Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Badania nad żądaniami

Sondaż „Polityki”: czego żądają Polacy?

Ogólnopolska manifestacja Solidarności w obronie miejsc pracy w zakładach Cegielskiego. Ogólnopolska manifestacja Solidarności w obronie miejsc pracy w zakładach Cegielskiego. Adam Ciereszko / PAP
Interesy ogółu społeczeństwa wyraża rząd czy raczej związki zawodowe? Jak Polacy patrzą na postulaty różnych branż, czy sami zamierzają uczestniczyć w kolejnych protestach, a może w ewentualnym strajku generalnym? Na te pytania, bardzo ważne w roku wyborczym, odpowiada nasz specjalny sondaż.
Tegoroczna blokada drogi w woj. podlaskim. Protest rolników z Solidarności RI.Michał Kość/Agencja Wschód/Reporter Tegoroczna blokada drogi w woj. podlaskim. Protest rolników z Solidarności RI.
Protest górników, przez swój specyficzny dramatyzm, okupowanie kopalń, zdeterminowanie uczestników, działa na emocje na zasadzie: ci ludzie nie zdecydowaliby się na takie działania bez ważnego powodu.Jarek Praszkiewicz/Forum Protest górników, przez swój specyficzny dramatyzm, okupowanie kopalń, zdeterminowanie uczestników, działa na emocje na zasadzie: ci ludzie nie zdecydowaliby się na takie działania bez ważnego powodu.

Kolejne fale protestów związkowych, z których jedne wygasają, ale nowe są już zapowiadane (np. blokada Warszawy w kwietniu), skłoniły nas do zbadania (przy współpracy z TNS Polska), jakie są rzeczywiste nastroje w Polsce. Według opozycji istnieje duży potencjał pracowniczego buntu, sytuacja społeczna grozi wybuchem, strajkiem generalnym, wielkimi demonstracjami, wręcz zamieszkami. PiS ewidentnie gra ruchem związkowym, próbuje wykorzystać niezadowolenie w wielu branżach i podczepić je pod swoje wyborcze kampanie. Czy ma szanse powodzenia?

Zleciliśmy sondaż, w którym zadaliśmy 10 ważnych naszym zdaniem pytań dotyczących kwestii społecznych, pracowniczych, ekonomicznych i pośrednio – politycznych. Odpowiedzi respondentów są ciekawe i pouczające.

1.

JAK PAN/I SĄDZI, KTO MA RACJĘ W SPORZE GÓRNIKÓW Z RZĄDEM?
Zdecydowanie górnicy ...... 17 proc.
Raczej górnicy ...... 39 proc.
Raczej rząd ...... 20 proc.
Zdecydowanie rząd ...... 5 proc.
Trudno powiedzieć ...... 19 proc.

Zadaliśmy to pytanie, ponieważ od wielu tygodni najbardziej gorący i politycznie znaczący protest rozgrywał się w kopalniach (gdzie zresztą daleko do uspokojenia i mówi się o kolejnych akcjach). Odpowiedź padła dość jednoznaczna: rację mają górnicy – w sumie 56 proc. wskazań, przy 25 proc. na rząd. Oznacza to, że w świadomości społecznej wciąż funkcjonuje obraz ciężkiej i ważnej dla kraju pracy w kopalniach, a zawód ten nadal cieszy się poważaniem, co jest – jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli – sukcesem wizerunkowym tej branży.

Protest górników, przez swój specyficzny dramatyzm, okupowanie kopalń, zdeterminowanie uczestników, działa na emocje na zasadzie: ci ludzie nie zdecydowaliby się na takie działania bez ważnego powodu. W takich okolicznościach niknie sama treść protestu i ekonomiczna istota żądań. O co zapytaliśmy w kolejnych punktach sondażu.

2.

CZY PANA/I ZDANIEM PAŃSTWO POWINNO DOPŁACAĆ DO MIEJSC PRACY W KOPALNIACH?
Tak ...... 24 proc.
Nie ...... 57 proc.
Trudno powiedzieć ...... 19 proc.

3.

CZY BYŁBY PAN/I GOTOWY/A ZAPŁACIĆ WIĘCEJ ZA WĘGIEL I ENERGIĘ ELEKTRYCZNĄ, JEŚLI BYŁBY TO WARUNEK UTRZYMANIA MIEJSC PRACY W KOPALNIACH?
Tak ...... 14 proc.
Nie ...... 75 proc.
Trudno powiedzieć ...... 19 proc.

Na pytanie, czy państwo powinno dopłacać do miejsc pracy w kopalniach, aż 57 proc. respondentów powiedziało „nie” i tylko 24 proc. – „tak”. Aż 75 proc. badanych nie chciałoby płacić więcej za węgiel i prąd, gdyby od tego zależało utrzymanie górniczych miejsc pracy, a tylko 14 proc. wyraziło zgodę. Czyli: górnicy mają – chciałoby się powiedzieć teoretyczną albo jakąś moralną – rację w sporze z rządem, ale kiedy przychodzi do konkretów, do pytania o społeczny solidaryzm, o gotowość do podzielenia się ekonomicznymi kosztami z tą branżą, odpowiedź brzmi zdecydowanie odmownie.

Oznacza to, że – zdaniem Polaków – rząd ma zaspokoić potrzeby górników, utrzymać miejsca pracy i zbyt węgla jakimś sobie znanym sposobem, ale bez dokładania do kopalń i bez żadnych podwyżek cen, które uderzyłyby w resztę społeczeństwa. Ta oczywista niekonsekwencja nie zdziwi wytrawnych polityków, którzy wiedzą, że powszechne odczucia, sympatie i intuicje bardzo często nie podlegają prawom logiki i rozsądku, ale muszą być brane pod uwagę z powodów właśnie politycznych. Gdyby Ewa Kopacz przeczytała odpowiedzi na pytania 2 i 3 powinna zachować wobec górniczych związków twardą stanowczość i nie ustępować o krok. Ale gdyby tylko zerknęła na odpowiedzi na pytanie 1, byłaby przekonana, że stoi na przegranej pozycji i musi się wycofać.

4.

GÓRNICY MAJĄ RÓŻNE SPECJALNE PRZYWILEJE BRANŻOWE (M.IN. 13 I 14 PENSJE, WCZEŚNIEJSZE EMERYTURY, WYSOKIE ODPRAWY, DEPUTAT WĘGLOWY), CO PAN/I O TYM SĄDZI?
Górnicy powinni mieć więcej przywilejów niż obecnie ...... 6 proc.
Powinni mieć tyle samo przywilejów, ile mają obecnie ...... 40 proc.
Powinni mieć mniej przywilejów niż teraz ...... 33 proc.
Nie powinni mieć żadnych specjalnych przywilejów ...... 12 proc.
Trudno powiedzieć ...... 9 proc.

W kwestii górniczych przywilejów opinia publiczna ponownie, ale już w znikomej przewadze, stoi po stronie górników: 46 proc. uważa, że górnicy mają tyle przywilejów, ile im się należy albo powinni mieć ich wręcz więcej, a 45 proc. sądzi, że ma mają ich za dużo lub nie powinni mieć zgoła żadnych specjalnych przywilejów.

Te odpowiedzi są charakterystyczne, bo mieszczą się gdzieś w połowie między symboliczną racją górników a konkretem zahaczającym o finanse. Stąd wciąż przewaga strony „progórniczej”, ale już zrównoważona wpływem myślenia „praktycznego”: czy nie jest im za dobrze naszym kosztem?

5.

Z CZEGO POWINNI BYĆ UTRZYMYWANI DZIAŁACZE ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH?
Tylko z pieniędzy przedsiębiorstw ...... 11 proc.
Tylko ze składek członkowskich organizacji związkowych ...... 56 proc.
Po części z pieniędzy przedsiębiorstw i po części ze składek członkowskich ...... 19 proc.
Trudno powiedzieć ...... 15 proc.

6.

JAK PAN/I UWAŻA, O CZYJE INTERESY PRZEDE WSZYSTKIM DBAJĄ ZWIĄZKI ZAWODOWE?
Interesy pracowników ...... 31 proc.
Interesy przedsiębiorstw i branży ...... 22 proc.
Interesy działaczy ...... 35 proc.
Trudno powiedzieć ...... 12 proc.

Aż 56 proc. respondentów uważa, że działacze związkowi powinni być utrzymywani tylko ze składek członkowskich (więcej niż przeciętnie jest w tej grupie lepiej sytuowanych respondentów) i tylko 11 proc., że z pieniędzy przedsiębiorstw (19 proc. wybrało wariant mieszany). Sami funkcyjni działacze związkowi bardzo ostro bronią obecnego stanu posiadania, jednak inni wcale tego poglądu nie podzielają.

Potwierdzają to w pewnej mierze odpowiedzi na kolejne pytanie: o czyje interesy dbają przede wszystkim związki zawodowe? Więcej badanych odpowiedziało, że o „interesy działaczy” (35 proc.) niż o „interesy pracowników” (31 proc.), choć także 22 proc. odpowiedziało, że chodzi o interes „przedsiębiorstw i branży”. Wynika z tego jednak, że pozycja związków zawodowych nie jest taka mocna, jakby się działaczom wydawało. Co prawda to związki są najaktywniejsze w organizowaniu protestów, bo mają w tym praktykę i dysponują funduszami, ale ich duchowe przywództwo wśród pracowników nie jest oczywiste. A w społeczeństwie obdarzane są często nieufnością i podejrzliwością. Zwłaszcza że poza branżami powiązanymi z państwem są one bardzo słabe.

7.

CZY ZAMOŻNI ROLNICY POWINNI PŁACIĆ PODATEK DOCHODOWY?
Tak ...... 62 proc.
Nie ...... 23 proc.
Trudno powiedzieć ...... 15 proc.

Ponieważ do protestów górniczych dołączyły związki rolnicze, zapytaliśmy o stosunek do przywilejów tej grupy społecznej, zwłaszcza zaś o wyłączenie rolników – bez względu na stopień zamożności – z obowiązku świadczeń na utrzymanie państwa. Odpowiedź na pytanie, czy zamożni rolnicy powinni płacić podatek dochodowy, raczej nie spodoba się działaczom rolniczym ani politykom PSL: 62 proc. badanych odpowiedziało, że powinni płacić (wśród przeciwników oczywiście liczniej niż średnio reprezentowani są mieszkańcy wsi i małych miast).

Ale też jest jasne, że tak się jeszcze długo nie stanie, ponieważ z przyczyn politycznych Platforma nie zdecyduje się na żaden konflikt z PSL. Tak już jest, że czasami z przyczyn politycznych trzeba pójść na ustępstwa, bo taki jest pogląd większości (górnicy – rząd), ale bywa, że także z powodów politycznych (konieczność utrzymania koalicji) pogląd większości musi być zignorowany (na koszt reszty społeczeństwa).

8.

CZY JEST PAN/I ZA WYŻSZYMI, BARDZIEJ OPŁACALNYMI DLA ROLNIKÓW, CENAMI SKUPU, NAWET JEŚLI MIAŁOBY TO OZNACZAĆ PODWYŻKI CEN ŻYWNOŚCI?
Tak ...... 34 proc.
Nie ...... 49 proc.
Trudno powiedzieć ...... 17 proc.

Od pewnego czasu pojawiają się postulaty z różnych branż, że państwo musi/powinno zapewnić opłacalność produkcji (np. odpowiednio wysokie ceny skupu żywca). Najwyraźniej widać to w żądaniach organizacji rolniczych, ale nie tylko, bo przecież górnikom chodzi w gruncie rzeczy o to samo. Jeśli tak, to podobne oczekiwania mogą wysunąć inne branże. Zapytaliśmy więc, na jakie wyrzeczenia zgodziłoby się społeczeństwo, aby spełnić taki postulat, np. rolników. Czy jest zgoda na podwyżki cen żywności, jeśli byłby to warunek lepszej opłacalności produkcji rolnej? Większość pytanych (62 proc.) odpowiedziała przecząco lub wymijająco (podobnie, przypomnijmy, nie było zgody na podwyżki cen węgla czy energii elektrycznej).

To, że mimo wszystko całkiem spory odsetek respondentów (34 proc.) stwierdził, że zgodziłby się na podwyżki, można tłumaczyć relatywnie niskimi i stałymi od miesięcy cenami żywności i rozwijaniem sieci tanich sklepów. Na żywność – zgodnie z tendencją w rozwiniętych krajach – wydajemy coraz mniejszą część dochodów i może ewentualne podwyżki cen w tym sektorze są odbierane przez część respondentów jako mniej dotkliwe.

9.

CZY PRZYSTĄPIŁBY/ABY PAN/I DO STRAJKU GENERALNEGO, GDYBY ZOSTAŁ ON OGŁOSZONY PRZEZ CENTRALE ZWIĄZKOWE?
Tak ...... 23 proc.
Nie ...... 63 proc.
Trudno powiedzieć ...... 17 proc.

10.

JAK PAN/I UWAŻA, CZYJE INTERESY REPREZENTUJE RZĄD W SPORACH ZE ZWIĄZKAMI ZAWODOWYMI?
Interes całego społeczeństwa ...... 13 proc.
Własny interes polityczny i partyjny ...... 53 proc.
Interes przedsiębiorstw ...... 13 proc.
Interes pracowników, którzy nie są członkami związków zawodowych ...... 5 proc.
Trudno powiedzieć ...... 16 proc.

Ostatnie dwa pytania mają ogólniejszy charakter i chyba kluczowe znaczenie, szczególnie w roku wyborczym. Interesowało nas, jaka jest gotowość w społeczeństwie do przystąpienia do strajku generalnego, gdyby go ogłosiły centrale związkowe, czym zresztą ostatnio regularnie straszą. Otóż 63 proc. badanych nie przystąpiłoby do takiego strajku, a tylko 23 proc. zadeklarowało taką gotowość.

Nie popełnimy chyba większego błędu, jeśli przyrównamy te 23 proc. do elektoratu PiS, zapewne te grupy się w sporej mierze pokrywają, bo gotowość do strajku jest w dużej mierze także deklaracją polityczną i wyrazem ogólnej oceny rzeczywistości w kraju. Ale też widać, że nawet nie wszyscy wyborcy PiS są skłonni poprzeć strajk generalny, który jest przecież zawsze, inaczej niż pojedyncze protesty, wymierzony w ekipę rządzącą. Związkowcy zresztą wiedzą, że strajk generalny by im nie wyszedł, dlatego wolą straszyć taką ewentualnością, ale nie chcą powiedzieć „sprawdzam”. Wolą metody niejako hybrydowe, punktowe, które przynoszą duży efekt propagandowy, ale nie wymagają mobilizowania milionów: blokady torów kolejowych, dróg, okupacji gmachów, głodówek itp.

I ostatnie pytanie w naszym sondażu: czyje interesy, zdaniem badanych, reprezentuje rząd Rzeczpospolitej? Ponad połowa – 53 proc. wybrała odpowiedź: „własny interes polityczny i partyjny”. Tylko 13 proc. uważa, że rząd wyraża interes całego społeczeństwa, tyle samo sądzi, że „interes przedsiębiorstw” (czyli – kapitalistów). To szokujący wynik, nie tylko dla rządu Ewy Kopacz, ale dla całej klasy politycznej, bo zapewne gdyby rządził inny gabinet, rezultat sondażu byłby podobny. Wygląda na to, że cała wielka machina wyborcza, kampania, debaty, głosowanie, wielomiesięczna gorączka polityczna służą – w przekonaniu ponad połowy społeczeństwa – wyborowi władzy, która reprezentuje tylko siebie i nikogo więcej.

W tych wynikach odbijają się głębsze trendy, zauważane już wcześniej przez socjologów. Polacy generalnie nie mają zaufania do tych, którzy ich formalnie reprezentują, a przynajmniej chcą reprezentować, ani do związków, partii i innych organizacji, ani do rządu. Są skłonni zrozumieć tych, którzy walczą o własne życiowe interesy, ale z drugiej strony nie wykazują specjalnie społecznej empatii i solidaryzmu. Czyli – walcz, co wyszarpiesz, to twoje, byle nie moim kosztem, bo na to nie ma zgody. Wyszarpuje się od rządu, który ma dać, ale nie może zabrać innym, ma dorzucić ze swojego, cokolwiek by to miało znaczyć. Wydaje się, że ta postawa jest jakimś niesłychanie trwałym reliktem PRL.

Zdumiewające, jak głęboko w społecznej podświadomości, mimo upływu ćwierćwiecza, zakodowany jest ten sam schemat: każdy protest społeczeństwa jest z definicji słuszny, bo po drugiej stronie stoi „władza”, która się nakradła. W tym obrazie nie ma podatników, ograniczonego budżetu państwa, poczucia, że rząd rozdziela nasze, a nie swoje pieniądze, że przywileje jednych grup muszą być finansowane przez inne.

Niechęć do udziału w strajku generalnym to z kolei dalszy ciąg znanej i historycznie utrwalonej tendencji do „nieuczestniczenia”: praktycznie brak wielkich demonstracji znanych z innych europejskich krajów, bardzo niskie uzwiązkowienie pracowników, permanentnie marna frekwencja wyborcza (stająca się fenomenem na szerszą skalę, badanym przez zachodnich ekspertów), niechęć do angażowania się w partie polityczne i inne organizacje. Jawimy się jako społeczeństwo mikrogrup mających mikrointeresy, raczej rozbudowanych rodzinnych klanów i kręgów znajomych, zaangażowanych w lokalne inicjatywy i powiązania. Polacy, jak się wydaje, nie spodziewają się wiele od rządu, nie wierzą też, zwłaszcza poza wielkimi branżami, w masowe protesty i zbiorowe postulaty. Poszukują raczej indywidualnych sposobów na lepsze życie, poza formalnymi strukturami państwa. Wykazują coś, co można by nazwać nieżyczliwym brakiem zainteresowania.

Pozytywem takiej postawy jest to, że nie zwiastuje ona sytuacji rewolucyjnej, nie ma w tej chwili, jak się wydaje, bazy do gwałtownych zmian i wstrząsów. Dlatego zapowiadana fala strajków i protestów raczej nie będzie miała siły tsunami. Ale jest też ciemniejsza strona takiego nastawienia: apatia, poczucie, że nikt mnie nie reprezentuje, że życie publiczne nie niesie niczego dobrego i przydatnego, że obowiązuje specyficzny darwinizm, gdzie silniejsi mają większe szanse walki o swoje i liczy się właśnie siła, a nie ogólnospołeczne racje i przemyślana hierarchia krajowych spraw, nad której przestrzeganiem czuwa kompetentna władza. Scena publiczna postrzegana jest w dużej mierze jako chaos, w którym przydatna jest zasada: pilnuj swego.

Badanie przeprowadzone na zlecenie POLITYKI potwierdza też przeciętnie niskie zrozumienie dla mechanizmów gospodarczych, a nawet prostych ciągów przyczynowo-skutkowych. Niestety, mimo edukacji szkolnej i życiowej, praktykowania już trzecią dekadę kapitalizmu i demokracji, mamy skłonność do widzenia wszystkiego oddzielnie. Więc jednym tchem możemy popierać postulat wyższych cen skupu żywności i nie zgadzać się na wyższe ceny jej sprzedaży; żądać niższych podatków i wyższych świadczeń społecznych; odrzucać pomysł podniesienia składek zdrowotnych i domagać się finansowania wszystkich dostępnych procedur medycznych dla każdego; popierać ponowną obniżkę wieku emerytalnego i oczekiwać podwyżki „głodowych” emerytur, ale bez podwyższania składek emerytalnych, bo kogo na to stać itp. Każda z tych sprzecznych opcji będzie miała w badaniach większość.

Ta swoista ludowa ekonomia, mocno zakorzeniona w doświadczeniu PRL, jest bardzo ważnym faktem psychologicznym, społecznym i politycznym. Widać to choćby w kolejnych kampaniach wyborczych (łącznie z obecną, rzecz jasna). Kandydaci do czegokolwiek mogą wygłaszać bez cienia zażenowania najbardziej bezczelne obietnice, na ogół sprowadzające się do rozdawania „słusznie należnych” świadczeń, finansowanych nie wiadomo z czego. I nie napotkają na gwizdy i buczenia.

My, elektorat, wyglądamy w oczach polityków pewnie tak jak na starym rysunku Andrzeja Mleczki: stoimy tłumnie pod wielkim transparentem: „Żądamy obietnic!”.

***

Badanie przeprowadzono 27.02–4.03 na reprezentatywnej próbie 1000-osobowej techniką wywiadów bezpośrednich CAPI.

Polityka 12.2015 (3001) z dnia 17.03.2015; Temat tygodnia; s. 12
Oryginalny tytuł tekstu: "Badania nad żądaniami"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną