Sprawa głupia, bo każdy lubi publiczne wyrazy uznania, a wykazywanie, że odznaczeń ktoś nie powinien brać – trąci małostkowością.
Poważna, bo żaden sędzia – w okresie sprawowania urzędu – nie powinien być odznaczany. Zostawmy na razie sprawy Kościoła i zajmijmy się władzą sędziowską w ogóle. Prawo nakłada na sędziego wyjątkowe rygory bezstronności. Sędziowie to jedyni urzędnicy państwa, którym konstytucja daje atrybuty niezawisłości. To jedyna władza, której konstytucja daje przymioty władzy odrębnej i niezależnej od innych. Rzecz dotyczy samej istoty podziału władz w państwie. W PRL była hierarchia władz, swego rodzaju piramida, jak w wojsku.
Na czele partia ze swą kierowniczą rolą, potem Sejm, pod Sejmem rząd i tak dalej. W nowoczesnej demokracji władze są równe, równorzędne. Mogłyby sobie nawzajem przyznawać odznaczenia, gdyby nie to, że odznaczenia to akurat przywilej władzy wykonawczej. Otóż władza wykonawcza nie powinna wyróżniać sędziów, bo może to rodzić wątpliwości. Sprawiedliwość zaś wątpliwości rodzić nie powinna, gdyż – wedle klasycznej reguły – nie tylko musi być sprawowana, ale też widziana przez ludzi.
Otóż ludzie muszą widzieć, że sędzia jest wstrzemięźliwy: nie na darmo konstytucja mówi, że sędziowie ani nie należą do partii politycznych, ani nie prowadzą działalności publicznej. Może się zdarzyć, że sędzia będzie orzekać w sprawach władzy, która go odznacza. Najlepiej więc, jeśli sędziowie zajmują się tylko tymi sprawami, które mają na wokandzie.
Teraz o sprawach kościelnych. Sędzia Rzepliński – nawiasem mówiąc tytuł sędziego uważam za w pewien sposób godniejszy od tytułu profesora – dziękując za odznaczenie, powiedział, że to Kościołowi Polska wiele zawdzięcza, zwłaszcza w latach zaborów i totalitaryzmów. Oczywiście, że tak jest. To poza sporem. Ale nie Kościół tu jest odznaczany, tylko sędzia, i nie w okresie zaborów i totalitaryzmów, tylko kulawej demokracji.
Co więcej Watykan, a konkretnie miejscowy biskup, przyznaje papieski krzyż nie tak po prostu za zasługi dla Kościoła, ale za „szczególne zasługi” dla Kościoła. Dobrze byłoby wyjaśnić, o jakie szczególne zasługi chodzi. Większe niż innych sędziów? A co będzie, jeśli sędziemu przyjdzie orzekać w sprawach Kościoła i jego interesów? Lepiej nie prowokować myślenia o związkach i zależnościach.
Przyjąłbym za możliwe odznaczenie całego Trybunału jako instytucji, nie zaś pojedynczych sędziów. Ale co powiemy, jeśli inne Kościoły, ośmielone przykładem – dla przykładu Zielonoświątkowcy – zaczną sędziów odznaczać?