Ubiegłej jesieni grupa 12 osób stworzyła Konsylium, które po dziewięciu miesiącach pracy przygotowało zamówiony przez Krajową Izbę Gospodarczą raport „Reforma Kulturowa 2020, 2030, 2040”, czyli program zasadniczej Zmiany. Rzecz nie działa się w domu wariatów.
Zanim raport (i ja uczestniczyłem w jego przygotowaniu) przedstawimy 9 czerwca na Kongresie Innowacyjnym Gospodarki i zaczniecie Państwo się o nim dowiadywać z drugiej ręki, chciałbym opowiedzieć, w czym rzecz i do czego zmierzamy. Nie chodzi o kolejną partię, koło ratunkowe dla jakichś polityków ani nic takiego.
Od kilku lat z grupą naukowców, polityków, biznesmenów spotykaliśmy się na Kongresach Innowacyjnej Gospodarki organizowanych przez Krajową Izbę Gospodarczą. Cel był szczytny, bo to poziom innowacyjności decyduje o bogactwie i jakości życia. Z produkcji palet drewnianych da się wyżyć, ale dobrze żyją ci, którzy wymyślają iPhony, lekarstwa itd. A my z roku na rok, z panelu na panel, coraz mocniej czuliśmy, że próbując odkryć i nazwać, co Polsce przeszkadza w zrobieniu wielkiego skoku, plączemy się w niewidzialnej sieci. Aż zaczęliśmy rozumieć, że przeszkody są w nas. I niewiele zmienimy, póki sami się nie zmienimy.
Kulturowe hamulce
Dobił nas jubileuszowy (25-lecie) panel premierów III RP. Pasmo sukcesów okazało się również pasmem porażek. „To się udało w Niemczech, a u nas się nie uda”. „To się udało w Szwecji, a u nas – mowy nie ma”. „To wyszło Koreańczykom – a my nawet nie powinniśmy marzyć”. „Trzeba się cieszyć tym, co mamy”. A wiedzieliśmy, że to, co mamy, na długo nie starczy, bo wyczerpują się źródła naszych sukcesów. Przynajmniej trzy znikające źródła wszyscy dobrze widzieli. Po pierwsze, koniec manny z Brukseli, która przestanie płynąć po 2020 r.