Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Sami przyspawani

Mucha przeleciała mi koło nosa. Potem druga i trzecia. Dawno ich tu u siebie nie widziałem. – Czołem, koleżanki! – krzyknąłem.

A one na to chórem: – Sam się puknij w czoło! I znów cisza. Przez okno popatrzyłem na Wigry. 20 kilometrów kwadratowych wody. Wiatr nią trochę pomiatał, więc marszczyła się niezadowolona. To wydaje się nieprawdopodobne, że kiedyś na ziemi nie było wody. Skąd się wzięła? Najpewniej komety ją przyniosły. Krótko mówiąc, jeśli technika pozwoli, można będzie lecieć w bezkresny kosmos i mieć pewność, że człowiek się zawsze wykąpie. Zwłaszcza że dogonić kometę pędzącą z prędkością 145 tys. km na godzinę już potrafimy.

W kinie z lekkim opóźnieniem obejrzałem „Bogów” Łukasza Palkowskiego. Przejmujący film o człowieku, który nie przyjmował do wiadomości, że istnieją granice czegokolwiek. I chyba miał rację, bo Wszechświat granic nie ma, a nasza ziemska rzeczywistość jest przecież jego kawałkiem...

O czym ja piszę! Zwariowałem? Nie, to tylko 45 godzin bez trucizny, czyli cisza wyborcza. Święci anieli, czy nie można by robić wyborów co miesiąc, żeby częściej łyknąć trochę tlenu, a nie wdychać cały czas tlenek Wiplera?

„Dlaczego ty, Stasiu, idziesz na te wybory?” – w niedzielne popołudnie spytała mnie sąsiadka. „No wiesz, w 1989 r. pierwszy raz byłem, i tak mi zostało. Jak człowiek porządnie się rozpędzi, to mu ten rozpęd wystarcza na ćwierć wieku” – odpowiedziałem. „A to ty hamulców nie masz?” – rzuciła na odchodnym. Ma rację – pomyślałem – najwyższa pora je sobie zamontować.

Niedziela chyliła się ku upadkowi. W moim pokoju na pięterku zegar bił dziewiątą. Śpieszy się minutę czy dwie. Przy kominku grzał się imbryk ze świeżo parzoną herbatą. Właśnie po niego sięgałem, gdy włączył się telewizor.

Polityka 47.2014 (2985) z dnia 18.11.2014; Felietony; s. 105
Reklama