Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Biały klincz

Przychodnie zamknięte, pacjenci się skarżą

Agencja Gazeta
Na 6 tys. istniejących przychodni 1,5 tys. zdecydowało się zamknąć drzwi przed pacjentami.

Porozumienie Zielonogórskie otrzymało podczas poniedziałkowej konferencji prasowej poparcie Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i Naczelnej Izby Lekarskiej. Przedstawiciele OZZL nie wykluczają ogólnonarodowego protestu.

W spotkaniu uczestniczyli również przedstawiciele Wielkopolskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia i Polskiej Federacji Pracodawców Prywatnych.

Krzysztof Bukiel, przewodniczący OZZL, oświadczył, że lekarze podstawowej opieki zdrowotnej doświadczyli „traumy”, przeciwstawiając się rządowi. „Sprawa dotyczy wszystkich pacjentów w Polsce i wszystkich lekarzy w Polsce” – podkreślił.

Środowisko jest zjednoczone – mówił Włodzimierz Hoffman z Wielkopolskiego Związku Pracodawców Ochrony Zdrowia – mimo że część lekarzy podpisała kontrakty z NFZ. Hoffman zaznaczył, że działali pod presją. „Wprowadzenie tak dogłębnych zmian systemowych bez ustaleń legislacyjnych zagraża bezpieczeństwu pacjentów i paraliżuje funkcjonowanie ochrony zdrowia w Polsce” – mówił.

*

Na 6 tys. istniejących przychodni 1,5 tys. zdecydowało się zamknąć 1 stycznia drzwi przed pacjentami. Są jednak regiony, np. zielonogórskie czy podlaskie, w których nie pracuje większość przychodni. Ich właściciele, zrzeszeni w Porozumieniu Zielonogórskim, nie podpisali z Narodowym Funduszem Zdrowia kontraktów na 2015 r. Przedstawione przez fundusz warunki uznali za nie do zaakceptowania.

Chorzy muszą szukać pomocy w najbliższych szpitalnych oddziałach ratunkowych lub w tych przychodniach, które kontrakty podpisały. W miastach oznacza to dłuższe kolejki i bałagan, na wsi pomocy trzeba szukać w promieniu nawet 20–30 km. Sytuacja staje się coraz trudniejsza, ponieważ obie strony wyraźnie zaostrzyły stanowiska. Mamy klincz.

Porozumienie Zielonogórskie, które zamknięciem drzwi przed pacjentami straszyło każdego niemal roku, tym razem czuje się wyjątkowo silne. Bo i rok jest wyjątkowy, od stycznia wszedł bowiem w życie także pakiet onkologiczny, który osobom chorym na raka ma umożliwić szybką diagnozę i leczenie. Na jego powodzeniu zależy nie tylko ministrowi Bartoszowi Arłukowiczowi, ale całemu rządowi. To przecież rok wyborczy.

Rząd powinien więc być skłonny do ustępstw – zdają się spekulować przywódcy PZ. Nie brakuje im też argumentów merytorycznych, uzasadniających obawy, że ryzyko zwiększonych kosztów tej operacji Ministerstwo Zdrowia i NFZ chcą przerzucić na podstawową opiekę zdrowotną (poz).

A ponieważ powodzenie w realizacji pakietu w pierwszym rzędzie zależy od czujności onkologicznej i doświadczenia medycznego lekarzy z poz, to właśnie oni zażądali najwięcej. Minister zdrowia obarczył ich większym zakresem obowiązków. Dołożył wprawdzie ponad 1,1 mld zł (czyli ponad 20 proc. środków więcej), ale Porozumienie Zielonogórskie żąda 2 mld zł. Obie strony na razie opierają się tylko na szacunkach, o prawdziwej skali wydatków będziemy mieli pojęcie dopiero za kilka miesięcy. Na razie mamy bałagan.

Im większy, tym lepsza będzie pozycja przetargowa protestujących lekarzy. W komunikacie, jaki PZ wysłało do zrzeszonych lekarzy, zapewnia ich, że są nie do zastąpienia. Od stopnia prawdziwości tego twierdzenia mogą zależeć dalsze losy protestu. Okazuje się bowiem, że w części protestujących przychodni niektórzy zatrudnieni w nich lekarze zgłaszają w NFZ gotowość otwarcia własnych gabinetów i zawarcia kontraktów z NFZ. Nazywani są łamistrajkami. Niesłusznie.

Porozumienie Zielonogórskie nie jest przecież związkiem zawodowym lekarzy, ale właścicieli przychodni. Ci właściciele uznają zaproponowane przez NFZ kontrakty za krzywdzące i nie chcą ich zawierać, ale niektórzy ich pracownicy dostrzegają w nich rynkową szansę dla siebie. Z pracowników chcą się przekształcić w przedsiębiorców. Jeśli będzie ich niewielu albo ich kalkulacje są błędne, PZ może trwać w proteście. Gdyby jednak takich „łamistrajków” znalazło się więcej, pacjenci mogą się zapisać właśnie do nich. Protestujące przychodnie wypadną z publicznego rynku na własne życzenie.

Zwykle pacjenci sympatyzują z protestującymi lekarzami. Tym razem wygląda na to, że tej sympatii zaczyna brakować, choć wiele argumentów PZ jest zasadnych. Chorzy jednak widzą, że ich zdrowie stało się przetargową amunicją w medycznym biznesie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną