Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Byt zaprząta świadomość

Polska dzieli się na nowo

Kongres Partii Razem Kongres Partii Razem Tomasz Warzocha/Razem
Z zamieszania na scenie politycznej mogą skorzystać nowe twory polityczne, które będą toczyć ze sobą bardziej współczesny spór niż dotychczasowe partie.
Sławomir Sierakowski – twórca i redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”.Albert Zawada/Agencja Gazeta Sławomir Sierakowski – twórca i redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”.

Wiele wskazuje na to, że nadchodzi kolejny przełom w polskiej polityce po 1989 r. Polityka lubi dychotomie, dlatego dotychczas każda jakościowa zmiana ustanawiała dwie dominujące partie, które toczyły ze sobą główny spór, wypełniający treścią media i umysły wyborców. Wszyscy czują, że obecna konstrukcja się sypie i trzeba będzie zbudować nową. Warto zatem opisać te podziały, konflikty i to, co wyłania się dziś w postaci nowych inicjatyw politycznych i tego, jaki antagonizm może się między nimi na trwałe uformować.

Pierwszy okres po 1989 r. to podział postkomunistyczny, jak to określiła prof. Mirosława Grabowska. Z chaosu pierwszych lat transformacji wyłoniły się dwa obozy: postkomunistyczny i postsolidarnościowy, wymieniające się władzą do czasu afery Rywina w 2001 r. Dominujący spór między politykami i dziennikarzami do tego czasu toczył się wokół kwestii szeroko rozumianej lustracji i dekomunizacji. Przykrywał inne kwestie, które dezawuowano jako tematy zastępcze (takie jak prawo do aborcji czy klerykalizacja państwa).

Nowy podział

Ta wymiana zakończyła się kompromitacją SLD, formowaniem się nowych sił, którym Sojusz oddał władzę w 2005 r. Wyłonił się nowy podział postsolidarnościowy, a wyrazicielami stron zostali Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Obaj, wzorem poprzedniego okresu, mieli początkowo iść razem do władzy we wspólnej koalicji PO-PiS i znowu wymienić się władzą z postkomunistami. Ale to już nie była ta sama rzeczywistość polityczna: SLD nie wydobył się już z marginesu, a nowe partie ustanowiły nową linię konfliktu w krajowej polityce. Ich spór, którym jesteśmy już tak zmęczeni, toczył się o istnienie i wykrycie „układu” rządzącego państwem, który po katastrofie smoleńskiej został płynnie zastąpiony przez „zamach”. Obserwujemy właśnie schyłek tego okresu i nowy przełom, który można nazwać zwrotem albo podziałem materialistycznym w polskiej polityce.

Najsilniejszy wydaje się Paweł Kukiz ze swoją antypartią, który mówi o JOW, i poparcie dla niego urosło do 20 proc. w sondażach. Z sukcesem zadebiutował Ryszard Petru z hasłem „nowoczesność”, które zresztą dawno nowoczesne już nie jest. Za to 10 proc. poparcia w jednym z sondaży i efektowny spektakl na warszawskim Torwarze zrobiły wrażenie. Trzecia inicjatywa to powołana niedawno do życia Partia Razem, odwołująca się do trudnej sytuacji pracujących na śmieciówkach prekariuszy. Razem postanowiła nie mieć lidera, stanowczo odrzuciła też możliwość sojuszu ze znanymi politykami. To ich sposób na odzyskanie wiarygodności na lewicy. Brak lidera ma być wyraźną alternatywą dla wodzowskiego modelu obowiązującego w ostatnim okresie.

Skąd popularność Kukiza? Dobrze to wyjaśnił prof. Karol Modzelewski, który opowiadał w siedzibie „Krytyki Politycznej” o swojej sympatii do trybuna ludowego. Kukiz podobał się, bo umiał mówić do tłumów. I był autentycznie zaangażowany. Ale nie tak jak Andrzej Duda, któremu broda sama podnosi się na myśl o sobie samym, jak kiedyś Marianowi Krzaklewskiemu. Kukiz, co by nie opowiadał, wydaje się szczery i nieugnieciony jak plastelina przez piarowców. Widać, że nie chodzi mu o własną karierę. Ale to nie Kukiz doprowadzi do przełomu. Jest tylko kolejnym sezonowym rzecznikiem tych, którzy nie mają na kogo głosować. Podobnie jak Palikot i Korwin-Mikke, którzy wcześniej krzyczeli najgłośniej na polityków w mediach, Kukiz urósł w sondażach dopiero na chwilę przed momentem wrzucenia kartek do urn. Tak jak JOW, gdyby zostały wprowadzone w życie, to dałyby PO i PiS całą władzę w Polsce na zawsze, a sam Kukiz zdobyłby może jeden mandat, tak jego posłowie, których teraz wprowadzi do parlamentu, raczej ustabilizują dotychczasowy układ, bo kupi ich silniejsza partia.

Kukiz gra na innej opozycji niż Partia Razem i NowoczesnaPL. Antypartia Kukiza przeciwstawia się całej klasie politycznej en bloc, gdy Nowoczesna i Razem tworzą natomiast nową oś sporu w ramach istniejącego systemu. Zwróćmy najpierw uwagę, że dotychczasowe tematy: lustracja, układ czy zamach to były kwestie wsteczne, oderwane od jakichkolwiek realnych problemów społecznych. I to właśnie one, choć dominujące, były jedynie zastępczymi problemami. Obserwując, o czym mówią NowoczesnaPL i Razem, widać wyraźnie, że mamy do czynienia z nowym podziałem materialistycznym w polskiej polityce.

Jeśli Razem i Nowoczesna staną naprzeciwko siebie i tak będą przedstawiane, to może uda się im zastąpić PO i PiS. Co najistotniejsze, nowa oś sporu może przestawić polską politykę na właściwe tory. Nie przypadkiem przecież wynaleziono kiedyś lewicę i prawicę. Dotychczasowy spór był dla polskiej demokracji i modernizacji dysfunkcjonalny. Amerykanin by powiedział, że zamiast left and right mieliśmy right and wrong, czyli spór w gruncie rzeczy tylko quasi-polityczny. Polegał nie na rywalizacji „w górę”, ale na ściąganiu w dół przeciwnika. Głosowało się na anty-PiS albo anty-PO. Nowy spór – na rozwiązania gospodarcze – może być bardziej funkcjonalny. Może dać dwie wizje rozwoju, które umożliwią zorganizowanie się społeczeństw wokół uporządkowanych odmiennych interesów ekonomicznych, a nie ściganiu agentów czy poszukiwaniu trotylu.

Na razie postulaty Razem wydają się bardziej namacalne w porównaniu z tym, co proponuje Nowoczesna. Tam gdzie Razem mówi o liczbach, Petru opowiada głównie obrazami. Przy czym te obrazy to raczej mało czytelne impresje, jakie można mieć na temat nowoczesności czy wolności gospodarczej. Oczywiście stoją za nimi bardzo konkretne sytuacje ludzi, zazwyczaj komfortowe dla nielicznych i bardzo niekomfortowe dla licznych. Wolność od regulacji czy podatku dla przedsiębiorcy to bariera dla korzystania ze swojej wolności dla prekariusza. Nie chodzi tylko o twardą ekonomię, która coraz lepiej przedostaje się dziś do mediów w postaci opisów sytuacji pracowniczej prekariuszy.

Jeśli chcesz być obywatelem i należeć do społeczeństwa, musisz mieć pewne minimum materialne, żeby stać cię było na ubezpieczenie zdrowotne, prawnika, wykształcenie, antykoncepcję czy leki. Uczestnictwo w kulturze też kosztuje, tak jak i więź społeczna. Nie istniejesz społecznie, jeśli nie stać cię na umówienie się z kimś w kawiarni, zabranie dziewczyny do kina czy wyjechanie na urlop. W takiej sytuacji na myśl o tym, że masz głosować, może cię tylko szlag trafić. Druga najlepsza opcja, to zagłosować na tego, którego najgłośniej szlag trafia w telewizji. Od kilku elekcji wkurzeni mają do wyboru sezonowego rzecznika, takiego właśnie jak Kukiz.

Obywatele raczej nie wczytują się w programy partii. My ich niby oczekujemy, a partie je niby piszą. Wydaje się, że ambicję stworzenia szczegółowego programu ma Partia Razem. Działacze obiecali wszystko dokładnie policzyć, ale zdecydowali się od razu ogłosić trochę konkretów. Partia chce ustalić minimalną płacę godzinową w wysokości 15 zł brutto dla umowy o pracę na czas nieokreślony i 20 zł brutto dla wszystkich innych rodzajów umów; wprowadzić 35-godzinny tydzień pracy oraz zwiększyć uprawnienia Państwowej Inspekcji Pracy i zakazać darmowych staży. Obiecuje podnieść kwotę wolną od podatku do dwunastokrotności minimum socjalnego i wprowadzić stawkę podatkową „dla prezesów” – 75 proc. od dochodów powyżej 0,5 mln zł rocznie. Chce zakazać eksmisji na bruk. Ugrupowanie obiecuje zlikwidować składkę zdrowotną i finansować służbę zdrowia z budżetu państwa. Ma zatrzymać likwidację i prywatyzację szkół, a także powiązać nakłady na edukację z PKB.

Materialistyczne obietnice

Myliłby się natomiast ten, kto by sądził, że program Nowoczesnej przeczytamy na jej stronie internetowej, bo takiego tam nie ma. Jest wymienionych za to pięć wartości, na których zależy środowisku związanemu z Petru: wolność, rozwój, zaangażowanie, odpowiedzialność i... – no zgadnijcie – nowoczesność oczywiście. Nie wiem, na jakie poparcie liczy lider, ale pod tym zestawem podpisze się 100 proc. Polaków, wyłączając może monarchistów. Jest jeszcze deklaracja programowa, ale są tam tylko ogólne hasła wyrażające rozczarowanie czasami transformacji, niemówiące natomiast nic o obietnicach partii. Petru w wywiadach mówi, że chce zmniejszenia sektora publicznego, jeszcze większej liberalizacji prawa pracy, a także wprowadzenia budżetu partycypacyjnego w każdej gminie.

Obie partie łączy kilka materialistycznych obietnic związanych z ograniczeniami dla parlamentarzystów. Razem chce powiązać wynagrodzenia poselskie z trzykrotnością płacy minimalnej. Oba ugrupowania obiecały też pozbawienie partii finansowania z budżetu państwa. Obie partie chcą zmniejszyć do dwóch kadencji urzędowanie parlamentarzystów, a przy okazji i burmistrzów, i prezydentów miast.

Dla Razem i NowoczesnejPL najbardziej charakterystyczne jest to, co jest też ich punktem stycznym, czyli schowanie kwestii światopoglądowych. Możliwe zresztą, że mają na nie podobne poglądy. Razem twierdzi, że to dla nich oczywiste, iż są krytykami Kościoła i zwolennikami praw mniejszości, ale to, co mówią, odbierane jest raczej jako taktyka wynikająca ze strachu przed odrzuceniem przez elektorat socjalny postrzegany jako konserwatywny. Środowiska lewicowe odbierają to zachowanie raczej krytycznie, bo te kwestie przecież nie są rozwiązane ani nie są nieważne. Szkodliwy wpływ wyjątkowo zacofanego u nas Kościoła na edukację, prawa mniejszości czy finanse państwa, upadek mediów publicznych, będących dla trzech czwartych społeczeństwa jedynym dostępem do kultury, albo dyskryminacja kobiet też nie straciły na znaczeniu.

Krytycznie również odebrano dystansowanie się od „znanych z telewizji” polityków czy działaczy lewicy. Nie wygląda obiecująco decyzja o braku lidera. W takich zachowaniach Razem przypominają raczej Indignados, którym nie udało się przejść od protestu społecznego do ruchu społecznego, niż Podemos czy Syrizę, które wyciągnęły z tych błędów wnioski.

Ci na lewicy, którzy zamierzają jednak dystansować się od Razem, powinni pokazać lepszą odpowiedź na pytanie, jak będąc partią, reprezentować z tych samych pozycji jednocześnie kwestie światopoglądowe i socjalne w sytuacji, gdy socjalny elektorat rzeczywiście jest konserwatywny. W „Krytyce Politycznej” uznaliśmy kiedyś, że tę trudność należy najpierw rozwiązać „pracą w ludziach”, czyli w akcjach społecznych, edukacji, wydawaniu pism, gazet i książek czy prowadzeniu centrów kultury.

Ale decyzja o poświęceniu się takiej pracy zobowiązuje do poparcia tych, którzy uznali inaczej i budują dziś lewicową partię. Przy okazji dobrze wszystkim zrobi, jak sobie powiemy, że czegoś takiego jak jedyna prawdziwa lewica po prostu nie ma. A tym, którzy najchętniej zajmują się odmierzaniem lewicowości innych, zazwyczaj nie wystarcza już energii na nic więcej.

Sławomir Sierakowski – twórca i redaktor naczelny „Krytyki Politycznej”, absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na UW (w ramach których studiował socjologię, filozofię i ekonomię) i stypendysta na Uniwersytetach Princeton, Yale, Harvard. Publicysta pism: „The New York Times” i „The Guardian”.

Polityka 24.2015 (3013) z dnia 09.06.2015; Polityka; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Byt zaprząta świadomość"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną