Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Prezydent Polski czy PiS? Tego nadal nie wiemy

Kancelaria Prezydenta RP
Nic się po prawdzie nie stało, było tak, jak można było się spodziewać. I zapewne potrwa ten styl aż do wyborów parlamentarnych, ewentualnie wzmacniany inicjatywami ustawowymi prezydenta.

A więc mamy nowego prezydenta, Andrzeja Dudę. Ostatni numer POLITYKI, wydany z okazji zaprzysiężenia prezydenta, przynosi na okładce dwa komunikaty – pierwszy adresowany w punkt, czyli Duda Day, ale nad nim postawione jest pytanie: Kim pan jest, panie prezydencie? Przekaz jest wzmocniony zdjęciem Andrzeja Dudy, celowo zamazanym, choć osoba jest rozpoznawalna. Tak jakby prezydent szedł w naszą stronę, wyłaniając się z mgły.

To wychodzenie będzie trochę trwało, co zostało potwierdzone dniem zaprzysiężenia i słowami prezydenta, zwłaszcza orędziem inauguracyjnym. Dla porządku: uroczystość była zorganizowana i przeprowadzona perfekcyjnie, główny bohater od strony formy prezentował się dobrze, mówił bez kartki, potoczyście i na szczęście nie za długo. Widać było po raz kolejny, że do uprawiania polityki widowiskowej, medialnej, ma predyspozycje, a zdolności na tym polu wręcz rozwija. W każdym razie nie robił wrażenia debiutanta i stremowanego swoją rolą oraz pozycją działacza z dalszych szeregów.

Treści, które przekazał, miały cechy deklaracji wstępnych i ogólnych, były dostrojone do uroczystości i adresowane w różne strony. Nie było widomego powodu, by odnajdywać w nich jakichś zamierzonych obraz, jakichś gróźb, przepowiedni jakiejś wielkiej zmiany. Wręcz odwrotnie, Andrzej Duda potrafił podziękować swoim poprzednikom, w tym także, a jakże, Bronisławowi Komorowskiemu, choć naturalnie wyróżnił spośród nich Lecha Kaczyńskiego.

Co można zresztą zrozumieć. Gdy mówił o polityce zagranicznej, zapewniał z kolei, że będzie – zgodnie z wymogami konstytucji – współpracował z premierem i ministrem spraw zagranicznych. Podkreślił, że czuje się prezydentem także tych, którzy na niego nie głosowali, oraz tych, którzy wierzą i nie wierzą. W tej warstwie prezydent brzmiał wspólnotowo, koncyliacyjnie, nawet ciepło.

W tej warstwie bardziej politycznej, zapowiadającej rzeczy i sprawy konkretniejsze i twardsze, coś tam zostało jednak zarysowane czy naszkicowane. Podkreślając swoją niezłomność, zapowiedział realizację swoich obietnic, czyli reformę reformy emerytur, zmiany podatkowe dla najbiedniejszych, w ogóle wykazywał troskę, nazwijmy ją, socjalną.

Wrażliwość swoją pokazywał również, gdy mówił o Polonii i polskich emigrantach. Najwięcej jednak czasu i miejsca poświęcił polityce zagranicznej, na szczęście nie mówił o jakiejś rewolucji na tym polu, a o tzw. korektach. Nie było ani słowa o Berlinie i Moskwie, ale też o Ukrainie, za to wiele o aktywności i twardym reprezentowaniu interesów Polski, o polityce od Morza Bałtyckiego po Adriatyk, o polityce historycznej. Ten program korekt mógł irytować Komorowskiego i Kopacz, niemniej też można było go przyjąć jako spodziewany popis retoryki i zaznaczenie własnego tropu politycznego.

Zatem nic się po prawdzie nie stało, było tak, jak można było się spodziewać. I zapewne potrwa ten styl aż do wyborów parlamentarnych, ewentualnie wzmacniany inicjatywami ustawowymi prezydenta, znakomicie wpisującymi się w demonstrowany populizm i ckliwą troskę społeczną. Nie zmieni się, bo operacja Duda, która zakończyła się sukcesem, teraz zmieniła się w operację Szydło i teraz Duda musi Szydło popierać.

Czyli pytanie, kim jest pan prezydent, musi poczekać na odpowiedź. Ale ono nadejdzie, a będzie sprowadzać się do pytania innego: czy Andrzej Duda będzie prezydentem Polski czy PiS? Dzisiaj tego nie wiemy.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną