odparł: „Proszę mnie nie pytać o buty”, a odejście Elżbiety Bieńkowskiej do Komisji Europejskiej skomentował: „Nie wiem, czym kieruje się Donald Tusk, chcąc akurat panią Bieńkowską mieć przy sobie, ale nie będę w tę sprawę wchodził”.

Dlatego pewne poczucie rezygnacji widoczne u polityków PiS nie dziwi. – Mamy mieszane uczucia. Pocieszamy się, że Kopacz to nie ten rozmiar kapelusza co Tusk, i wierzymy w sukces w wyborach parlamentarnych w 2015 r. Ale przy prezydencie Komorowskim niewiele będziemy mogli zdziałać, poza tym spodziewamy się, że uderzy w nas kryzys gospodarczy. No i wybory prezydenckie w 2020 r. też już są raczej rozstrzygnięte na naszą niekorzyść – przewiduje poseł PiS.

Partia Kaczyńskiego, jak się wydaje, ma teraz raczej nadzieję niż plan. Że Bronisław Komorowski postawi się Kopacz. Że zaatakuje Schetyna. Że Kopacz się wyłoży. Ale jeśli PiS przegra kolejne trzy kampanie, to wstrząsy są nieuniknione. Bo gdyby okazało się, że Platforma radzi sobie bez Tuska, to czemu PiS miałoby nie poradzić sobie bez Kaczyńskiego?

Polityka 37.2014 (2975) z dnia 09.09.2014; Temat tygodnia; s. 14
Oryginalny tytuł tekstu: "Znikający cel"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną