Generalny Inspektor Policji – z takim stopniem Marek Działoszyński odszedł w stan spoczynku, to najwyższy tytuł oficerski w policyjnej hierarchii. Trzeba przyznać, że były komendant główny prezentował się efektownie z lampasami i gwiazdkami na mundurze. Wysoki, zadbany, przystojny i elokwentny.
Trudno powiedzieć, dlaczego taki oficer nie przypadł do gustu minister spraw wewnętrznych Teresie Piotrowskiej. Chociaż według innej wersji to pani minister nie spodobała się komendantowi. Nie dogadywali się – tak twierdzą policjanci z otoczenia Działoszyńskiego. – Nadawali na innych falach – mówi nam jeden z wysokich oficerów policji. – Piotrowska to typowa urzędniczka z administracji, konkretna i oczekująca faktów. On zaś lubił snuć wizje i oczekiwał zrozumienia.
Za kadencji ministra Bartłomieja Sienkiewicza, który już na wstępie przyznał, że na policji zna się słabo, Marek Działoszyński brylował. Ale kiedy przyszła Teresa Piotrowska, zaczęły się zgrzyty. Jednym z powodów były pieniądze, a właściwie ich brak – budżet policyjny jest zbyt skromny jak na potrzeby. Jest prawdopodobne, że w którymś momencie wyczerpała się cierpliwość zarówno ze strony komendanta, jak i pani minister. Raport Działoszyńskiego o dymisję to naturalna konsekwencja braku wzajemnego zrozumienia. Ale trzeba przyznać, że wszystko odbyło się kulturalnie, bez emocji i publicznego prania brudów, co nie zawsze jest normą.
Marek Działoszyński kierował policją przez ponad trzy lata. Dłużej od niego pełnili tę funkcję tylko Andrzej Matejuk i Jan Michna. Bez wątpienia Działoszyński nie zapisze się w annałach jako wielki reformator, ale jego kadencja była jednak spokojna – a to już będzie mu policzone za plus. Największe osiągnięcie, czyli wydzielenie Centralnego Biura Śledczego Policji, na prawach samodzielnej jednostki o randze komendy wojewódzkiej w gruncie rzeczy okazało się mało rewolucyjne.