Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Tłumaczymy, skąd wzięło się tyle głosów nieważnych w wyborach do sejmików

Mirosław Gryń / Polityka
W niedzielnych wyborach do sejmików wojewódzkich odnotowaliśmy rekord: prawie 18 proc. głosów nieważnych. Dlaczego prawie co piąty Polak, który pofatygował się do urn na wybory samorządowe, nie oddał ważnego głosu?

Z tą katastrofą wyborczą jest trochę jak z katastrofą lotniczą – nie ma jednej przyczyny, sprzęgło się tu kilka zjawisk. A symptomy problemów były widoczne od dawna, tylko mało kto zwracał na nie uwagę.

Po pierwsze, duży odsetek głosów nieważnych do sejmików to już problem systemowy, mamy z nim do czynienia od lat. W 2002 r. sięgał on 14,4 proc., w poprzednich wyborach w 2006 i 2010 r. – 12 proc. To całkiem sporo – nieważne głosy co cztery lata oddawał prawie co siódmy wyborca.

To niezrozumienie zasad? Niekoniecznie. Prawie trzy czwarte (72 proc.) głosów nieważnych do sejmików w 2010 r. wynikało z tego, że wyborcy nie postawili na kartach do głosowania żadnego krzyżyka. Można wnioskować, że większość z nich zdecydowała o tym celowo. Pokazuje to dużo niższy odsetek głosów nieważnych na niższym szczeblu samorządu: poniżej 2 proc. na wójtów, burmistrzów czy prezydentów, a poniżej 4 proc. do rad gmin.

Dlaczego tylu Polaków nie chce wybierać radnych sejmików? Na wybory samorządowe w dużej części przychodzą inni wyborcy niż na parlamentarne albo prezydenckie. Głosują na swoich sąsiadów, którzy kandydują do rad, albo na osobę faktycznie zarządzającą gminą. Sejmiki są dla nich odległym bytem o niejasnych kompetencjach, o którym słyszą raz na cztery lata. Te wybory ich po prostu nie obchodzą.

Z kolei część z wyborców, oddając nieważny głos, chciała pokazać, że nie darzy zaufaniem całej klasy politycznej, bo w sejmikach – w przeciwieństwie do rad gmin – o głosy walczą przede wszystkim przedstawiciele partii, a nie komitety lokalne. To głos protestu.

Około jedna czwarta (26 proc.) nieważnych głosów w 2010 r. wynikała z tego, że wyborcy postawili więcej niż jeden krzyżyk na karcie do glosowania. To przede wszystkim były osoby, które nie zrozumiały poprawnie zasad głosowania.

W tegorocznych wyborach do sejmików wszystkie te grupy – „nie obchodzi mnie to”, „protestuję” i „nie rozumiem” – zapewne się powiększyły, a zwłaszcza te dwie ostatnie. Więcej osób nie zrozumiało zasad głosowania, bo w całym kraju sejmikowe karty do głosowania miały formę książeczek. O ile to zmieniło wyniki? W poprzednich wyborach karty w tej formie były tylko na Mazowszu i głosów nieważnych było 14 proc., a przeciętna krajowa – 12 proc. Książeczki mogły więc wtedy podbić liczbę głosów nieważnych o dwa punkty procentowe albo trochę więcej, bo w tym roku na Mazowszu było mniej głosów nieważnych niż średnio w kraju.

Różne sondaże pokazują też, że stopień frustracji wyborców i niechęci do partii politycznych w ostatnim czasie rośnie. Z tego powodu zapewne wzrosła też liczba głosów protestu. W ten sposób z 12–14 proc. w latach poprzednich zrobiło się 18 proc. I mamy problem. Zwłaszcza że są powiaty, gdzie odsetek głosów nieważnych sięga aż 40 proc.!

Formalnie wszystko jest w porządku: oddanie głosu nieważnego jest takim samym prawem wyborcy, jak zagłosowanie na konkretną partię czy kandydata. W ten sposób obywatel także odzwierciedla swoją opinię czy preferencję polityczne.

Ale z punktu widzenia stanu demokracji w Polsce problem jest, i to lekceważony od lat. Przecież gdy zsumujemy odsetek osób, które na wybory nie poszły, i tych, którzy oddali głosy nieważne, wychodzi nam, że prawie 60 proc. Polaków nie chce uczestniczyć w wyborach albo nie chce lub nie umie wybrać swoich przedstawicieli. Ta – celowa lub nie – alienacja wyborców może nas dużo kosztować, bo oznacza chociażby niższą akceptację dla sejmików – władzy, która stopniowo rośnie w siłę. To na poziomie sejmików rozdzielone zostanie np. ponad 31 mld euro unijnych funduszy na lata 2014–2020.

Czy da się z tym coś zrobić? Da, i to na kilku poziomach. Potrzebne są zmiany techniczne w kodeksie wyborczym, które ułatwią głosowanie. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby np. uprościć layout kart do głosowania i jaśniej napisać na nich, jak głosować. Potrzebna jest edukacja obywatelska – prowadzona przez szkoły, instytucje publiczne i organizacje pozarządowe. Partie polityczne i inne organizacje startujące w wyborach powinny jaśniej tłumaczyć wyborcom, dlaczego ich głos jest ważny.

Oczywiście nigdy nie podniesiemy frekwencji do 100 proc. (tyle nie ma nawet w krajach z obowiązkowym głosowaniem) ani nie zmniejszymy odsetka głosów nieważnych do zera. Ale przynajmniej unikniemy kolejnej kompromitacji.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną