Jest to manifest patriotyczno-programowy, w którym swoje „księgi” zamieścili autorzy (jest ich 21) określani jako „naukowcy, publicyści, ministrowie, menedżerowie, posłowie, specjaliści z wielu dziedzin”. Wszyscy oni skupili się wokół tytułu tej książki, który wymownie oddaje, o co autorom chodzi: „Wygaszanie Polski. 1989–2015”. Proces upadku jest podzielony na rozdziały: społeczeństwo, gospodarka, obronność, państwowość, tak żeby żadna cząstka wygaszania nie została pominięta. „Ci wybitni patrioci potrafią jednak dać odpowiedź na pytanie, co robić, by zatrzymać dokonujący się na naszych oczach kolejny (…) rozbiór Polski” – można przeczytać na okładce. Jak? „Trzeba stanowczo i jak najszybciej podziękować obecnym nieudolnym, aroganckim i zadufanym w sobie »sternikom« naszego kraju”. Kto ma ich zmienić – wyjaśniać nie trzeba.
Warto się zapoznać z tą książką, aby wiedzieć, jakie poglądy i jacy ludzie stoją za „polskim Kennedym”, czyli Andrzejem Dudą, którego zdjęcie z kampanii zresztą się w tym dziele znalazło (obok wielu fotografii polskiej biedy, rozkradzionych fabryk itp.). Bo to oni, jak można przypuszczać, zostaną ministrami w przyszłym ewentualnym rządzie PiS (wszak już nimi byli) i w przeciwieństwie do dekoracyjnego Dudy będą sprawować realną władzę.
Sztuka zboczeńców
Wydawca i pomysłodawca tej książki Leszek Sosnowski (Wydawnictwo Biały Kruk) pisze we wstępie, że Polska przeżywa istną epidemię wyprzedaży: dóbr materialnych, ale też polskości, że po raz wtóry poddana jest rozbiorom, które dzisiaj używają innych kajdan niż w XVIII stuleciu. „Teraz nie zakuwa się w żelazo, nie kroi europejskich map. Teraz się wygasza, jak np. kopalnie. Elegancko, z zachowaniem wszelkich pozorów. Wygasza się Polskę i polskość. W każdej dziedzinie życia. W coraz szybszym tempie”.
Po tym wstępie kolejni autorzy szczegółowo, w wybranych aspektach, śledzą proceder wygaszania. Zaczyna Adam Bujak, znany jako fotograf Jana Pawła II, który występuje przeciwko, jak to nazywa, wygaszaniu w Polsce Krzyża. „Krzyż – najpiękniejszy i najważniejszy znak naszej wiary – jest w ostatnich latach szargany, poniewierany, opluwany, zohydzany”. Przeciwstawiana jest Krzyżowi „kiczowata tęcza ze sztucznych kwiatów”, paranoiczna ideologia gender, „obrzydliwe przedstawienia teatralne typu »Golgota Picnic«”. Pisze Bujak: „teraz każdy zboczeniec może prezentowanie swych dewiacji nazwać sztuką!”. I dalej: „wygaszanie wiary łączy się w naszym kraju z wygaszaniem polskości. (…) Przede wszystkim nie wolno głosować na tych, którzy nawet jeśli dadzą Panu Bogu świeczkę, to zaraz biegną z ogarkiem do diabła”.
Nie ma wspólnoty
Krakowski historyk prof. Andrzej Nowak, o którym mówiono w swoim czasie, że mógłby być kandydatem PiS na prezydenta, alarmuje z kolei, że w Polsce wygasza się historię i polskość. Pisze o tym w podniosłym, niemal biblijnym, tonie, który w PiS bardzo się podoba, bo jest bliski apokaliptycznym wizjom tego ugrupowania. „Zaserwowano nam w ciągu ostatnich 25 lat politykę wstydu, politykę, która ostatnio przybrała gwałtownie na sile, stała się agresywna, skutecznie eliminując patriotyczne myślenie o naszej Ojczyźnie”. I dalej: „jeśli czujemy się reprezentowani dobrze przez rząd, na czele którego stał przez 7 lat człowiek, który oficjalnie ogłosił, iż dla niego »polskość to nienormalność« – to znaczy, że wspólnoty historycznej już nie ma”. Nowak chciałby zwołania „Kongresu Polskiej Pamięci i Nadziei”, ponieważ „potrzebna wydaje się swoista inwentaryzacja środków, którymi dysponować możemy od razu w pracy nad obroną i odnową dobrego wizerunku Polski”. Nowak narzeka, że kiedy wyjeżdża za granicę, ma kłopot: „Każdy jest skądś, każdy czymś się chwali, a ja wyjechałem i czym mam się pochwalić? Jedwabnem? Polskim piekłem?”.
Zaraz potem do głosu dochodzi Piotr Gliński, też profesor, nie tak dawno jeszcze kandydat PiS na premiera rządu technicznego. Gliński jest socjologiem, nic dziwnego więc, że w swoim zawodowym języku próbował przeprowadzić dowód na „wygaszanie społeczeństwa obywatelskiego”. Wedle dobranych danych, a zwłaszcza przyjętej poetyki swojej opowieści, profesor stwierdza m.in., że w Polsce została zniszczona mentalność społeczeństwa, że nędza kultury życia publicznego prowadzi do tego, że akceptuje się „już właściwie każde zaprzaństwo, kłamstwo czy złodziejstwo grosza publicznego”. Pisze: Polakom brakuje obywatelskiej odwagi, społeczeństwo obywatelskie nie jest potrzebne rządzącym, nigdy nie uzyskało statusu prawdziwego partnera wobec władzy politycznej i biznesu (notabene za najbardziej nieufnego wobec organizacji pozarządowych uchodził premier Kaczyński, który się z tą niechęcią zresztą nie krył). I na koniec – że rośnie w Polsce potencjał obywatelskiego buntu.
Zagrabione media
Nie zabrakło opowieści o strasznym stanie polskiej literatury (Krzysztof Masłoń, publicysta „Do Rzeczy”, broni przed krytykami z tzw. mainstreamu arcypolskiego Henryka Sienkiewicza), o „teatrze antypolskim” Temidy Stankiewicz-Podhoreckiej (publicystki „Naszego Dziennika”) oraz analizy polskich mediów pióra Wojciecha Reszczyńskiego, byłego multiinstrumentalisty radiowo-telewizyjnego, od dawna przy PiS. Reszczyński ubolewa, że „dzięki KRRiT utrzymana zostaje zasada dominacji w mediach sił rządzących (…)”, wyraźnie „zapominając”, jak to PiS, kiedy był przy władzy, w ciągu kilkudziesięciu godzin przejął Krajową Radę, a potem całe media publiczne.
Następnie profesor Janusz Kawecki, inżynier i przewodniczący Zespołu Wspierania Radia Maryja, pisze o „wygaszaniu nauki polskiej”, a jednym z przykładów jest dla niego sprawa „szykanowanej pracy magisterskiej” Pawła Zyzaka na temat biografii Lecha Wałęsy.
W książce zmieścił się także ginekolog profesor Bogdan Chazan (przyszły minister zdrowia?), którego tytuł do wypowiadania się o wygaszaniu służby zdrowia jest wiadomy. Stał się on symbolem walki dobra ze złem, życia ze śmiercią, a przecież PiS jest zawsze za życiem, w każdej formie, nawet w wyniku gwałtu, byle nie z in vitro. Zdaniem Chazana zaś w służbie zdrowia „będzie coraz gorzej”.
Promowanie nienormalności
Więcej temperatury znajdziemy w tekście ks. prof. Dariusza Oko (bliżej przedstawiać chyba nie trzeba?), który znowu powtórzył to, co mówi przy każdej okazji, jaka się nadarzy. Że oto w Polsce prowadzona jest agresywna walka z rodziną i Kościołem, przede wszystkim przez bezczelnych genderystów („genderyści swoje dzieci abortują, a dzieci chrześcijan deprawują”). Niepohamowany ksiądz Oko wrogów widzi nie tylko w genderystach, choć przede wszystkim, lecz także w polskim obozie władzy, który „wyspecjalizował się w wygaszaniu protestów przeciwko nienormalności”, w telewizji publicznej, która „indoktrynuje”, w ustawie antyprzemocowej i w ustawie w zakresie równego traktowania.
Na księdzu profesorze kończą się rozważania i myśli, można powiedzieć, symboliczne, dotyczące społeczeństwa i ludzi. Potem są rozdziały, które mają pokazać, jak w świetle twardych danych widoczne jest dojmujące wygaszanie Polski. I tak np. Janusz Szewczak, główny ekonomista KK SKOK, w przeszłości doradca prawicowych partii, pisze o wygaszaniu finansów. Dochodzi do wniosku, że „ekonomiczna wojna z własnym narodem i resztkami polskiego przemysłu zmierza coraz wyraźniej w kierunku wygaszania nierentownego podobno kraju nad Wisłą”.
Następnie Marek Gróbarczyk, w 2007 r. minister gospodarki morskiej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, pisze, a owszem, o wygaszaniu gospodarki morskiej, więcej – o „ośmiu latach polskiego odwrotu od Bałtyku”. Odwrót zaczął się natychmiast, gdy minister Gróbarczyk, ten ostatni polski latarnik, przestał być ministrem. Potem wygaszaniem polskiego przemysłu okrętowego zajmuje się w książce Andrzej Jaworski, obecnie poseł PiS. Prof. Jan Szyszko, także minister u Kaczyńskiego, odpowiedzialny za środowisko, opisuje „wygaszanie polskich lasów”, stwierdzając: „Mieszkając w Polsce, nie będziemy na polskiej ziemi. Odgrodzą i wyznaczą nam trasy, po których będzie nam wolno chodzić, a każdy krok w bok będzie oznaczał, że znaleźliśmy się na obcym gruncie”.
Niewybitne wojsko
Za chwilę do raportu staje poseł PiS Piotr Naimski, który pisze o uzależnieniu Polski od rosyjskich surowców, co – jak można mniemać – jest samo w sobie przesłanką do wygaszania polskiej energetyki, a zapewne całego państwa. Grzegorz Kwaśniak, oficer rezerwy, pisze krótko, ale po żołniersku wyraziście: wojsko polskie jest do niczego, ma bardzo mało zdolnych dowódców. „A ludzi wybitnych nie ma w ogóle”. I w ogóle polskie elity nie mają „polskiej suwerennej myśli strategicznej”.
Myśl tę rozwija sam Antoni Macierewicz, który pisze, że „wojsko stało się obszarem żerowania różnych grup przestępczych, często związanych z obcymi służbami”; że jest ono kierowane przez kadrę ukształtowaną „zgodnie z koncepcją Wojciecha Jaruzelskiego”. I, tak jak przedmówca, od wojska przechodzi do stwierdzeń bardziej ogólnych. „Żyjemy w kraju, gdzie duża część elity politycznej nie poczuwa się, niestety, do prawdziwej odpowiedzialności za Ojczyznę i woli być nazywana Europejczykami niż Polakami”. Macierewicz postuluje ponadto, aby Polska kupiła cztery okręty podwodne z rakietami średniego zasięgu, aby móc razić ośrodki dowodzenia wrogiego kraju.
Tak zwana Unia
I na koniec prof. Krzysztof Szczerski, były wiceminister spraw zagranicznych i nominowany już prawie szef MSZ w przyszłym rządzie PiS, ubolewa nad „wygaszaniem polskiej polityki zagranicznej”. „Nie musimy mówić europejskim głosem” – stwierdza, a Unię Europejską określa jako „tak zwaną”. O obecnie rządzących Szczerski pisze uprzejmie: „Oni faktycznie są przekonani, że wyszli z kultury polskiej jak z uwierających ich ubłoconych gumiaków, które wyrzucili za drzwi, a ubrali (sic!) europejskie lakierki”. I jeszcze: „ta postawa wynika nie tylko z uległości, ale także bardzo niskiej oceny wartości Polski i Polaków przez rządzących”.
Książka zawiera jeszcze „Kronikę wygaszania Polski”, czyli kalendarium ułożone przez Jerzego Kłosińskiego, redaktora naczelnego „Tygodnika Solidarność”. Jako istotny punkt wygaszania kraju autor podaje moment, w którym Lech Wałęsa pozbył się ze swojej prezydenckiej kancelarii braci Kaczyńskich. To kalendarium obnaża jednak pewien kłopot, przed którym stanęli autorzy i wydawcy książki.
Kłopot to logiczny. Jeśli coś gaśnie, to wcześniej musiało płonąć. Dalej idąc, jeśli wygaszanie rozciągnęło się na 25 lat, to właśnie w 1989 r. Polska znalazła się w punkcie idealnym, optymalnym, a potem było już tylko coraz gorzej. Nie bardzo wiadomo, co miało się psuć, jeśli wcześniej nie istniało (np. demokracja), i dlaczego to ostatni rok PRL miałby być nostalgicznym, ostatnim czasem prosperity, którą potem roztrwoniono?
Kłopot jest jeszcze jeden: przez całe lata PiS wmawiał, że rząd Kaczyńskiego zostawił kraj w kwitnącym stanie, ze świetną gospodarką i rozbudzonym społeczeństwem. Przynajmniej więc na chwilę wygaszanie musiało zastopować. Ale jeśli trwało już wcześniej, intensywnie, przez ponad 15 lat, to skąd nagle te sukcesy Kaczyńskiego? Raptem ze zgliszcz wyłoniła się całkiem zasobna i sympatyczna IV RP, z dobrze działającymi prokuraturą, służbami, sędziami, kwitnącym przemysłem, górnictwem itd. Poza tym Polska okazała się całkiem sprytna, bo zwiodła wiele państw i szacownych organizacji, skoro ten wygaszony i upadły kraj został przyjęty do NATO, Unii Europejskiej i wielu innych demokratycznych instytucji.
Nowatorska logika PiS
Partia Kaczyńskiego mogłaby się włączyć w nurt normalnej krytyki, z użyciem argumentów mierzalnych i weryfikowalnych, bo polskie państwo jak najbardziej zasługuje na taką krytykę w wielu dziedzinach, a rządząca Platforma to nie są mistrzowie świata. Ale włączając się w zwyczajną dyskusję na temat niedomogów średniej wielkości demokratycznego kraju, PiS straciłby ten biblijny, katastroficzny i totalny ton, którym chce czarować i uwodzić swoich zwolenników.
W każdym studiu telewizyjnym od razu łatwo rozpoznać pisowca po jego charakterystycznej wyższości moralnej. Wysłannik Prawa i Sprawiedliwości dba o to, aby się z nikim nie zgodzić, nie wejść w żaden dyskurs, aby wciąż podkreślać swoją wyjątkowość i odmienność. On nie zajmuje się drobiazgami, które tylko rozwadniają cudzą winę, ale wznosi całościowy lament nad upadającą ojczyzną. Nie da się naprawić części, wymienić elementu, czegoś usprawnić, unowocześnić. Trzeba wszystko rozebrać, wyburzyć, odkazić, wygonić, zlustrować, napiętnować, żądać pokajania się, nawrócenia, a potem się zobaczy. PiS, podobnie jak książka „wygaszaczy”, wyłącza się z normalnego obiegu myśli.
Prawica nie od dzisiaj wzrusza się własnym wzruszeniem, jest przejęta własnym przejęciem, sama się emocjonalnie obsługuje, ale oczekuje też oklasków. Dla wzruszonej i pobudzonej prawicy widzialny świat jest zbyt prosty i banalny, aby zaspokoić jej metafizyczne potrzeby. PiS od dawna zakłada istnienie rzeczywistości równoległej, niewidzialnej, ale złowrogiej i jedynie prawdziwej.
To, co widać, to zatem ułuda, prymitywny, lemingowy matriks, rzeczywistość zaś jest w takich książkach, jak „Wygaszanie Polski”. Około 30 proc. Polaków w to wierzy. Rzecz w tym, że wyborcy PiS ową wygaszoną Polskę zamierzają po swojemu rozpalić. A Platforma martwi się, czy 10 maja, w dniu wyborów, ludzie wrócą na czas z grilla.