Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Interes tkwi w szczegółach

Armia wybrała: rakiety od Amerykanów, śmigłowce z Francji

Francuski śmigłowiec Caracal EC725. Francuski śmigłowiec Caracal EC725. Twitter
Wiemy już, kto wyprodukuje nowe śmigłowce i rakiety dla polskiej armii. Nie wiemy najważniejszego – na jakich zasadach.

Doprowadzenie do tego momentu zajęło kilka lat. Według niektórych to długo. Prezydent Bronisław Komorowski mówi, że krótko. Producenci się już niecierpliwili, ale w zakulisowych rozmowach przyznawali, że tyle to trwa na całym świecie.

Tego typu sprzęt kupuje się na lata. Ci, którzy dziś podejmowali decyzje, za kilka lat będą już na emeryturach. A załogi śmigłowców dopiero zaczną się przyzwyczajać do nowych maszyn. Pierwsze dostawy zaplanowano już za dwa lata. Co nie znaczy, że równie szybko osiągną gotowość.

Dlatego decyzja rządu o wyłonieniu ostatecznych producentów była więcej niż pożądana. Rakiety dostarczy amerykański Raytheon, zaś 50 śmigłowców wielozadaniowych Caracal wyprodukuje francuski Airbus Helicopters. Maszyn będzie o 20 mniej, niż początkowo zakładano. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze wydamy na zakup większej liczby śmigłowców uderzeniowych, co jest o tyle trafną decyzją, że obecnie używane przez Polskę Mi-24 dosłownie za moment będą nadawać się wyłącznie na muzealne ekspozycje. Tymczasem transportowe Mi-17, które ma nasza armia mają się całkiem nieźle i dobrze będą uzupełniać flotę Caracali.

Umowa bez zakładu

Jednak sprawa zakupów jeszcze nie jest przypieczętowana. Jeśli chodzi o śmigłowce, czeka nas jeszcze pewnie seria protestów. Tych oficjalnych w sądach i tych na ulicach.

Dwaj inni startujący w przetargu producenci (włosko-brytyjska Augusta Westland i amerykański Sikorsky Aircraft) bardzo podkreślali przewagę nad Francuzami w postaci zakładów na terenie Polski. Ponieważ ich załogi straciły właśnie szansę na dodatkowe zamówienia, należy się spodziewać, że mogą wyjść na ulice. Przy okazji paląc opony.

Rząd świetnie zdawał sobie z tego sprawę. I już kilka miesięcy temu podkreślał, że armia kupi taki śmigłowiec, jaki jest jej potrzebny. A nie taki, jaki ktoś akurat ma na zbyciu. Nowe śmigłowce mają zastąpić maszyny radzieckie. Tamte miały duży udźwig i duże możliwości transportowe. Część oferentów uporczywie to jednak ignorowała. Konsekwencja rządu w kwestii nie ulegania wpływom producentów godna jest podziwu.

Walory sojuszu

Trudno o niej mówić w przypadku zakupu systemu obrony średniego zasięgu przed atakiem z powietrza „Wisła”. Według wielu specjalistów oferta francuska pod względem technicznym była dużo bardziej atrakcyjna dla Polski. Zwłaszcza w przypadku radaru i propozycji stworzenia podobnego na bazie polskiego przemysłu.

Diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach. Jeśli w trakcie międzyrządowych negocjacji ministrowi Tomaszowi Siemoniakowi uda się nagiąć Amerykanów do podzielenia się nowoczesnymi technologiami, to wybór ten może mieć jeszcze swoje zalety. Na tym etapie raczej podkreśla się, że Amerykanie są najwierniejszym sojusznikiem Polski. Albo że w razie zagrożenia w ciągu 48 godzin ściągną do Polski baterie z innych europejskich krajów. Jaka oferta, takie walory.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną