Jaki PiS idzie do władzy? Kto będzie premierem rządu stworzonego po wyborach (ewentualnie) przez partię Jarosława Kaczyńskiego? Pytania te stawia się dzisiaj na nowo – zwłaszcza po ostatniej sejmowej debacie poświęconej kwestiom uchodźców.
– Wrócił Jarosław Kaczyński. To wydarzenie tygodnia. Wrócił również Antoni Macierewicz za sprawą tekstu w piśmie „wSieci”. Natomiast Jarosław Kaczyński sam wbiegł na scenę, trybunę sejmową, i wygłosił straszne przemówienie. Dlaczego PiS to robi? – pytał swoich rozmówców – Tomasza Lisa, Wiesława Władykę i Tomasza Wołka – Jacek Żakowski, publicysta POLITYKI.
Zdaniem prof. Wiesława Władyki stało się to z kilku powodów. Pierwszy jest autonomiczny i związany z tym, że Jarosław Kaczyński „ma czasami potrzebę powiedzenia, co myśli”.
– Druga sprawa to chyba to, że prezes uznał, że trzeba lekko osłabić temperament Beaty Szydło i pokazać, że w sytuacjach, kiedy trzeba powiedzieć coś poważnego, to te słowa muszą płynąć z jego ust. Kaczyński mógł też uznać, że to jest ruch kampanijny, udatny, ponieważ duża część elektoratu kocha takie myśli – przyznał Władyka.
Według Tomasza Wołka powód był bardziej pragmatyczny. Innymi słowy – w obliczu różnego rodzaju plotek i dyskusji, że oto zbliża się kres jedynowładztwa Kaczyńskiego w partii, prezes PiS chciał po prostu przypomnieć, kto tu rządzi.
– Problem uchodźców, najszerzej rozumiany, z wszystkimi możliwymi implikacjami, to jest zupełnie nowa karta, wytyczenie nowego kierunku. Tak jak kiedyś Kaczyński wymyślił podział na Polskę liberalną i Polskę solidarną, teraz zmiarkował, ze oś podziału ideowego i mentalnego Polaków będzie przebiegać inaczej. Że wyznaczy tę oś problem uchodźców – przewiduje Wołek.
Tomasz Lis w wystąpieniu Kaczyńskiego nie widział jakiejkolwiek strategii. Redaktor naczelny „Newsweeka” zastanawiał się, czy Kaczyński i Macierewicz w ogóle jeszcze robią na kimś wrażenie.
– Oczywiście, istnieje wciąż bardzo liczna grupa, na której robi to wrażenie i dlatego PiS ma 36, a nie 48 proc. w sondażach. Ale czy jest wśród tych 36 proc. jeszcze jakaś – i jak duża – grupa wyborców labilnych, ewentualnie gotowych przenieść swoje głosy gdzieś indziej? Nie wiem, czy jest – stwierdził Lis.
Zdaniem Tomasza Wołka możliwy jest tu jeszcze jeden manewr. Pojawiło się zbyt wiele twarzy („jak na standardy pisowskie”), łagodnych. Wśród nich – nie tylko Beata Szydło, lecz także nowa rzecznik prasowa Elżbieta Witek oraz szef kampanii. Według Wołka to nie są politycy „przesadnie agresywni”. – W związku z tym odbieram wystąpienie Kaczyńskiego jako apel do żelaznego, twardego elektoratu – podsumowuje publicysta.
– Ale też powiedział to do szerokiej publiczności, bo swoją siłę i wszechwładzę pokazał w ostatnich tygodniach, układając listy wyborcze. Tutaj też bezwzględnie zrealizował swoje cele, i to kosztem tzw. koalicjantów. Mnie się wydaje, że Kaczyński po prostu chciał się pokazać: jestem i moi kochany ludzie pamiętają o mnie. Zastanawiam się jeszcze, jak będzie wyglądała miesięcznica 10 października, bo podobno jest już ukończony film „Smoleńsk” i zapowiadano jego premierę na listopad – uważa prof. Władyka.
Tomasz Wołek podkreślił jednak, że niezależnie od wyniku wyborów parlamentarnych Andrzej Duda już jest prezydentem i gospodarzem Pałacu Prezydenckiego. – Odbędzie się tradycyjnie manifestacja, która od katedry podejdzie pod pałac, gdzie powita ją prawowity lokator, który wyjdzie do tego tłumu – przewiduje Wołek.
Gdyby PiS chciał uczynić katastrofę smoleńską jednym z głównych tematów kampanii, jej ostatniej fazy, toby znaczyło, że Jarosław Kaczyński nie chce jednak rządzić – uznał jednak Jacek Żakowski.
– Ale może on doszedł do wniosku, że Beata Szydło jest bardzo fajną osobą, ale żeby jej powierzać formowanie rządu, to jednak przesada? Ale może będzie tak, jak z Marcinkiewiczem, który jednak szukał niezależności. Jeśli Szydło zacznie robić to samo – a jest zbratana z prezydentem – to ktoś ją ściągnie. I to będzie kłopot dla PiS. Może lepiej nie ryzykować i od razu wziąć ten urząd – przekonywał Żakowski.
Z publicystą POLITYKI nie zgodził się jednak Tomasz Wołek. – Sądzę, że kiedy Jarosław Kaczyński zapowiada oddalenie Polski od Europy, które jest niezmiernie groźne, to być może nie będzie chciał brać na swoje barki odium tego, kto występuje w pierwszej linii i zbiera ciosy. Sądzę, że on będzie rządził z tylnego siedzenia.