Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Władyka: Zwycięstwo doda Kaczyńskiemu sił i nadziei

Adam Stępień / Agencja Gazeta
A więc Jarosław Kaczyński wreszcie wygrał, przerwał pasmo porażek, co zapewne mogło zrodzić silny kompleks. Ta wygrana jest uzdrawiająca nie tylko dla prezesa.

Daje też PiS perspektywę na ewentualne zwycięstwo w najważniejszej batalii, czyli w wyborach parlamentarnych

A zdawało się, że kilka efektów zadecyduje o powrocie PO na pozycję lidera. Czyli efekt Kopacz, która zastąpiła zmęczonego Tuska, którym zmęczyli się wyborcy. Efekt Kopacz rozumiany też jako nowy sposób mówienia władzy, jako otwarcie na ludzi i jako koncyliacyjny, pokojowy stosunek władzy do opozycji. Także efekt madrycki, czyli osławiona afera z trzema posłami PIS w roli głównej. A też efekt kampanijny, gdy PiS odstawał od PO, gdy prezes wyraźnie nie potrafił złapać kontaktu z wyborcami samorządowymi. Te efekty odkładały się w sondażach, Platforma przestała spadać, zaczęła rosnąć, by wyjść wreszcie na prowadzenie. Wszystko zdawało się składać na zwycięstwo. A tu bach.

Wygrana PiS jest wyraźna, choć wcale nie musi to przekładać się na konkretną władzę choćby w sejmikach wojewódzkich, w których koalicja PO i PSL (które zdobyło solidne 17 proc. głosów) może w znakomitej większości rządzić. Niemniej jest to wygrana wyraźna, bo kilkupunktowa, ale przede wszystkim ma ona ciężar symboliczny, energetyczny, dodaje sił i nadziei Kaczyńskiemu, a osłabia Ewę Kopacz, jako premiera i jako przewodniczącą PO. Zaczyna swoją wielką przygodę polityczną od dojmującej porażki.

Najważniejsze jest pytanie, co się mianowicie stało, co zadecydowało o takim, a nie innym rezultacie. Nie ulega wątpliwości, że jednym z decydujących czynników była mobilizacja elektoratu PiS, który w sposób zdyscyplinowany poszedł do urn, czego nie można powiedzieć o elektoracie PO. Charakterystyczne, że największą frekwencję zanotowano w województwie świętokrzyskim, lubelskim i podkarpackim, a więc tam, gdzie PiS jest najmocniejszy. Niby ogólny poziom frekwencji jest podobny do tego z poprzednich wyborów (około 46 proc.), ale wewnątrz tej frekwencji większy procentowo udział wzięli wyborcy PiS.

Coś takiego się stało, że Platforma jak gdyby straciła siłę przyciągania, straciła wdzięk, co podkreślają w licznych wypowiedziach internetowych zwłaszcza młodsi obywatele. A też jej bilans rządów w terenie, na poziomie samorządowym czy wojewódzkim, nie jest, w dość powszechnym odczuciu, najlepszy. Widać to na przykład w województwie śląskim, gdzie kiedyś PO dominowała, a dzisiaj poleciała na łeb i szyję. Bo Ślązacy narzekają na rządzących coraz głośniej.

Jest coś takiego w polityce, że jest jej potrzebna jakaś zmiana, wytyczenie jakiegoś początku. Być może to jest właśnie taki moment w polskiej polityce. Paradoks polega na tym, że beneficjantem tej potrzeby realnie może stać się Jarosław Kaczyński, który swoją zmianę miał już raz okazję wprowadzić, a dzisiaj zapowiada, że jak będzie ponownie rządził, to tak samo jak kiedyś, a nawet bardziej. Tyle tylko, że ludzie tego bądź nie pamiętają, bądź nie biorą do końca na serio. Byleby był ruch, czas na zmianę – krzyczy młody człowiek w telewizji.

Wybory samorządowe przecież mają też, a może przede wszystkim, swój wymiar właśnie samorządowy. Były okazją do ścierania się ze sobą wielu tendencji, interesów, nie tylko partyjnych, choć one przede wszystkim przyciągają uwagę. I zwycięstwem idei tych wyborów jest właśnie odtworzenie stanu demokracji na jej dole, w tak zwanym terenie. Tam, gdzie miesza się to centralne i ogólne, z tym, co jest lokalne, miejscowe. I tej wiedzy, i tej refleksji nie powinniśmy się pozbawiać zaczadzeni kolejną odsłoną konfliktu PiS i PO.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną